[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Podjechali pod hotel, gdzie na krzesłach przy krawężniku siedzieli i słuchali śpiewu
czarnych akwizytorzy.
- Muszę... - powiedziała kobieta.
Horace wysiadł, przytrzymał dla niej otwarte drzwiczki. Nie poruszyła się.
- Niech pan posłucha, muszę panu powiedzieć...
- Tak. - Wyciągnął rękę. - Wiem. Przyjdę jutro rano.
Pomógł jej wysiąść. Minęli akwizytorów, odwracających się za nimi, patrzących na jej
nogi i w hallu hotelowym podeszli do kontuaru. Zpiew przenikał przyćmiony przez mury i
światła.
Z dzieckiem na ręku kobieta czekała spokojnie, dopóki Horace nie załatwił formalności.
- Niech pan posłucha - powiedziała. Portier z kluczem podchodził już do schodów.
Horace wziął ją za rękę i odwrócił w tamtą stronę. - Muszę panu coś powiedzieć - powtórzyła.
- Jutro rano - rzekł. - Przyjdę wcześnie. - I poprowadził ją do schodów.
Wciąż jeszcze zwlekała patrząc na niego. Wyzwo-'liła rękę, odwróciła się i stanęła przed
nim.
- Więc dobrze - powiedziała cicho, rzeczowo, z
twarzą lekko pochyloną nad dzieckiem. - My nie mamy pieniędzy. Mówię to panu teraz.
Za tÄ™ ostatniÄ… partiÄ™ whisky Wytrzeszcz nie...
- Tak, tak - przerwał jej. - Z samego rana. Przyjdę, zanim pani skończy jeść śniadanie.
Dobranoc.
Wrócił do samochodu w rozbrzmiewający śpiew.
- Do domu, Isom - powiedział.
Zakręcili i znów przejeżdżali obok więzienia, w którym ten człowiek opierał się o kraty
okna ponad głowami sterczącymi wzdłuż ogrodzenia. Na 'okratowa-nej, pociętej szparami
świateł ścianie trząsł się, tętnił potwornie, chociaż wiatru prawie nie było, rozmazany cień
drzewa azjatyckiego; bogaty i smutny ucichł za nimi śpiew. Samochód sunął gładko i szybko,
mijajÄ…c wylot wÄ…skiej uliczki.
- Tutaj - powiedział Horace. - Dokąd ty?... Isom nacisnął hamulec.
- Pani Narcissa kazała przywiezć pana do domu - powiedział.
- Och, naprawdę? - zapytał Horace. - To bardzo uprzejmie z jej strony. Możesz jej
powiedzieć, że ja to zmieniłem.
Isom cofnął samochód i skręcił w wąską uliczkę, a potem w aleję wjazdową, tunel nie
strzyżonych cedrów, gdzie światła reflektorów wznosiły się i wierciły drogę przed sobą jak w
najgłębszej ciemności morza, jak w rozbiegającym się tłumie dziwnych sztywnych postaci,
którym nawet światło nie mogło nadać barwy. Samochód zatrzymał się przed drzwiami domu,
Horace wysiadł.
- I może byś jej powiedział, Isom, że nie do niej uciekłem. Zapamiętasz to?
XVII
Ostatnie kwiaty w kształcie trąbek spadły już z drzewa azjatyckiego w rogu więziennego
dziedzińca.
Leżały gęsto, lepiły się do podeszew, biły w nozdrza słodką, aż za słodką wonią - jakąś
słodyczą przesy-tliwą, dogorywającą, a wieczorem poszarpany cień teraz już w pełni
rozwiniętych liści tętnił i falował strzępiasto na zakratowanym oknie. To było okno celi ogólnej,
o ścianach bielonych wapnem, całych w plamach od brudnych rąk, w deseń z imion, nazwisk i
dat, i bluznierczych bądz sprośnych wierszydeł na-bazgranych ołówkiem, wydrapanych
gwozdziem czy nożem. Co wieczór opierał się w tym oknie Murzyn morderca, z twarzą
poprzekreślaną cieniem krat pośród niespokojnych, rozchylających się coraz to inaczej liści, i
śpiewali chórem: on i ci, którzy stali wzdłuż ogrodzenia na dole. "
Czasami w ciągu dnia też śpiewał, ale sam; i tylko zwalniali kroku przechodnie, słuchali
obdarci chłopcy i mężczyzni z warsztatu samochodowego naprzeciwko.
- Jeszcze jeden dzień! Ni ma miejsca dla ciebie w niebiesiech! Ni ma miejsca dla ciebie
w piekle! Ni ma miejsca dla ciebie we więzieniu białych! Murzynie, gdzie ty pójdziesz? Gdzie ty
pójdziesz, Murzynie?
Co dzień rano Isom przywoził butelkę mleka i Horace dawał to mleko kobiecie w hotelu
dla dziecka. W niedzielę po południu pojechał do siostry. Zostawił kobietę w celi Goodwina
siedzącą na pryczy, trzymającą dziecko na kolanach. Dziecko, które z powiekami przymkniętymi
nad cieniutkimi półksiężycami białek leżało dotychczas bezwładnie i sprawiało wrażenie
uśpionego narkotykiem, tego dnia poruszało się od czasu do czasu jak martwa żaba wstrząsana
prądem elektrycznym i kwiliło.
Poszedł na górę do pokoju Panny Jenny. Siostra się nie pokazała.
- On odmawia zeznań - powiedział Horace. - Mówi tylko, że będą musieli dowieść, że to
on. I że nie mogą zarzucić mu więcej niż jego dziecku. Nawet by nie wziął pod uwagę zwolnienia
za kaucją, gdyby mógł je uzyskać. Mówi, że lepiej mu w więzieniu. I chyba ma rację. Jego
interes tam i tak już się skończył,
choćby nawet szeryf nie znalazł tych kociołków i nie zniszczył...
- Kociołków?
- Jego alembiku. Kiedy się poddał, szukali długo, dopóki nie znalezli. Wiedzieli, co on
robi, ale czekali z tym, aż mu się noga powinie. I teraz wszyscy na niego skoczyli. Dobrzy
klienci, którzy kupowali u niego whisky i kiedy ich częstował, pili za darmo, i może jeszcze
próbowali za jego plecami zalecać się do jego żony! Gdyby pani mogła usłyszeć, co gadają teraz
na mieście! Dziś rano pastor baptystów obrał go sobie za temat kazania. Nie tylko jako mordercę,
ale i cudzołóżcę. Kalającego powietrze, to wolnomyślne demokratyczno-protestanckie
powietrze hrabstwa Yoknapatawpha. O ile mi wiadomo, mile by widział spalenie Goodwina
i jego żony na stosie, co byłoby należytym przykładem dla ich dziecka; a dziecko ma się
wychowywać i uczyć angielskiego tylko po to, by pojąć, że zostało spłodzone w grzechu przez
dwoje ludzi, którzy słusznie zginęli na stosie "właśnie dlatego, że je spłodzili. Dobry Boże, czy
człowiek, cywilizowany człowiek, może poważnie...
- To tylko baptyści - powiedziała Panna Jenny. - Jak z pieniędzmi?
- Miał trochę, niecałe sto sześćdziesiąt dolarów. W puszce zakopanej w stajni.
Pozwolili mu wykopać.  Chyba jej wystarczy na utrzymanie - powiedział - dopóki to się nie
skończy. A potem się stąd wyniesiemy. Już od dawna mieliśmy ten zamiar. Gdybym posłuchał
jej, już by nas tu nie było. Dobra z ciebie dziewczyna" - powiedział. Ona z dzieckiem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dona35.pev.pl