[ Pobierz całość w formacie PDF ]

na nią; widziała przerażenie na twarzy kierowcy, widziała, jak gwałtownie skręca kierownicą. Błotniki
pojazdów minęły się w odległości kilku cali. Usłyszała klakson, głośny jak gwizd przejeżdżającego
przez stację pociągu. Pomyślała, że straciła boczne lusterko, ale również ono ocalało.
Ogarnęła ją nieopisana ulga. Aż się lepiła od wywołanego Szokiem potu. Ciężarówka znajdowała się
teraz dwieście jardów przed nią, a szosa na długim odcinku była prosta. Poczuła w żyłach nowy
zastrzyk adrenaliny. Da radę ją wyprzedzić. Ponownie docisnęła pedał gazu do podłogi, włączyła
kierunkowskaz, spojrzała w lusterko wsteczne. I zamarła.
Z tyłu siedział Edward.
Doznała wstrząsu, jakby kierownica była pod prądem. Odchyliła się gwałtownie.
- Edward - wyjąkała, odwracając głowę.
Siedzenie było puste. Zamrugała oczami. Lodowaty podmuch powietrza owionął jej szyję. Kątem oka
dostrzegła jakiś błysk. Czerwień. Niebezpieczeństwo. Pomarańcz. Otworzyły jej się usta, a zrenice
rozszerzyło przerażenie.
Ciężarówka stała, migając prawym kierunkowskazem.
Przerzucając cały ciężar ciała do przodu, nacisnęła hamulec. Koła się zablokowały, opony zapiszczały
na suchym asfalcie; samochodem zarzuciło w prawo, w lewo. Tył ciężarówki leciał na nią tak, jakby
ktoś ustawiał zbliżenie w obiektywie aparatu fotograficznego. Zobaczyła, że światła stopu gasną.
Prawy kierunkowskaz nadal migał. Ciężarówka zaczynała skręcać; powoli, ślamazarnie.
Szybciej. Błagam, jedz. Na miłość boską, szybciej.
Sama też była zablokowana, tak jak koła. Pasażer. Range rover zarzucił w lewo, mocno podskoczył i
pisk opon raptownie umilkł, gdyż koła wjechały na trawiaste pobocze. Przez chwilę samochód sunął w
niemal całkowitej ciszy; nie było słychać nawet silnika. Ominął wiatę przystanku autobusowego, ale
drogę zagrodził mu żywopłot. O przednią szybę zastukały jak grad kolczaste gałązki. Samochód sunął
dalej i podskoczywszy ze skrzypnięciem resorów wjechał na miękką ziemię zaoranego pola. Kilka
gawronów odfrunęło, spłoszony bażant wzbił się ciężko w powietrze. Samochód podskoczył jeszcze
raz, a potem zatoczył łuk w prawo, jakby wpadł w gigantyczną bruzdę.
Kiedy Frannie otworzyła oczy, na tablicy rozdzielczej błyszczało jakieś czerwone światełko.
Pogratulowała sobie w duchu. Ponownie spojrzała w lusterko i odwróciła się. Nic. %7ładnego Edwarda.
Puste tylne siedzenie.
Coś monotonnie tykało. Uświadomiła sobie, że zablokowała się skrzynia biegów. Otworzyła drzwi i
wychyliwszy się z samochodu popatrzyła do tyłu. W żywopłocie była szeroka, postrzępiona dziura. Za
nią widziała czarny asfalt szosy. Dobiegł ją ryk zmieniającej biegi ciężarówki, oddalający się,
milknący. Po chwili znów słychać było jedynie tykanie pompy paliwowej.
