[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Ale, Kwiecieńko, chciałem jeszcze napisać kilka zdań o tej mojej
podróży po Stanach Zadowolonych, ale wciąż jeszcze pełen jestem
tych  Kilku zdań"... takiego dalszego ciągu  Dwu tysięcy słów"... no i
znowuż, to jest Praga, Europa Zrodkowa, gdzie tysiące ludzi
podpisywało  Kilka zdań"... tych kilka zdań stało się jednak
kamieniem probierczym tych, którzy są za drętwym dog-matyzmem
i którzy są za twórczym dogmatyzmem, którzy więc życzą sobie
zmian w tym naszym politycznym, a więc i kulturalnym życiu. I ileż
znów było krzyku, i ileż było protestów, a i na mnie pokrzykiwano, że
jestem kolaborantem, tylko dlatego, że nie podpisałem tych  Kilku
zdań", a nawet zostałem zaszczycony odwiedzinami  Pod Złotym
Tygrysem", napisał do mnie ten mój poczciwiec Wacław Havel, że
przyjdzie tam do mnie, ja jednak wyszedłem, bo byłem na szóstą
umówiony na kolację u przyjaciela, Wacław zaś przyszedł do
 Tygrysa" dopiero koło siódmej, i moi przyjaciele stali się moimi
nieprzyjaciółmi, krzyczeli nawet, kiedy szukali mnie w  Złotym
Tygrysie":
 Gdzie jest ten kolaborant?
A ja już wolałem być kolaborantem, bo, Kwiecieńko, ja to zresztą
powiedziałem Wacławowi Havlowi w owo sobotnie popołudnie, kiedy
wraz z tysiącem ludzi obchodziłem w ogrodach
96
ambasady francuskiej rocznicę rewolucji francuskiej, powiedziałem
mu wtedy:
 Tak, Wacławie, ja wówczas w  Tygrysie" może bym to podpisał,
ale teraz już nigdy nie... Pytasz, dlaczego? Przecież ja podpisu na
 Kilku zdaniach" nie wymienię na osiemdziesiąt tysięcy  Głośnych
samotności", które ukażą się teraz w listopadzie, ja tych  Kilku
zdań" nie wymienię, na osiemdziesiąt tysięcy posłowi Milana
Jankovića... Przecież, Kwiecieńko, ja właściwie żyję na świecie tylko
dlatego, żeby napisać  Zbyt głośną samotność",
0 której pani Susan Sontag w Nowym Jorku powiedziała mi, że to
książka, jedna z dwudziestu książek, jakie będą obrazem literatury
tego stulecia... A więc nie podpisałem, tak jak nie podpi-5 sałem  Dwu
tysięcy słów" nie dlatego żebym ich wówczas nie podpisał, nawet
Vaculfk przebiegł z tymi  Dwoma tysiącami słów"' przez pokoje
 Gazety Literackiej"...
 Podpisz mi tu coś, Bogusiu  powiedział i podał mi pióro
1 ja bym te  Dwa tysiące słów" podpisał in blanco... ale Vaculik nagle
powiada:
 Nic nie podpisuj, ale w ciÄ…gu trzech dni napiszesz mi coÅ› o
Prawdzie... I ja napisałem  Grę o prawdę"... i ten esej zastąpił w
rezultacie ten mój podpis, tak jak mój  Zaczarowany flet" zastąpił
mój podpis na  Kilku zdaniach"... Hihihihi.
19. pazdziernika 1989 r.
97
Koń o trzech nogach na torze wyścigowym
Droga Kwiecieńko,
dom pani Medy Mladkowej był domem sześciu kotów i czterech
psów, i rozmów tylko i wyłącznie o czeskich sztukach plastycznych.
Pani Meda znała nie tylko całą tę sowiecką zamkową galerię
współczesnych malarzy czeskich, ale też niemal wszyscy oni u niej
mieszkali i w dowód wdzięczności pozostawiali albo posyłali swoje
dzieła artystyczne. I ja niemal wcale nie wychodziłem, siedziałem
sobie i czytałem tylko i wyłącznie to wszystko, co pani Meda napisała
o malarzach i grafikach oraz asamblażach i kolażach młodych
artystów pochodzących ze środkowej Europy, podziwiałem
zwłaszcza Franka Kupkę, wszystkie ściany wypełnione były jego
dziełami i o wszystkich pani Meda twierdziła, że można je
wyprowadzić z morawsko-słowac-kiego folkloru, przesuwała palcem
po szkle i z czułością o tym mówiła:
 ...a to są dwie tańczące morawskie Słowaczki, widzi pan te ich
ruchy?
I ja to tam widziałem... Piękny był to dom... w nocy wpychałem sobie
do uszu miękisz chleba, bo warczała klimatyzacja, we dnie nieco
łatwiej to było znieść, bo pani Meda robiła mi wykłady i pokazywała
mi wszystkie fotografie dzieł Adrieny Szimot i pana Gutfreunda i
Jerzego Kolarza, i dziesiÄ…tki, dziesiÄ…tki innych...
 A czy ma pani tu też Włodzia Boudnika?  spytałem.
A ona już biegła po schodach do swojego dyspozytorium i przyniosła
zakurzoną tekę... i rzeczywiście znajdowało się tam trzydzieści pięć
najpiękniejszych Boudników... i widziałem też dwa domy, które pani
Meda kupiła, a w których będą wszystkie te dzieła artystyczne
współczesnej sztuki czeskiej, i pani Meda ofiaruje to narodowi
czesko-słowackiemu jako skromny upominek... Tu, Kwiecieńko, w
tych Zadowolonych Stanach rzeczywiście bogaci ludzie dają w
upominku narodowi nie tylko uniwersytety, takie jak Cornell
University w Itace, dokąd zaprosił mnie pan Gibian, ten pan Gibian z
rodziny, która miała przy ulicy Szczepańskiej w Pradze sklep z
maszynami do pisania i powielaczami,
jeszcze do dziś dnia na ukośnej ścianie po wyburzonym domu
znajduje się wypisany ukośnie ich adres, Gibian... ale pan Cornell
cały Nowy Jork zaopatrzył w aparaty telegraficzne i w ten sposób
tyle zarobił, że zbudował uniwersytet w Itace... zupełnie tak samo,
Kwiecieńko, jak kiedy jechałem w Chicago na fermę swojego
gospodarza, to wznosiła się tam pozłacana piramida zbudowana
przez człowieka, który był stolarzem i zarobił na garażach tyle, że
najpierw sklecił sobie przenośną piramidę na swój grobowiec, a
potem kazał ją całą pozłocić... filantrop, stolarz, który wyrabiał dla
ludzi garaże, a w końcu przekazał tę piramidę narodowi... tak jak
pani Meda przekaże dwie kamienice pełne sztuki... komu?
Narodowi... Oczywiście, Kwiecieńko, ja wszedłem już u niej na
ścieżkę bezsenności, bo we dnie także nie dało się spać, musieliśmy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dona35.pev.pl