[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Moja matka nie jest kobietą, za którą ją uważałam. Nigdy tak naprawdę jej
nie znałam. To Mary Dowd - kłamczucha i czarodziejka. Morderczyni.
- Jesteś Mary Dowd. Jej uśmiech zamiera.
- Więc już wiesz.
Jakaś część mnie żywiła nadzieję, że się mylę i że mama wy buchnie
śmiechem, mówiąc, iż to głupie nieporozumienie, a potem wszystko
wyjaśni. Prawda stanowi bolesny cios.
- Nikt nie przyszedł do ciebie i nie opowiedział ci tych wszyst kich rzeczy
o mnie. Sama to wiedziałaś. Należałaś do Zakonu. Wszystko, co mi
powiedziałaś, to kłamstwa.
Jej głos jest zaskakująco miękki.
- Nie. nie wszystko.
Mruganiem próbuję powstrzymać łzy.
- Okłamałaś mnie.
- Tylko po to, by cię chronić.
- Kolejne kłamstwo. - Czuję taką nienawiść, że aż chce mi się od niej
wymiotować. - Jak mogłaś?
- To działo się tak dawno temu. Gemmo.
- I to ma być usprawiedliwienie? Zaprowadziłaś tę dziewczyn kę do
Wschodniego Skrzydła. Zabiłaś ją!
- Tak. I każdego dnia życia pokutowałam za to. - Ptak na ga łęzi głuchym
głosem śpiewa wieczorną piosenkę. - Wszyscy zakła dali. że umarłam i w
pewnym sensie tak się stało. Mary Dowd ode szła. a jej miejsce zajęła
Virginia. Stworzyłam dla siebie nowe życia z twoim ojcem, a potem z
Tomem i z tobÄ….
Mokre, gorące łzy spływają po moich policzkach. Matka pró buje mnie
wziąć za rękę, ale odsuwam się.
- Och, Gemmo, jak mogłam ci powiedzieć o tym, co zrobiłam?' To klątwa
matek, wiesz. Nigdy nie jesteśmy przygotowane na to, jak wielką miłość
poczujemy do naszych dzieci, jak bardzo będzie my chciały je chronić
przez to, że same będziemy doskonałe. - Mruga szybko, starając się nie
płakać. - Myślałam, że mogę zacząć na nowo, że wszystko zostało
zapomniane, a ja odzyskałam wol ność. Ale tak nie było. - W jej głosie
słychać gorycz. - Powoli za częlam sobie uświadamiać, że jesteś inna. %7łe
od dawna martwa moc Zakonu i międzyświata znów się w tobie odradza.
Bałam się tego. Nie chciałam, żebyś dzwigała to brzemię. Myślałam, że
moża nic nie mówiąc, zdołam cię ochronić, dopóki to nie minie i nie sta
nie się znowu legendą. Tylko tyle. Ale oczywiście myliłam się. Nie można
uciec przed przeznaczeniem. A potem zrobiło się już za pózno i Kirke
odnalazła mnie, zanim miałam szansę wszystko ci opowiedzieć.
- Ona nie zginęła w pożarze.
- Nie. Byłam o tym przekonana, dopóki rok temu nie przyjechał do mnie
Amar i nie powiedział, że ona używa swojej więzi z mrocznym duchem,
żeby nas wszystkich odnalezć. Dowiedziała się, że
któraś z nas znów stała się portalem do międzyświata. Nie wiedziała tylko
która. - Uśmiecha się do mnie, ale jest to uśmiech pełen bólu.
Moje Izy przestają płynąć. Złość wznosi się we mnie jak nowy dom,
lśniący i atrakcyjny, w którym chcę mieszkać już zawsze.
- Dobrze. Wypełniłaś misję swojej duszy. Powiedziałaś mi prawdę -
mówię, wypluwając ostatnie słowo. - Dlaczego więc nie odejdziesz i nie
zostawisz mnie w spokoju? - Los mojej misja spoczywa w twoich rękach
- mówi miękko tym głosem, który kołysał mnie do snu, który zapewniał
mnie, że je stem śliczna, gdy wcale taka nie byłam. - Wybór należy do
ciebie.
- Cóż mogłabym teraz zrobić?
- Wybaczyć mi.
Akanie, które powstrzymywałam, wylewa się ze mnie wielką falą.
- Chcesz, żebym ci przebaczyła?
