[ Pobierz całość w formacie PDF ]

była wcale taka zła.
W tym momencie na ganku domu naprzeciwko stanÄ™­
Å‚a Abbey. ZajÄ™ci renowacjÄ… roweru, nie zauważyli jej po­
wrotu.
- Scott! - zawołała, po czym znikła w środku.
- Muszę iść - powiedział chłopiec.
- Okay. A ja dokrÄ™cÄ™ jeszcze szprychy i sprawdzÄ™ Å‚o­
żyska. Wiesz, twoja mama wydaje siÄ™ dzisiaj czymÅ› pode­
nerwowana.
- Zauważyłem - oświadczył Scott z miną konspiratora.
- Może powinienem z nią porozmawiać?
- Nie radziłbym - odparł chłopiec. - Moja mama do tej
pory nie umawiała się z mężczyznami. A dzisiaj John i inni
zaprosili ją hurmem na obiad. Nie wie, co robić, jest w kro-
pce i dlatego zachowuje się jak osa. Czy sądzisz, że moja
mama powinna znów się ożenić?
- To mężczyzni się żenią, kobiety wychodzą za mąż,
zapamiętaj to sobie. A co się tyczy twojego pytania, to
naprawdę nie mnie tu radzić cokolwiek.
- Ale wiesz chyba, że pan Livengood dzisiaj się jej
oświadczył?
- Pete? Co do diabła! - wybuchnął Sawyer, lecz zaraz
wziÄ…Å‚ siÄ™ w garść. Nie mógÅ‚ przecież przed tym dziewiÄ™­
cioletnim chÅ‚opcem robić z siebie poÅ›miewiska. I tak za­
chowywaÅ‚ siÄ™ jak smarkacz, radzÄ…c siÄ™ go w sprawach zare­
zerwowanych wyłącznie dla dorosłych.
Abbey ponownie zjawiła się na ganku.
- Scott! Chodz na obiad.
- Za chwilÄ™, mamo.
- Natychmiast.
- Lepiej już idz - powiedział Sawyer. - Przyprowadzę
rower po obiedzie.
Scott chwilę pomyślał i pobiegł w kierunku domu. Przy
furtce odwrócił się.
- Sawyer, nie przejmuj się! - wykrzyknął. - Myślę, że
i tak moja mama ciebie lubi najbardziej.
Niestety, zapewnienie chłopca było niewielką pociechą,
Abbey nie mogła jeść, jedzenie stawało jej w gardle.
Miała wrażenie, że przeżuwa trociny.
Jakby na przekór jej nastrojowi, dzieci tryskały wręcz i
energią. Były rozmowne jak nigdy.
- Sawyer podarował mi swój stary rower - oznajmił
w pewnym momencie Scott.
Nic nie odpowiedziała, jakkolwiek informacja dotarła
do jej uszu. Była myślami przy dzisiejszych wydarzeniach.
W Hard Luck roiło się od kawalerów. I ci kawalerowie
dokonali dziś inwazji na bibliotekę. Nie chodziło im
o książki. Tak naprawdÄ™ przyszli wypożyczyć sobie biblio­
tekarkÄ™.
- Czy to prawda, że pan Livengood chce zostać twoim
mężem? - zapytała Susan. - Wszyscy w mieście już o tym
mówią.
- Czy dołożyć ci ryżu? - Abbey wolała zmienić temat.
Ale Susan okazała się nieubłagana.
- A ty chcesz zostać jego żoną?
- Oczywiście, że nie. Prawie nie znam pana Liven-
gooda.
- Uważam, że powinnaÅ› wyjść za Sawyera - powie­
działa Susan z najpoważniejszą w świecie miną.
- Ani myślę. - Odłożyła nóż i widelec, z których i tak
od dawna nie robiła już użytku. - Przestańcie pleść bzdury.
- To nie sÄ… bzdury, mamusiu - upieraÅ‚a siÄ™ dziewczyn­
ka. - Sawyer jest miły. Opowiedział nam kiedyś bajkę na
dobranoc, zawiózł nas nad to jezioro, nazwał je twoim
imieniem. Będzie dobrym mężem.
Abbey walnęła dłonią w stół.
- Dość o tym człowieku, dobrze? Przynajmniej przy
obiedzie.
Tym razem poskutkowaÅ‚o. Dzieci przeszÅ‚y na temat no­
wych kolegów i zabaw i zrezygnowały z wciągania jej
w rozmowÄ™.
Aż dziw, jak szybko i bezproblemowo wtopiÅ‚y siÄ™ w ży­
cie miasteczka. PoczuÅ‚a siÄ™ sama jak ten palec, osaczo­
na przez mężczyzn, którym mogła zaofiarować przyjazń
i sympatię, lecz którzy oczekiwali od niej czegoś więcej.
Aż w gÅ‚Ä™bi duszy wstrzÄ…snęła siÄ™. Uczucie poniżenia, wsty­
du i urażonej dumy omal że nie wycisnęło jej łez z oczu.
Pół godziny po obiedzie rozległ się dzwonek u drzwi.
Powiedziała Scottowi, że boli ją głowa i nie ma jej dla
nikogo.
Sawyerowi potrzebny był ten lot. Pod niebem myślało
mu siÄ™ lepiej, precyzyjniej, logiczniej. Jak gdyby zainsta­
lowane w samolocie silniki nie tylko odrywaÅ‚y go od zie­
mi, lecz również od wszystkich ziemskich uwikÅ‚aÅ„ i ogra­
niczeń.
Niebo porażaÅ‚o swoim bÅ‚Ä™kitem. Ciemne okulary chro­
niÅ‚y oczy przed ostrymi promieniami sÅ‚oÅ„ca. W dole prze­
suwał się krajobraz, niczym malunek na jakimś ogromnym
walcu.
Sawyer myÅ›laÅ‚ o Abbey. DotÄ…d żadna kobieta nie zwiÄ…­
zała go tak silnie ze sobą. To była bez wątpienia sprawa
zmysłów. Abbey, choć skromna w najszerszym tego słowa
znaczeniu, szczupła, a nawet wiotka, promieniowała wręcz
erotyzmem. PragnÄ…Å‚ jej i chociaż byÅ‚o to na pewno nie­
skromne pragnienie, nie znalazło dotąd wyrazu w żadnym [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dona35.pev.pl