[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nika.
- O tak. Ku obopólnemu zadowoleniu - odpowiedział.
Pod koniec następnego tygodnia Naomi czuła się już w ich
wspólnym gabinecie jak w domu. DziÄ™ki kompetentnemu per­
sonelowi pomocniczemu, zaznajomienie siÄ™ z obowiÄ…zujÄ…cÄ…
tam rutyną nie zajęło jej wiele czasu.
Mary, świeżo po ślubie, była pielęgniarką Adama, Hankowi
zaś pomagała Lettie, która pełniła tę rolę niemal od początku
jego pracy. Praca z każdÄ… z nich byÅ‚a prawdziwÄ… radoÅ›ciÄ…, cho­
ciaż Lettie wyraznie sama rządziła tym, co do niej należało i nie
bała się wypowiadać swego zdania.
- Mówiłam doktorowi Taylorowi, że czas już się wycofać
- zakomunikowała zaraz pierwszego dnia nowej lekarce. - Mo-
JESTEZ ZBYT BLISKO
90
że teraz posłucha mojej rady. Prawdę mówiąc, myślę, że skoro
tego nie zrobił wcześniej, to i teraz tego nie zrobi. Uparty kozioł.
- Lubi być zajęty - uśmiechnęła się Naomi.
- Ale może być zajęty, nie prowadząc aż tak wyczerpującej
dziaÅ‚alnoÅ›ci. Jest mnóstwo rzeczy, którymi możemy siÄ™ zajmo­
wać, jeśli chcemy być aktywni; nie musi to być spędzanie całego
dnia w gabinecie lub w szpitalu.
- Jestem pewna, że sobie znajdzie jakieś zajęcie. - Naomi
wiedziała, że muszą minąć całe miesiące, zanim Hank na tyle
odzyska siły, by mógł wrócić, choćby tylko częściowo, do swej
praktyki lekarskiej.
Codziennie wieczorem wracała do domu zmęczona, ale pełna
zadowolenia.
W piątek rano jej pierwszą pacjentką była Dana Mitchell.
- Oparzone miejsca goją się bardzo ładnie - powiedziała
Naomi, obejrzawszy jej ręce.
- Bardzo ściśle przestrzegam pani zaleceń. Dziękuję Bogu
za pomoc, jakiej mi wszyscy udzielili. Nie mam pojęcia, co bym
bez niej zrobiła.
- ZorganizujÄ™ jakÄ…Å› fizykoterapiÄ™ - obiecaÅ‚a Naomi. - Jesz­
cze tydzień i będziesz mogła normalnie działać.
- Zawsze myślałam, że byłabym szczęśliwa, mogąc nic nie
robić - westchnęła Dana. - A teraz jestem bliska szaleństwa.
- Wiem, że czujesz się już dużo lepiej, ale wytrzymaj jeszcze
trochę. Nie chcemy, żeby doszło do jakichś komplikacji.
Kiedy Dana wyszÅ‚a i Naomi poszÅ‚a po kartÄ™ nastÄ™pnego pa­
cjenta, dobiegł ją fragment rozmowy telefonicznej prowadzonej
przez recepcjonistkÄ™ Joan.
- Będzie mu miło, że się pan dowiadywał o jego zdrowie...
- Joan odwiesiła słuchawkę i zaśmiała się. - %7łeby tylko nasza
centrala wytrzymała to obciążenie! Wszyscy dzwonią, żeby się
dowiedzieć, jak się czuje doktor Taylor.
JESTEZ ZBYT BLISKO 91
- Jeśli rozejdzie się informacja, że ma tętniaka, to będzie
jeszcze gorzej - powiedziała Naomi.
Po tym, jak Hank zasłabł podczas pikniku, niemal co godzinę
dzwoniÅ‚ ktoÅ› z pytaniem o jego zdrowie. W domu tak to sfru­
strowaÅ‚o Eloise, że kupiÅ‚a automatycznÄ… sekretarkÄ™, ale w gabi­
necie i w szpitalu personel musiaÅ‚ odbierać wszystkie takie te­
lefony.
- Modlę się, żeby się to nie rozeszło.
Naomi też miała taką nadzieję, ale wątpiła, by miała się
speÅ‚nić. W tak maÅ‚ym miasteczku niczego nie udawaÅ‚o siÄ™ utrzy­
mać w tajemnicy. Dla niej - mieszkanki dużego miasta, w któ­
rym większość ludzi mało interesowała się innymi - było to
zupełnie nowe doświadczenie.
- Kto jest następny? - spytała.
- OstatniÄ… pacjentkÄ™ przyjmuje już doktor Parker, ale z ap­
teki  Gibbs" dzwonili w sprawie recepty, jaką pani wypisała dla
Ruth Becker. Coś w tym sensie, że nie mają tego leku i czy nie
można by go zastąpić jakimś innym.
- ZadzwoniÄ™ do nich. - Naomi przeszÅ‚a przez hol, by zate­
lefonować z małego pokoju służącego jako podręczny magazyn
i laboratorium. Po rozmowie z aptekarzem, idÄ…c z powrotem do
gabinetu, usłyszała rozpaczliwy krzyk dziecka.
