[ Pobierz całość w formacie PDF ]

115
- Tomiaszu, przygotuj tarczę, zaraz wychodzisz! Pamiętaj: masz ich niezle zdenerwowad. -
uprzedzał Elezar. Następnie rzucił krótko:
- Wychodz, teraz!
Tomasz wahał się, obserwując zza krzaków prawdziwych wojowników gotowych zabid go dla zabawy.
- Mówię ci, Elohim jest z nami! Wiem od Niego, że nic złego ci się nie stanie! Wychodz!
Tomasz zrobił niepewnie parę kroków i stanął naprzeciwko wroga. Stale jeszcze dzwięczały mu słowa
Elezara:  Elohim jest z nami. Nic ci siÄ™ nie stanie."
- Nic mi się nie stanie? No to świetnie. - Tomasz uśmiechnął się i z błyskiem w oku zawołał głośno:
- Przepraszam panów, która jest godzina?
Jeden z Filistynów odwrócił się i zdezorientowany wskazał chłopaka najbliższemu kompanowi, a ten
następnemu.
- A, nie znacie się na zegarku? Nie wiecie, o co mi chodzi? Zaraz wam wytłumaczę! - Tomasz wyjął
z wypchanej kieszeni kamieo i rzucił w nich z całej siły. Stał jednak dośd daleko, więc kamieo nie doleciał
do celu. Spróbował jeszcze raz, lżejszym pociskiem. Pocisk poszybował dalej, ale jeszcze za blisko. W tym
samym czasie z krzaków wyleciał otoczak, ciśnięty przez Elezara. Doleciał do wroga i uderzył prosto w
hełm wojownika wrogiej armii. Rozległ się śmieszny hałas, jakby kamieo uderzył w pusty garnek. Teraz
nastąpiło prawdziwe poruszenie wśród Filistynów. Dzieciak robił sobie z nich żarty. Tomasz położył
tarczę na ziemi, odwrócił się i wypiął pupę, wołając:
- Dobrze strzelacie z łuku? Założę się, że nie traficie do celu!
116
Natychmiast pojawili siÄ™ Å‚ucznicy, pokrzykujÄ…c na siebie. Z wyraznym luzem, traktujÄ…c to jak dobrÄ…
zabawę, dopingowani przez kompanów, napięli łuki. Po kilku sekundach powietrze przecięło
jednocześnie kilkanaście strzał i w tym samym momencie Elezar zawołał do swego giermka:
- Tarcza! Zakryj siÄ™!
Nie było jednak potrzeby mu tego przypominad, bo Tomasz już kucnął za tarczą, skulony w kłębek.
Wszystkie strzały dotarły prosto do celu, wbijając się w nią z głuchym dzwiękiem. Aż strach pomyśled, co
by się stało, gdyby chłopak nie miał tej ochrony.
Częśd łuczników widząc, że nie sięgnęli małego, ruszyła szybko ku niemu, zawieszając łuki na ramiona, a
wyciągając miecze. Tomasz, ku swojemu zdziwieniu, w ogóle nie odczuwał strachu. Za to zobaczył, że
obok niego leży krowi placek.
 Masz ich porządnie rozzłościd"! - przypomniał sobie słowa swego dowódcy. Chwycił w rękę leżące
nieopodal krowie łajno i ze zdumiewającą lekkością rzucił nim w zbliżających się Filistynów. Ci akurat
śmiali się głośno i już cieszyli się na myśl o torturach, którym poddadzą młodego zuchwalca. Zmierdzący
pocisk trafił jednego z nich prosto w otwarte usta. Jego towarzysze zaczęli pokładad się ze śmiechu, nie
mogąc ustad na nogach. Trafiony krztusił się i pluł na wszystkie strony. Kiedy jednak doszedł do siebie,
ruszył do przodu z prawdziwą wściekłością, prowadząc swych rozbawionych kompanów ku Tomkowi.
Byli już bardzo blisko, za chwilę chwyciliby chłopca, gdy drogę zagrodzili im Elezar i Dodo, wypadając zza
krzaków. Zaskoczeni Fi-
117
listyni rzucili się na nich z mieczami. Zrozumieli, że to już nie zabawa. Rozległ się szczęk zwartych ostrzy.
Elezar bez trudu odparł atak czterech napastników, jakby bawiąc się z nimi od niechcenia. Z szeregu
ruszyło na pomoc następnych pięciu. Teraz i Dodo włączył się do akcji. We dwóch przegnali dziewiątkę,
ale następni dobiegali już do walczących. Bitwa rozkręcała się na dobre. Jasnowłosy grzmocił wroga
swym potężnym mieczem, Dodo dotrzymywał mu kroku. Za każdym uderzeniem Elezara trafiony
wojownik, żywy czy martwy, zostawał powalony na ziemię.