- Tylko w ten sposób będę mogła zaznać spokoju.
- A co ze mną? Czy sądzisz, że jeszcze kiedykolwiek zaznam spokoju,
wiedzÄ…c to, co wiem?
Dotyka dłonią mojego policzka. Cofam się przed nią.
- Przepraszam, Gemmo. Ale nie możemy cały czas żyć w świe tle. Tyle
światła, ile potrafisz, musisz zanieść ze sobą w ciemność.
Nie wiem, co powiedzieć. Nigdy o to wszystko nie prosiłam i nigdy w
życiu nie czułam się bardziej samotna. Chcę ją zranić.
- Myliłaś się w kwestii runów. Użyłyśmy magii dwukrotnie i nic złego się
nie stało.
W jej oczach pojawia się błysk.
- Słucham? Mówiłam, żebyście tego nie robiły. To niebez pieczne,
Gemmo.
- Skąd mam wiedzieć, że to nie jest jedno z twoich kłamstw? Dlaczego
mam wierzyć w cokolwiek, co mówisz?
Przyciska dłoń do ust i zaczyna nerwowo spacerować tam i z powrotem.
-A zatem międzyświat był niestrzeżony. Potwór Kirke mógł już tu być i
zdeprawować jedno z nas. Gemmo, jak mogłaś?
- Powinnam zadać ci to samo pytanie - odpowiadam, odchodząc.
- DokÄ…d idziesz? - pyta mama.
- Z powrotem.
- Gemmo. Gemmo!
Wychodzę z ogrodu. Zaskakuje mnie łowczyni. Nawet nie sły szałam, jak
do mnie podeszła od tylu, z łukiem gotowym do strzału.
- Zwierzyna jest blisko. Zapolujesz ze mnÄ…?
- Innym razem - mówię niewyraznie, gdyż usta mam spuch nięte od
płaczu.
Schyla się, żeby podnieść kiść jagód. Wrzuca jeden owoc do ust, a resztą
macha mi przed oczyma.
- Poczęstujesz się?
Przecież wie, że nie mogę jeść tych owoców, więc dlaczego mi je
proponuje?
- Nie, dziękuję - odpowiadam, przyspieszając kroku. Znajduje się nagle
przede mną, jakbym w ogóle się nie ruszała z miejsca, trzymając jagody w
wyciągniętej dłoni.
- JesteÅ› pewna? SÄ… przepyszne.
Krótkie włoski na moim karku stają dęba. Coś jest nie tak.
- Przepraszam, ale muszę już iść - mówię, ale gdy biegnę przez zielony
aksamit trawy nad rzeką, słyszę za sobą cień głosu.
- Nareszcie... Nareszcie...
- Nie psuj nam zabawy - mówi Pippa, trącając mnie trzewikiem. Nie
odpowiadam, tylko skupiam wzrok na pęknięciu w ścianie.
- Co jej jest? - Pippa pogardliwie pociÄ…ga nosem.
- Mówiłam, żeby nie jeść wątróbki - odzywa się Ann.
- No cóż - wzdycha Felicity po chwili. - Mam nadzieję, że dojdziesz do
siebie. Ale nie myśl, że się tak łatwo wywiniesz jutro w nocy.
Nie zamierzam wchodzić do międzyswiata. Ani jutro w nocy, ani nigdy.
Drzwi pokoju zamykają się, zabierając resztkę światła, a pęknięcia znikają.
#
Ann stoi w ciemnościach nad moim łóżkiem.
- Gemmo? Nie śpisz?
Zaciskam mocno oczy w nadziei, iż nie zauważy, że płaczę. Felicity i
Pippa potrząsają mną tak natrętnie, że w końcu muszę odwrócić się i
stawić im czoła.
- Chodzmy - szepcze Felicity. - Jaskinie czekajÄ…, nadobna pani
- Nie czujÄ™ siÄ™ dobrze. - Odwracam siÄ™ i wbijam wzrok w delikatne rysy
na ścianie.
ROZDZIAA TRZYDZIESTY TRZECI
Pan Bumble okazuje się twardszym orzechem do zgryzienia, niż
sądziłyśmy. Udaje się prosto do Crossów i wszystko im mówi. Crossowie
są przerażeni, że stracili kontrolę nad tym, nad czym zawsze powinni
panować - nad córką, czyli swoim zabczpiecze niem finansowym. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dona35.pev.pl