[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Potem skrzywił się kwaśno i mruknął:
- Nie do wiary, że dokopali się tego gówna z Brygadą.
- No właśnie, do cholery - naskoczyłam na niego. -O co w tym chodzi? Ci goście to
szaleńcy. To po prostu nie jest w twoim stylu.
- A co ty możesz o tym wiedzieć? - spytał Cormac. Zanim zdążyłam się odgryzć, Ben
wyjaśnił:
- Cały wczorajszy dzień spędziła w bibliotece i wygrzebała wszystkie artykuły z Denver
Post" dotyczące Brygady. Zna całą historię.
- Za dużo gadasz, a ty jesteś cholernie wścibska -mruknął Cormac.
- Znalazłam też artykuł o twoim ojcu - dodałam niemal skruszona, bo kiedy ujął to w
taki sposób, faktycznie mogło się wydawać, że szukam informacji za ich plecami. Ale co
innego miałam zrobić, kiedy nikt nie chciał mi nic powiedzieć? - Naprawdę mi przykro,
Cormac, z powodu tego, co go spotkało.
Machnął na mnie ręką.
- To było dawno temu.
- A teraz ona wie już wszystko o naszej mrocznej, tajemniczej przeszłości - skwitował
Ben.
- Cholera, a tak lubiłem być tajemniczy.
- Nie nabijaj się ze mnie - upomniałam go. - Brygada. Zacznij gadać.
- Hm. Chcesz wiedzieć, dlaczego spędziłem parę lat, ganiając z bandą uzbrojonych,
niedoszłych skinów?
- Cóż, tak. I nie wymiguj się, bo będę tu siedzieć, aż... aż...
- Aż co?
Aż mnie przekonasz, że nie jesteś wariatem. Odwróciłam oczy.
Wreszcie zaczął mówić, niemal życzliwym tonem.
- Pracowałem na ranczu wujka, ojca Bena. On się w to zaangażował, a ja podczepiłem
siÄ™ pod niego.
Byłem dzieciakiem, miałem chyba dziewiętnaście lat. Nie wiedziałem, że to złe. Ci
goście... Ciągle nie mogłem się pozbierać po stracie ojca i pomyślałem, że może od nich
się czegoś nauczę. Ale oni się bawili. Nie żyli w prawdziwym świecie. Nie widzieli rzeczy,
które widziałem ja. Odszedłem. Wyjechałem z rancza. Dwa lata spędziłem w wojsku.
Nigdy nie obejrzałem się za siebie.
Proste jak drut. Zdawałam sobie sprawę, jak łatwo jest się zaplątać w coś takiego, kiedy
zaczyna działać psychologia stada. Był dzieckiem. Po prostu popełnił błąd. Kupiłam to.
- Dlaczego tak cię to martwi? - spytał po długiej chwili, widząc moje wahanie.
Właściwie nie wiedziałam. Po tym jak zobaczyłam, do czego zdolny jest Cormac, wydało
mi się dziwne, że mógł się zadawać, choćby nawet przejściowo, z takimi wiejskimi,
prymitywnymi świrami.
- Ciągle dowiaduję się o tobie rzeczy, przez które wydajesz mi się jeszcze bardziej
przerażający.
Miałam problem ze swoimi uczuciami. Z jednej strony czułam dla niego sympatię, z
drugiej strach przed nim.
Spojrzał mi w oczy tak twardo, tak badawczo, jakby to była moja wina, że nigdy nam
nie wyszło. Które z nas nie było w stanie zaakceptować faktu, że między nami nigdy nic
nie było? Które z naszej trójki? Ben ciągle rzucał jakieś aluzje. Wiedział. A teraz byliśmy
Ben i ja, z Cormakiem na zewnątrz, i wszyscy troje siedzieliśmy zamknięci w tym pokoju.
Uciekł, i to nie była moja wina. Przerażał mnie, i to być może była moja wina.
W końcu czar prysł. Cormac opuścił wzrok.
