[ Pobierz całość w formacie PDF ]
czy bodaj prawo wtrącać się do spraw ludzi, wyrzucać kogokolwiek ze świąty-
ni, i tak jak oni to przedstawiali mógłbym przyznać im pewną rację. Za-
decydowali, że Chrystus jakiś prorok z północy mający lud za sobą jest
niebezpieczny dla nich wszystkich.
Nie zwlekając trzeba Go zatrzymać powiedział jeden z nich. Przy-
bywają do miasta tacy, co jeszcze Go nie słyszeli. Oni nie są Jego wyznawcami.
Trzeba pojmać Go i sądzić za wiele zbrodni: za odstępstwo, za bluznierstwo. Tych
wykroczeń lud bardzo nie lubi.
Jak pojmać Go? zapytał któryś.
W nocy. Ktoś musi wskazać Go strażnikom świątyni. Ale nikt z nas!
Ja znam takiego powiedział człowiek imieniem Datan to jeden z Jego
wyznawców. Potrzebuje pieniędzy. Na imię mu Judasz.
68
Nowoczesny dramaturg nie napisałby tego lepiej zauważyłem. Zwiet-
na ekspozycja. I ci spiskowcy mówią jak ludzie naszych czasów.
Joan Terrill zaciskała pięści, omal nie tłukła się po kolanach. Nie odpowie-
działa mi. Na scenie dalej toczyły się knowania, a Chrystus tymczasem odwiedzał
swoich wyznawców, zamierzając udać się na Paschę do Betanii. Teraz był Chry-
stusem nie znanym mi, takim, jakiego nie opisywali ewangeliści. To był towa-
rzysz, gawędzący z serdecznymi przyjaciółmi, planujący podróż. Po pierwszych
kilku rozmowach dialog ustał. Już tylko śmieli się i mówili na migi. Byli zwy-
czajni jak ludzie wszędzie, radowali się dniem i radowali się, że są razem.
Chrystus roześmiany powiedziałem. Nigdy mi to nie przyszło na
myśl. Przecież właśnie tego religia zawsze potrzebuje.
Joan Terrill zignorowała tę uwagę tak jak poprzednie. Nic dla niej nie istniało
poza tym, co działo się na scenie. Ja sam poddałem się urzekającemu realizmowi
misterium, ale nie pochłaniało mnie ono całkowicie.
Sceny przesuwały się szybko, chwilami niezdarne, część dialogu żałośnie ku-
lała. Napięcie publiczności wzrastało, w miarę jak dramat się rozwijał. Postać
Judasza nabierała wyrazu i ten człowiek rzeczywiście był wspaniałym aktorem.
Wydawało mi się prawie niewiarygodne, że ja z nim w gospodzie popijałem piwo.
Judasz występował w żółtej szacie i w ciemnopomarańczowej pelerynie, w ko-
stiumie łotra tak oczywistym, jak czarny kapelusz w westernach. On był czarnym
charakterem, ale grał swoją rolę w całej rozciągłości, wykraczając poza melodra-
mat. Jego monolog dorównywał hamletowskiemu, kiedy zaniepokoiło go to, że
Chrystus pozornie nie zamierza utworzyć na nowo kwitnącego potężnego króle-
stwa Izraela, tylko mówi o rozstaniu i o śmierci.
Dosyć mam nadziei i czekania powiedział ten niespokojny Judasz.
Przede mną wciąż ubóstwo i niedola. Nic innego nie zaznałem od początku życia.
Może byłoby dobrze opuścić Go, póki jeszcze czas. Pragnąłem z Nim dzielić
Jego Królestwo chwały. . . ale ono nie nadchodzi. A co nadchodzi? Wciąż niedola
i ubóstwo. Kto pragnie to z Nim dzielić? Nie ja. Nie ja.
Miał w sobie jakąś nieokrzesaną siłę wygłaszając ten monolog, a także i wte-
dy, gdy Datan ostrożnie badał, czy on jest gotów wskazać Chrystusa żołnierzom.
Kurtyna opadła, a kiedy podniosła się znowu, Chrystus i apostołowie siedzieli
przy długim stole. To była w każdym szczególe Ostatnia Wieczerza Leonarda da
Vinci. Chrystus już pobłogosławił chleb i wino, już powiedział, że to Ciało i Krew
Jego, i oznajmił, że któryś z tych przy stole zdradzi Go. Apostołowie protestowali
wstrząśnięci i przestraszeni.
Ten żywy obraz w słabym świetle trwał pełne dwie minuty.
Potem aktorzy poruszyli się i zaczęli głośno wołać, że niemożliwością jest, by
którykolwiek z Jego przyjaciół miał Go zdradzić.
O kim mówisz, Panie, kto to jest?
