[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Anneleise zeszła z huśtawki i zbliżyła się do niego.
- Nic specjalnego. Tylko to, co mi powiedziałeś w Lon-
dynie. %7łe zamierzasz wrócić do Anglii, jak tylko upo-
rzÄ…dkujesz sprawy spadkowe.
S
R
Boże!
Potrafił sobie wyobrazić reakcję Ruby. Wtedy jeszcze
chciał ją spłacić.
Przecież powiedziałem, że nie wiem, czy i kiedy wrócę.
Czy to nie na to samo wychodzi? - spytała Anneleise
tonem niewiniÄ…tka.
Zane zignorował ją. Nie miał wątpliwości, że to wszyst-
ko było ukartowane. Tylko że Anneleise nie zdawała
sobie sprawy z rozmiaru szkód, jakie wyrządziła. Była-
by uszczęśliwiona, gdyby jej to uświadomił.
Kyoto! - krzyknął ponownie. - Kyoto zamówi dla ciebie
taksówkę - rzucił przez ramię. -I nie chcę cię tu zastać,
kiedy wrócę - dodał.
Przecież cię uprzedziłam, że przyjadę. Zadzwoniłam,
jak zarezerwowałam bilet.
A ja ci kazałem go anulować!
Gdzie jedziesz? - spytała, bliska płaczu.
A jak ci się wydaje? Muszę wypić piwo, jakiego nawa-
rzyłaś.
Wszedł do chłodnego wnętrza. Gdzie on się podziewa?
Akurat znalazł sobie czas na drzemkę, irytował się w
duchu.
-Kochasz jÄ…, tak?
Już chciał zaprzeczyć, kiedy sobie uświadomił, że An-
neleise po raz pierwszy powiedziała prawdę. Tak. Ko-
cha Ruby! Jak mógł tego nie wiedzieć? Wpadł jak burza
do kuchni i tam go znalazł.
S
R
ROZDZIAA JEDENASTY
Plaża Cable Beach zdawała się rozciągać w obie strony
aż po horyzont. Biały piasek i turkusowy ocean łączyły
się z niebem bez granic. Ruby miała wrażenie, że gdyby
szła i szła, również wtopiłaby się w bezkres. W tej
chwili ta wizja wydawała się jej bardzo kusząca.
Drobinki piasku uderzały ją w twarz, lecz nie zwracała
na to uwagi i w odróżnieniu od innych spacerowiczów
nie szukała osłony przed wiatrem. Zapuchnięte od łez
oczy i tak ją piekły. Nie bała się żywiołów.
To ludzie zadają najgłębsze rany. Ludzie, których obda-
rzyła zaufaniem i którzy owo zaufanie zawiedli.
Szła pustą plażą przed siebie. Zdjęła sandały, fale oce-
anu obmywały jej stopy. Straciła poczucie czasu. Nie
wiedziała, jak długo idzie, nie dbała o to. Zresztą co
innego mogłaby robić? Zasnąć nie mogła, więc masze-
rowała dalej i dalej. I dopiero kiedy słońce minęło
szczyt swojej wędrówki i zaczęło zniżać się ku oceano-
wi, zawróciła.
Pierwszą rzeczą, jaką zauważyła po wejściu do pokoju,
była migająca czerwona lampka automatycznej sekre-
tarki w telefonie. Natychmiast zresztą rozległ się dzwo-
nek. Wiedziała, że to Zane, lecz nie
S
R
miała ochoty z nim rozmawiać. Z nikim nie miała ocho-
ty rozmawiać. Nie podniosła słuchawki, lecz rozebrała
się do naga i weszła pod gorący prysznic.
Nagle, przez szum wody, usłyszała walenie do drzwi.
Nie musiała otwierać, żeby wiedzieć, kto to.
Zane.
Może gdyby zachowywała się cicho, w końcu zrezy-
gnowałby i odszedł?
Może powinna wezwać obsługę hotelu i kazać go wy-
prosić?
Zakręciła kurek. Sięgnęła po ręcznik.
Ruby! Otwórz! - Zasłoniła uszy dłońmi. Nie chciała
słyszeć jego głosu. - Ruby!!!
Odejdz! - krzyknęła. - Nie mam ochoty z tobą rozma-
wiać!
Musisz wyjść. Chodzi o Kyoto. Miał jakiś atak.
Co się stało? - spytała Ruby, zapinając pas bezpieczeń-
stwa.
Oczy miała zapuchnięte, włosy mokre po kąpieli, lecz
dla niego i tak była najpiękniejsza na świecie. Położył
rękę na oparciu jej fotela i rzekł:
Musimy porozmawiać.
Nie! - zaprotestowała. - Mówmy tylko o Kyoto - dodała.
Ale...
Odwróciła się teraz do niego i spiorunowała go wzro-
kiem.
-Podobno mamy jechać do szpitala.
Jedno spojrzenie na jej oczy wystarczyło, żeby
S
R
zrozumiał ogrom swojej winy. Włączył silnik, ruszył z
parkingu. Jadąc tutaj, wiedział, że nie będzie łatwo co-
kolwiek jej wytłumaczyć, ale jak ma ją na nowo zdo-
być?
Znalazłem go na podłodze w kuchni.
Serce?
Może serce, może coś innego. Lekarze szukają przy-
czyny. Jest starym człowiekiem. Stan jest krytyczny i
uznałem, że powinnaś wiedzieć. - Odwrócił na moment
głowę i spojrzał na nią. - Wydzwaniałem do ciebie.
Gdzie byłaś?
Wybrałam się na spacer - odpowiedziała Ruby bezna-
miętnym tonem.
Przepraszam.
Nie chcę o tym rozmawiać - powtórzyła.
Zbyt szybko tutaj wracała. Zbyt szybko znowu miała
trzymać za rękę umierającego człowieka, W ciągu
ostatnich tygodni prawie nie widywała Kyoto, była zbyt
zaabsorbowana własnymi sprawami. Powinnam o nim
pomyśleć, powinnam była coś zrobić, wyrzucała sobie.
Ktoś dotknął jej ramienia, łagodny głos poprosił, żeby
wyszła z pokoju. Posłuchała. Poruszała się jak automat.
Może przekroczyła granicę wytrzymałości?
Jedno spojrzenie na Zane'a czekającego na korytarzu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dona35.pev.pl