- Normalnie mnie rozwala, że to ty jesteś cholernym wilkołakiem, a mówisz, że ja
jestem przerażający.
- To jak kamień-papier-nożyce - odparłam. - Srebrna kula przebija wilkołaka, a to ty
masz srebro.
- A gliniarz przebija srebrną kulę. Kumam. - I miał rację. To wszystko niemal miało sens.
Cormac zwrócił się do Bena. - Więc jaki jest plan?
- Pojadę do Shiprock i spróbuję się dowiedzieć możliwie dużo o Miriam Wilson. Musi
być ktoś, kto zechce zeznać, że była niebezpieczna i twój strzał był usprawiedliwiony.
Ustalimy strategię, kiedy wrócę.
- Czy Espinoza wspominał już coś o ugodzie?
- Tak. Powiedziałem mu, że nie chcę o tym rozmawiać, dopóki nie będę miał w ręku
wszystkich kart. Rozprawa jest w środę. Wtedy będzie wiadomo: wóz albo przewóz.
Cormac skinął głową, więc musiał to uznać za dobry plan.
- Uważaj na siebie.
- Tak.
Ben zapukał w drzwi i zastępca przyszedł zabrać łowcę do celi.
- Szlag mnie trafia - powiedział Ben, kiedy Cormaca już nie było. - Autentycznie szlag
mnie trafia.
Nigdy nie dotarliśmy aż do wstępnej rozprawy. Mam ochotę coś rozedrzeć.
Wzięłam go pod rękę i uścisnęłam, żeby dodać mu otuchy.
- Chodzmy stÄ…d.
Ledwie wyszliśmy na dwór, na poranne słońce, trafiliśmy w zasadzkę. Oczywiście nie
taką prawdziwą - była to tylko Alice, która czaiła się na parkingu i widząc nas, ruszyła w
naszą stronę po kursie kolizyjnym. Moje serce i tak przyspieszyło, bo zobaczyłam tylko
kogoś, kto na wpół biegł, na wpół truchtał w moją stronę. Zatrzymałam się, barki mi się
spięły i tylko siła woli pozwoliła mi się uśmiechnąć.
Ben chwycił mnie za rękę i obnażył zęby.
- Spokojnie - szepnęłam do niego, żeby się opanował. - Wszystko w porządku. To tylko
Alice.
Znieruchomiał, kiedy dotarło do niego, co się właśnie stało. Jego rysy zmieniły się; nie
rozluznił się do końca, ale też nie wyglądał już, jakby miał się na kogoś rzucić.
Dziwne, jak powoli szło mi przyzwyczajanie się do tego nowego Bena. Bo był nowym
Benem trochę innym, mniej zrównoważonym, nieco bardziej podatnym na paranoję.
Jakby zdrowiał po jakimś urazie głowy. Bo może i tak było. Może my wszyscy, którzy
zostaliśmy zarażeni likantropią, zostaliśmy porządnie trzaśnięci w łeb.
- Kitty! Kitty, cześć. Tak się cieszę, że cię złapałam. -Uśmiechnęła się, ale sztywno, jak
człowiek zwykle uśmiecha się w niezręcznych towarzyskich sytuacjach.
- Cześć, Alice.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tematy
- Home
- Honor 03 Love And Honor Radclyffe
- Diana Palmer Wyoming Men 03 Wyoming Bold
- Jay D. Blakeny The Sword, the Ring, and the Chalice 03 The Chalice
- Maxwell Gina L. Walka o miłość 03.2 Ucieczka do miłości t. 2
- H033. Marshall Paula Dynastia Dilhorne'ow 03 Maskarada mimo woli
- Cat Johnson [Red Hot & Blue 03] Jimmy (pdf)
- Sandemo Margit Saga O Czarnoksiężniku 03 Zaklęty Las
- McCabe Amanda Muzy z Mayfair 03 Poślubić hrabiego
- James Patterson Alex Cross 03 Jack And Jill
- Jack Vance Dying Earth 03 Cugel's Saga
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- patryk-enha.pev.pl