Czy to ja, Panie? zapytał Judasz.
69
Inny apostoł przekrzyczał Judasza:
Kto to jest, Panie?
Chrystus zamoczył chleb w winie.
Ten, któremu ja umaczany chleb podam.
W tej samej chwili Judasz wstał i odszedł od stołu, co uczynił tak nieznacznie,
że apostołowie, powtarzając jeden przez drugiego swoje pytania i protesty, nie
zwrócili na to uwagi.
Kurtyna opadła.
Kiedy podniosła się znowu, Judasz i Datan byli przed Kajfaszem. Nastąpiła
scena, w której Judasz przyjmuje trzydzieści srebrników, okazuje się wstrętnie
chciwy, zapomina o przyjazni.
Niech twoi ludzie przyjdą do ogrodu, gdzie On się modli powiedział
Judasz. Powinni mieć pochodnie i latarnie. Ja wam dam znak.
Ogród był jeszcze jednym żywym obrazem.
Chrystus w ogrodzie. Klęczał z rękami opartymi o głaz. Oczy miał wzniesione
ku niebu. Wokoło na ziemi spali Jego uczniowie. Tak było przez jakąś minutę.
Potem Chrystus poruszył się i oglądaliśmy dalszy ciąg przedstawienia.
Ojcze, jeśli chcesz modlił się Chrystus zabierz ten kielich ode mnie.
Wszelako nie moja, lecz Twoja wola niech siÄ™ stanie.
Rozpaczliwa modlitwa samotnego człowieka, którego czekały tortury
i śmierć. Z dala doleciały głosy i po chwili do ogrodu weszli za Judaszem strażni-
cy świątyni. Chrystus wstał wolno. Judasz podszedł do Niego i ucałował Go.
Przyjacielu, po coś przyszedł? zapytał Chrystus. Wydajesz Syna
Człowieczego pocałunkiem? Kogo szukacie?
Jezusa z Nazaretu odpowiedział jeden ze strażników.
Jam jest.
Zakotłowało się na scenie, kiedy strażnicy pojmali Jezusa i apostołowie obu-
dzili siÄ™. Piotr wyciÄ…gnÄ…Å‚ miecz, odciÄ…Å‚ ucho jednemu imieniem Malchus. SÅ‚ynne
słowa Chrystusa padły pięknie wyliczone w czasie:
Piotrze, schowaj twój miecz do pochwy. Ci, którzy mieczem wojują, od
miecza ginÄ….
Koniec aktu, koniec pierwszej połowy sztuki. Kurtyna opadła powoli. Dzwo-
ny kościelne w miasteczku biły z przejmującą powagą. Joan Terrill potrząsnęła
głową.
To cudowne rzekła po prostu cudowne.
No, raczej tak przyznałem.
Korespondenci wstawali i wychodzili z amfiteatru, wszyscy teraz poważni.
Twarze mieli interesujące, ale mnie bardziej interesowały twarze miejscowych
ludzi. Twarze to moja pasja malarska, a te tutaj były naprawdę wspaniałe. Miesz-
kańcy Friedheim dorastali zżyci z dramatem misteriów. Oddychali nim, znali go
prawie od urodzenia jako legendę swojego miasteczka: a przecież misteria nadal
70
pozostawały dla nich czymś niezwykłym. Przejmowały ich do głębi i owo przeję-
cie malowało się na ich twarzach.
Zamówiłam stolik i obiad dla nas w moim hotelu powiedziała Joan
Terrill. Mam nadzieję, że zje pan ze mną.
Głos jej troszeczkę drżał, lekko zachrypnięty. Nie rozumiałem, dlaczego.
Dziękuję powiedziałem. Dobry pomysł.
W restauracji hotelowej dostaliśmy mały stolik pod ścianą. Znów stwierdzi-
łem, że ta dziewczyna jest ładna, że podobają mi się jej oczy, dziwnie żarliwe
oczy, prosty, nieco przykrótki nosek, usta, teraz kiedy przestała zaciskać je w na-
pięciu, jakieś dziecięco bezbronne.
Czy pan rzeczywiście jest niewierzący zapytała czy to tylko poza?
Staram się nie pozować. Trudno mi odpowiedzieć pani. W co nie wierzący?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tematy
- Home
- William Shatner Tek War 8 Tek Kill
- Frederik Pohl & Jack Williamson Starchild Trilogy
- William C. Dietz Sam McCade 02 Imperial Bounty
- William C. Dietz Deathday (com v4.0)
- Jack Williamson Eldren 02 Mazeway
- City on Fire Walter Jon Williams
- William Gibson Collection Short Stories
- William Lilly Christian Astrology Volume 1
- gibson william swiatlo wirtualne
- Walter Jon Williams Hardwired
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- patryk-enha.pev.pl