- Nie, mamo! - zawodziła dziewczynka. - Nie chcę doktora
Parkera. ChcÄ™ paniÄ…, co umie czary.
Naomi przystanęła. Zna ten dziecięcy głos.
Uchyliła lekko drzwi gabinetu Adama. Normalnie nigdy by
nie weszła podczas jego rozmowy z pacjentem, ale tym razem
była pewna, że zdoła uspokoić to dziecko. Zajrzała do środka
i zobaczyła Tinę Newsome na kolanach jakiejś kobiety, która
tuliÅ‚a jÄ… do piersi. Po czerwonej z gniewu twarzy dziecka pÅ‚y­
nęły łzy.
- Mówiłam ci, mamo!
92 JESTEZ ZBYT BLISKO
- Ale jej tu nie ma, kochanie. Powiedziano nam, żebyśmy
poszły do doktora Parkera.
Naomi zwróciła na siebie uwagę Adama. Natychmiast wstał
i podszedł do drzwi. Cofnęła się na korytarz, uśmiechając się
przepraszająco. Jego potężna sylwetka ledwo mieściła się
w drzwiach. Przypomniało jej się natychmiast, jak obejmowała
jego szerokie ramiona. By odgonić tę myśl, spytała:
- Co jest z TinÄ…?
- Nie jestem pewien. Nie pozwala mi się nawet dotknąć.
Zwykle nie mam z nią żadnych problemów, ale dziś ciągle mówi
o jakichÅ› czarach...
- Chodzi jej o mnie.
- %7Å‚arty sobie robisz?
- Były z nią trudności, kiedy ją przyprowadzili ze złamaną
ręką, więc pokazałam jej sztuczkę z monetą. I potem była już
wspaniała.
- Zwietnie, pani doktor. Zobaczmy, jak te czarodziej­
skie palce pracują. - Szerokim gestem ręki zaprosił ją do
wejścia.
- Cześć, Tina. - Naomi sięgnęła do kieszeni, by wyjąć swą
monetÄ™.
- Pani doktor od czarów! Chcę znowu zobaczyć, jak to
znika. - Tina zaczęła się kręcić na kolanach matki.
- Ale najpierw cię zbada doktor Parker - rzekła Naomi.
- Ty ją zbadaj - zachęcił ją Adam, najwyrazniej nie mając
nic przeciwko temu, by zajęła się jego pacjentką.
- Co linie dolega? - spytała matkę dziewczynki.
- Narzeka, że jÄ… swÄ™dzi pod gipsem, o tutaj. - Kobieta po­
kazała miejsce na ręce Tiny niedaleko przegubu.
Naomi obejrzała rękę dziecka. Palce były ciepłe i różowe,
tak jak powinno być.
- Możesz nimi poruszyć?
JESTEZ ZBYT BLISKO 93
Tina bez trudu to uczyniła. Problem widocznie polegał na
czymÅ› innym.
- Czy tuż przed tym, jak złamała rękę, nie ugryzł jej żaden
owad?
- To możliwe - odparła matka. - Bardzo dużo bawi się na
dworze.
Naomi spojrzaÅ‚a na Adama. WzruszyÅ‚ ramionami, najwido­
czniej tak samo jak ona nie wiedząc, co się może dziać.
- Może przeÅ›wietlenie nam coÅ› wykaże. ZadzwoniÄ™ do ra­
diologii, że przyjdzie tam pani z małą. Potem proszę wrócić
tutaj.
ZastanawiaÅ‚a siÄ™, czy nie bÄ™dzie trzeba wycinać otworu w gi­
psie, by zobaczyć, co się pod nim dzieje.
- A teraz czary! - domagała się Tina.
- Dobrze. - Naomi pokazała jej monetę i zręcznym ruchem
rÄ™ki spowodowaÅ‚a jej znikniÄ™cie. CzujÄ…c, że i Adama to zain­
teresowało, podeszła do niego. - Myślę, że to doktor Parker ma
tÄ™ monetÄ™. Nawet jestem tego pewna. - SiÄ™gnęła do górnej kie­
szeni jego fartucha i wyjęła błyszczący metal.
Tina klasnęła w ręce, ale po chwili wyraznie się zasmuciła.
- A moje czary siÄ™ nie udajÄ….
- Jak to?
- Moneta wcale nie wychodzi mi z ucha, ani z kieszeni, ani
z ręki.
Naomi spojrzała na Adama. Wyprostował się i w oczach
pojawił mu się błysk. Najwidoczniej pomyślał to samo co ona.
- Czy włożyłaś monety pod gips? - spytał.
Dziewczynka kiwnęła głową.
- Zniknęły, ale potem siÄ™ nie pojawiÅ‚y. PróbowaÅ‚am i pró­
bowałam.
- Gdzie je włożyłaś? - Naomi ujęła rękę Tiny i zajrzała pod
gips we wskazanym miejscu. Rzeczywiście coś tam błyszczało.
94 JESTEZ ZBYT BLISKO
- Pinceta! - poprosiła. Wzięła ją z rąk Adama i ostrożnie, by
nie zadrapać skóry dziecka, włożyła ją pod gips. - Nie ruszaj
siÄ™ teraz, Tino.
W parę sekund pózniej wyciągnęła ćwierć dolara, a potem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dona35.pev.pl