Czując się trochę głupio, powiodła wokół wzrokiem i zamknęła drzwi. W dół nadgarstków ściekał jej
pot. Dłonie miała kompletnie mokre. Wytarła je o dżinsy i przekręciła kluczyk w stacyjce. Samochód
szarpnął i stanął. Wcisnęła sprzęgło, wyłączyła bieg na luz i spróbowała ponownie. Silnik zrobił kilka
obrotów, ale nie zapalił. Zapal, proszę! Jeszcze raz mocno przekręciła kluczyk i gdy rozrusznik
zaklekotał, delikatnie dodała gazu. Za oknami przesunął się błękitny kłąb spalin. Wrzuciła jedynkę i
powoli zwolniła sprzęgło.
Koła zabuksowały, o podwozie zastukało błoto i kamienie, a potem samochód ześliznął się w bok.
Zdjęła nogę z gazu. Myśl. Wiedziała, że powinna dać radę się wydostać. Kiedyś na wykopaliskach
siedziała w land roverze, który ugrzązł w piachu po osie. Kierowca pociągnął za coś w tunelu
transmisyjnym i wyjechali. Przyjrzawszy się uważnie przykrytemu dywanem garbowi zobaczyła małą
plastikową gałkę. Wytarte białe litery tworzyły napis  Przekładnia , a do ścianki tunelu
przymocowana była tabliczka z instrukcją. Pociągnęła dzwignię do góry, wrzuciła bieg i zwolniła
sprzęgło.
Range rover stanął bokiem; dodała mocniej gazu i samochód zaczął sunąć do przodu. Szerokim
lukiem zakręciła w przerwę w żywopłocie, przejechała na drugą stronę i zatrzymała się. Tam, gdzie
zablokowane koła zryły trawę, zostały głębokie brązowe koleiny. Boczne lusterko było zgięte na
płask, ale tym przejmowała się najmniej.
Niespokojnie popatrzyła na dziurę w żywopłocie, a potem rozejrzała się po szosie. %7ływej duszy. Może
Oliver zna właściciela pola; zadzwoni do niego i zapłaci za szkodę. Jeszcze raz odwróciła głowę i
utkwiła wzrok w tylnym siedzeniu. Odpięła pas, uklękła na fotelu i dla pewności omiotła spojrzeniem
część bagażową; na wyłożonej dywanem podłodze leżały kable złączowe; przeżuty pepeg z czasów
Kapitana Kirka; pojemnik aerozolu do odmrażania szyb i kawałek papierka od czekolady. Ani śladu
Edwarda. Usiadła z powrotem. Przywidziało jej się.
To nerwy.
Powoli ruszyła i wjechała na szosę. A potem zaczęła się trząść.
ROZDZIAA DWUDZIESTY TRZECI
Frannie minęła tablicę z napisem  MESTON HALL. GODZINY OTWARCIA 10 - 17, skręciła w
bramę z gryfami na kolumnach i przejechała pod lukiem budynku stajni. Zegar pokazywał pierwszą
dwadzieścia pięć.
Wjechawszy w tłumek zwiedzających zwolniła, odpowiedziała na afektowany uśmiech jakiejś kobiety
z personelu i zaparkowała samochód na żwirowym podjezdzie przed domem.
Potem wysiadła i obejrzała przód rangę rovera. Opony i zakola były oblepione błotem, a w hak do
holowania zaplątały się gałązki. Powyciągała je pospiesznie i rzuciła na rozpalone za
reprezentacyjnym ogrodem ognisko.
Kiedy podeszła do drzwi skrzydła mieszkalnego, w oddali rozległ się stłumiony trzask, a po nim
łoskot i jednostajny warkot. Uświadomiła sobie, że słyszała te same dzwięki przed tygodniem:
samolot Olivera. Dobrze. To znaczy, że jeszcze nie wrócił.
Dębowe drzwi zatrzasnęły się za nią głucho. Nadal była roztrzęsiona. Nie wiedziała, czy powinna
powiedzieć Oliverowi o swoim wypadku i gryzła się sprawą żywopłotu.
Zawołała:  Już jestem! , ale nikt jej nie odpowiedział. W powietrzu unosiły się pyłki kurzu, a z [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dona35.pev.pl