Nagle ogłuszający ryk wybuchł na drugim skrzydle armii Filistynów.
- Elohim! Elohim Menaceach! - dało się rozpoznad krzyczących Izraelitów. To wojsko Dawida
wypadło z lasu i w zaskakującym uderzeniu wbiło się niczym olbrzymi harpun w zdezorientowanych
przeciwników. Ci zrozumieli, że oddział Elezara nie bawi się z nimi, ale że jest to początek prawdziwej
bitwy. Kilkudziesięciu Filistynów znów ruszyło na nich. Jeden z ciosów sięgnął rogu Dodo, który ten miał
przytroczony do pasa. Izraelita skoczył w bok, nachylił się po zgubę, ale za plecami miał już trzech
kolejnych wrogów. Jeden z nich uderzył celnie w nogi i ...
- Aaaaj! - krzyknął Dodo. Jego sandał razem z odciętą stopą potoczył się po ziemi. Wojownik
upadł, jęcząc z bólu. Tomasz błyskawicznie przypadł do boku Dodo, zakrywając ich obu najeżoną
strzałami tarczą i chroniąc przed ostatecznym ciosem.
- Trzymajcie się, już do was idę! - wołał Elezar, aby dodad odwagi Tomaszowi.
118
Jasnowłosy walczył wykorzystując wszystkie swoje umiejętności. Każdym zamachem kruszył broo
przeciwników. Nikt nie potrafił sparowad jego ciosów. Wokół słali się śmiałkowie, usiłujący powstrzymad
niezwykłego wojownika. Na ich miejsce wciąż przybiegali następni i następni.
Tymczasem Tomasz próbował powstrzymad szarżujących. Obaj z Dodo leżeli skuleni pod wielka tarczą,
parując cios za ciosem. W koocu jeden z Filistynów chwycił ją i podrywając, odsłonił bezradne ofiary.
Oprawcy sycili się widokiem słabych, pozbawionych osłony przeciwników. Ich los wydawał się
przesÄ…dzony.
- Zostawcie ich! - krzyknął wojownik, który wyskoczył od strony lasu.
Mimo swych olbrzymich rozmiarów niezwykle zwinnie skoczył długim susem niczym dziki, rozwścieczony
tygrys, osłaniając swym ciałem leżącą dwójkę. Jednym zamachem pogruchotał filistyoskie miecze.
Chwycił tarczę z ziemi, zagarniając nią jednocześnie trzech wrogów i wypchnął ich z niezwykłą siłą w
górę. Przelecieli jakieś pięd metrów. Ocknąwszy się po twardym lądowaniu pochwycili broo swoich
poległych towarzyszy. Jednak tajemniczy wojownik był szybszy. Doskakując, jednym cięciem powalił
trzech wrogów.
- Azmewet! - zawołał Tomasz, gdyż poznał dzielnego Izraelitę.
Ten dotarł do Elezara, aby wesprzed go w zaciętym boju. Zdołali na jakiś czas odepchnąd kilkudziesięciu
Filistynów, krok po kroku zbliżając się do rannego Dodo, który siedział zamroczony, jednocześnie
przyciskajÄ…c do
119
piersi róg i sandał z obciętą stopą. Walczący stanęli odwróceni do siebie plecami, okrążając rannego,
gotowi do dalszego odpierania ataków. Powstał też Tomasz, ściskając tarczę i miecz wyrwany jakiemuś
poległemu Filistynowi, by skromnymi siłami wspomóc swoich towarzyszy. Spoglądał jednocześnie w
kierunku, gdzie toczyła się główna bitwa. Stamtąd spodziewał się odsieczy. Niestety z tej strony widad
było jedynie zwartą ścianę wrogich wojowników.
Wokół ich czwórki kłębiło się mnóstwo Filistynów gotowych do następnego ataku. Dodo, na wpół
przytomny, przyłożył róg do ust i zadął z całej siły jakiś przeciągły rozpaczliwy sygnał.
Usłyszano ten dzwięk po przeciwnej stronie, gdzie toczyła się równie zacięta bitwa.
- To oddział Elezara! Wzywają pomocy! - zawołał przejęty Dawid. - Musimy się do nich przebid!
Na te słowa Iszbaal, dowódca nad setką, chwycił swą słynną włócznię z brązu i rzucił się w szalonym
ataku tam, gdzie stało murem kilkuset stłoczonych Filistynów. Cisnął włócznią w najbliższych sobie,
przebijając na wylot trzech jednocześnie. Wyszarpnął grot z drugiej strony, przeszywając kolejnych
mężczyzn wielkim, zakrwawionym szydłem, a następnie zaczął wywijad potężne młynki nad głowami [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dona35.pev.pl