[ Pobierz całość w formacie PDF ]

że wyjdę za godzinę i czy zechciałaby na mnie poczekać?
Nie odpowiedziała.
Jeszcze nigdy nie siedziałem w szkole za karę, ale przecież dotychczas nie chodziłem do
amerykańskiego liceum. Nie wiedziałem, czego oczekiwać, ale właściwie była to godzina
potwornych nudów. Siedzi się z innymi uczniami w sali do nauki jazdy. Bez telefonu,
elektronicznych gadżetów, książek, niczego. Większość dzieciaków opiera głowy o ławki i
śpi. Ja szukałem wzorów na kafelkowanej podłodze. Potem zacząłem czytać wszystkie
plakaty ostrzegające przed jazdą po pijanemu, pisaniem SMS–ów podczas jazdy,
przekraczaniem dozwolonej szybkości i różnymi innymi rzeczami.
Pomyślałem o ojcu, o naszym wypadku samochodowym i o tym, czy kierowca tej
terenówki był pijany, pisał SMS lub przekroczył dozwoloną szybkość. Myślałem o
sanitariuszu o blond włosach i zielonych oczach oraz o tym, jak wyraz jego twarzy powiedział
mi, że moje życie już nigdy nie będzie takie jak dawniej.
Kiedy minęła godzina — najdłuższa w moim życiu — złapałem komórkę i sprawdziłem
wiadomości tekstowe.
Nie było SMS–a od Rachel.
Czując się odrzucony, wyszedłem ze szkoły frontowymi drzwiami… a ona tam była.
Podszedłem do niej szybko.
— Dziękuję, że zaczekałaś.
Rachel skinęła głową i nic nie powiedziała. Wyglądała na rozkojarzoną, niepewną.
— Miałaś mi coś wyjaśnić — zacząłem.
— Powiedziałeś, że widziałeś mnie na nagraniu z kamery ochrony, tak?
Teraz zrozumiałem. Nie była rozkojarzona. Była przestraszona.
— Tak.
— Jakim cudem? Chcę powiedzieć, jak zdobyłeś to nagranie?
Pokręciłem głową. Nie ufałem jej na tyle, aby powiedzieć o roli Łyżki.
— To nie jest ważne.
— Dla mnie jest. Czy jeszcze ktoś o tym wie?
— A co za różnica?
— Dlaczego przeglądałeś nagrania z kamer?
— Mówiłem ci. Próbuję ustalić, co się stało z Ashley. Dlaczego opróżniłaś jej szafkę?
— A jak myślisz?
— Nie mam pojęcia. Mówiłaś mi, że prawie jej nie znałaś.
— Bo nie znałam.
Rozłożyłem ręce.
— A jednak poszłaś i wyjęłaś wszystko z jej szafki.
Rachel odwróciła wzrok i pokręciła głową.
— Ty nic nie rozumiesz.
— Masz rację. Nie rozumiem. Więc mi wyjaśnij. A robiąc to, może wytłumaczysz mi,
dlaczego udawałaś, że chcesz się ze mną zaprzyjaźnić?
— Ashley mnie o to prosiła.
— Ashley prosiła cię, żebyś została moją przyjaciółką?
Rachel westchnęła, jakbym w żaden sposób nie był w stanie tego pojąć.
— Chciała, żebym cię pilnowała. Chciała mieć pewność, że nic ci się nie stało.
— Nie stało? — Miałem mętlik w głowie. — O czym ty mówisz?
— Ashley nie chciała, żeby stała ci się krzywda. Nic chciała cię w to mieszać.
— W co mieszać?
— Nie mogę ci powiedzieć. Ona mówiła, że nie powinnam.
Moje serce zaczęło bić szybciej.
— Zaczekaj, chwileczkę, Ashley tak powiedziała?
— Tak.
— Więc wiesz, gdzie ona jest?
Nie odpowiedziała.
— Rachel?
Powoli odwróciła głowę w moją stronę. Nasze spojrzenia się spotkały. Wiedziałem, że
powinienem już to wiedzieć, ale jeśli to tylko gra i Rachel mną manipuluje… Nie. Mówią, że
oczy nie kłamią. Zobaczyłem w nich coś.
Sposób, w jaki na mnie patrzyła, świadczył o tym, że nie udawała.
— Tak — powiedziała w końcu. — Wiem, gdzie jest Ashley.
— Gdzie?
— Chodź — powiedziała Rachel, w końcu zrywając kontakt wzrokowy. — Pokażę ci.
19
Przez jakiś czas szliśmy w wygodnym milczeniu. Próbowałem przeczekać w nadziei, że
Rachel udzieli mi jakichś informacji, ale się nie doczekałem.
— Dokąd idziemy? — spytałem w końcu.
— Do mojego domu.
— I Ashley tam jest?
Zrobiła minę mówiącą „może tak, a może nie”.
— Zobaczysz.
— Co to ma znaczyć? Co się stało?
— Pozwolę wyjaśnić to Ashley.
— Wolałbym usłyszeć to od ciebie.
— Jak już wcześniej mówiłam, nie mogę.
Znów przez jakiś czas szliśmy w milczeniu.
— Mickey?
Spojrzałem na nią.
— Wcale nie udawałam, że chcę się z tobą zaprzyjaźnić. Chcę powiedzieć, że Ashley
naprawdę prosiła mnie, Żebym cię pilnowała, i może dlatego pierwsza się do ciebie
odezwałam, ale potem… — Zamilkła, wbijając oczy w chodnik, i dodała: — Nieważne.
Chciałem wziąć ją za rękę, zrobić coś, cokolwiek, jednak nie wiedziałem co. Zahuczał mój
telefon komórkowy. To była wiadomość tekstowa od Emy: gdzie jesteś?
Pokazałem ją Rachel. Pokręciła głową.
— Nie odbieraj.
Skinąłem głową i schowałem komórkę. Okazała rezydencja Rachel — gdyż nie był to
dom, ale rezydencja — zajmowała cały szczyt wzgórza. Na końcu podjazdu znajdowała się
brama z elektronicznym zamkiem. Rachel wystukała kod na panelu i brama się otworzyła.
Ruszyliśmy podjazdem.
— Czy twoi rodzice są w domu? — zapytałem.
Na jej ustach pojawił się uśmiech.
— Nie.
Ten uśmiech coś mówił, ale nie wiedziałem co.
— Czy Ashley tutaj jest?
— Tak.
— Gdzie?
— W domku dla gości na tyłach domu.
— Jak długo tu mieszka?
— Ponad tydzień.
— Twoi rodzice o tym wiedzą?
— Powiedzmy — i znów zobaczyłem ten uśmieszek, ale tym razem zauważyłem, że jest
smutny — że moi rodzice rzadko tu bywają.
Wszystko tutaj świadczyło o dużych pieniądzach. Przeszliśmy za dom, mijając
marmurowe patio i ziemny kort do tenisa. Obok basenu stał domek. Wskazałem go ruchem
brody.
— Ashley tam jest? — zapytałem.
— Tak. [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dona35.pev.pl