[ Pobierz całość w formacie PDF ]

do restauracji wskazała im kobieta w średnim wieku, która oglądała
właśnie jakiś religijny program w telewizji.
- Ty stajesz w kolejce - Alan popchnął Pam w stronę tłumu
kłębiącego się przed długim bufetem - a ja idę polować na wolny
stolik.
I pognał, bo na końcu sali dojrzał czteroosobową rodzinę, która
wÅ‚aÅ›nie zbieraÅ‚a siÄ™ do wyjÅ›cia. DopadÅ‚ stolika w tym samym mo­
mencie, w którym zjawiła się przy nim starsza para, dzwigająca
napełnione talerze.
- Siadamy razem? - zaproponowaÅ‚ siwy mężczyzna z uÅ›mie­
chem.
- Jasne.
- Cheek Kessinger - przedstawił się mężczyzna. - A to moja
żona Lila.
Alan podsunął jej krzesło i wymruczał swoje nazwisko.
- Zaraz ktoś do mnie dołączy - dodał.
- Jesteśmy z Michigan - powiedziała Lila.
- Ja z Savannah. - Na szczęście to daleko, pomyślał, więc nie
mamy szansy się spotkać.
- Tu jesteś. - Przy stole zjawiła się Pam z dwoma talerzami
wyładowanymi jedzeniem po brzegi. - Cześć - rzuciła, kiedy Alan
przedstawił ją starszym państwu.
- Rany - jęknął, patrząc na talerz. - Wzięłaś same niezdrowe
rzeczy!
- Jedz - mruknęła, nabijając na widelec ociekającą tłuszczem
kiełbaskę.
Marząc o bułeczkach z pełnoziarnistej mąki i świeżym soku,
Alan zabrał się do wycierania serwetką nadmiaru tłuszczu ze swoich
porcji jedzenia. Lila paplała bez przerwy, wyręczając wszystkich
w konwersacji. Cheek z kolei mierzył wzrokiem okrągłości Pam.
Ku swojemu zdziwieniu Alan poczuł wściekłe ukłucie zazdrości.
- Nowożeńcy? - zapytała Lila.
- Nie. - Pam rzuciła Alanowi szybkie spojrzenie. - Po prostu...
- Koledzy - wyjąkał Alan.
- Tak, starzy przyjaciele.
- Mieszkacie w apartamencie dla nowożeńców, więc myślałam,
że jesteście w podróży poślubnej.
- Skąd pani wie, gdzie mieszkamy? - Alan zesztywniał.
- Machaliśmy wam wczoraj - rozpromieniła się Lila. - Nasz
pokój jest dokładnie naprzeciwko waszego.
Alan zrobił głupią minę. Nic sobie nie przypominał. Dopiero
gdy Pam kopnęła go pod stołem, wróciła mu pamięć. Naga para
z naprzeciwka! Upuścił widelec i chrząknął zażenowany:
- Nie poznałem...
- Po prostu oboje jesteśmy krótkowidzami - pospieszyła mu na
pomoc Pam. - Prawda?
- Tak, tak. Nic nie widzimy na większą odległość. Mówi pani,
że nam machaliście?
- Oczywiście - rozpromieniła się Lila, a Cheek przysunął się
do Pam.
- Boże, jak pózno! - wykrzyknął Alan w udanym popłochu.
- Musimy iść!
- Jeszcze nie skończyłam - zaprotestowała Pam.
- Zjemy coś po drodze - syknął przez zaciśnięte zęby.
- Dobrze. - NiechÄ™tnie odÅ‚ożyÅ‚a widelec i siÄ™gnęła po serwet­
kę. - Miło mi było państwa poz...
Alan szarpnął ją za ramię i pociągnął do wyjścia.
- Puść mnie! - Wyrwała się. - Co cię opętało?
- Nawet mi nie podziękujesz - rozzłościł się.
- Za co mam ci dziękować?
- Ten obleśny staruch gapił się tak, jakby chciał zjeść cię na
śniadanie!
- Jesteś zazdrosny! - Pam wybuchnęła głośnym śmiechem.
- Co!? - Alan poczuł się idiotycznie. - Przecież to ty chciałaś
iść na zakupy!
- ChciaÅ‚am. - Kiwnęła gÅ‚owÄ…, wciąż z triumfalnym uÅ›mie­
chem. - Chodzmy zobaczyć, czy przysłali już nasz samochód.
Nie znosił jej w tej chwili. Traktowała go jak jednego z facetów,
którzy biegają za nią po całym Savannah.
Twiggy, z miną jeszcze bardziej znudzoną niż wczoraj, wręczyła
mu kluczyki i bez słowa pokazała palcem drogę na parking.
- Przynajmniej to jedno jest w porzÄ…dku. - Alan wyszedÅ‚ z ho­
telu, wciąż niezdolny spojrzeć Pam w oczy.
Nawet nie wiedział, czy idzie za nim. Przekonał się o tym dopiero,
gdy stanął jak wryty na widok samochodu, który na nich czekał, a ona,
nie spodziewając się niczego, wpadła mu prosto na plecy.
- Co się dzieje? - zapytała.
Potem spojrzaÅ‚a przed siebie, gwizdnęła i zatoczyÅ‚a siÄ™ ze Å›mie­
chu.
- Limuzyna! - wyjąkała, wycierając oczy.
Alan zupeÅ‚nie nie podzielaÅ‚ jej rozbawienia. WyjÄ…Å‚ zza wyciera­
czki zaadresowany do siebie liścik.
-  Drogi Panie! - przeczytał na głos. - Proszę przyjąć wyrazy
ubolewania z powodu wczorajszego niefortunnego kÅ‚opotu z ko­ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dona35.pev.pl