[ Pobierz całość w formacie PDF ]
o niczym to nie świadczyło, bo miałam dość ograniczone doświadczenia z wampirami. Ciekawe, gdzie jest Stefan.
- Stefan? - zawołałam cicho. - Wyjdz, gdziekolwiek jesteś, wyjdz. - Może nie został zaproszony? - Możesz wejść. - Ale Stefan się nie pojawiał.
Odbierając dzwoniący telefon, nie mogłam opanować niepokoju.
- Cześć, Adam.
- Dzwonię, bo pewnie chciałabyś wiedzieć, że Warren i Darryl wrócili cali i zdrowi z jaskini wampirów.
- Chyba nie zgodziłeś się na spotkanie na terenie Marsilii?!
- Nie - roześmiał się. - Ale brzmiało lepiej, niż wrócili cali i zdrowi z knajpy Denny'ego". Mało romantyczne miejsce, lecz stoi pośrodku dobrze
oświetlonego placu. %7ładne bandy wampirów nie mogłyby się tam nigdzie przyczaić. - Jak wyniki rozmów?
- Marnie - nie słyszałam troski w głosie Adama. - Negocjacje to czasochłonny proces. Ta runda ograniczała się do prężenia muskułów i grózb. Ale
według Warrena Marsilii może chodzić nie tylko o twoją śliczną skórę. Wulfe puścił parę aluzji. Marsilia wie, że w twojej sprawie nie ustąpię, jednak
chyba chce ugrać coś innego. A co u ciebie?
- Kostur się tu za mną przywlókł - oznajmiłam, wiedząc, że go rozbawię.
Faktycznie. Chrapliwy dzwięk śmiechu wilkołaka rozgrzał mnie od środka.
- Nic ci nie będzie, bylebyś nie kupiła tam jakichś owiec.
Kostur, który prześladował mnie w domu i, jak się okazało, także w Spokane, posiadał moc, dzięki której owce jego właściciela rodziły bliznięta.
Jak większość darów Pradawnych, prędzej czy pózniej obracał się przeciw człowiekowi. Nie miałam pojęcia, czy nadal posiada tę samą moc ani
dlaczego sobie mnie upatrzył, lecz przywykłam do niego.
- A co z duchem? - Teraz, uwolniona z pułapki na strychu, mogłam opowiedzieć Adamowi wszystko, nie ryzykując, że przypędzi natychmiast na
ratunek. Nawet jeśli Blackwood nie zwracał na mnie dużej uwagi na mnie, w każdym razie nie przesadnej, na pewno nie przeszedłby do porządku
dziennego nad obecnością na swoim terenie Alfy stada delty Kolumbii.
- Po co zamknął was na tym strychu? - zapytał Adam, kiedy skończyłam.
Wzruszyłam ramionami, sadowiąc się wygodniej na łóżku.
- Nie wiem, może po prostu wykorzystał okazję. Są istoty, które robią takie psikusy, chochliki i niektóre skrzaty. Ale to był duch, widziałam na
własne oczy. Nie widziałam za to Stefana i to mnie martwi.
- Jest tam, żeby pilnować, czy Marsilia nikogo za tobą nie wysłała.
- No tak, jeśli o to chodzi, to jest w porządku. - Dotknęłam ugryzienia na szyi. A może to właśnie wyjaśnienie? Może to jeden z wampirów Marsilii?
Jednak ciężar w brzuchu podpowiadał coś innego. Drugi wampir?
Tu? W tym domu, do którego Blackwood miał wolny wstęp? W
mieście, gdzie mógł sobie ot tak przywabić Amber i karmić się nią W ZWIETLE DNIA?
- Stefan nie przetrwałby tylu stuleci, gdyby nie potrafił o siebie zadbać.
- Tak, ale został odcięty. Byłabym spokojniejsza, gdyby się aż tak nie ukrywał.
- I tak nie pomoże ci z tym duchem. Czy duchy przypadkiem nie unikają wampirów?
- Duchy i koty, jak twierdzi Bran. Lecz mój kot lubi Stefana.
- Twój kot lubi każdego, kto go głaska. Zastanowił mnie ton Adama, usłyszałam w nim pieszczotliwą nutę. Nastawiłam uszu i owszem, wyłowiłam
ciche mruczenie.
- Ciebie na pewno - powiedziałam. - Jak cię namówiła, żebyś ją wpuścił do domu?
- Miauczała pod drzwiami - tłumaczył się. W życiu nie widziałam, ani nawet nie słyszałam o kocie, który garnąłby się do wilkołaka bądz kojota, w
każdym razie dopóki Medea nie oznajmiła głośno swej obecności pod moim warsztatem. Psy i inne zwierzęta domowe, owszem, ale koty - nie.
Medea kocha każdego, kto się nią zajmuje lub jest skłonny to robić. Podobnie jak niektórzy ludzie.
- Pogrywa z tobą i Samuelem - ostrzegłam go. - A ty się dajesz nabrać na jej sztuczki.
- Mama też ostrzegała mnie przed kobiecymi gierkami - przyznał
potulnie. - Będziesz musiała chronić mnie przed sobą samym. No i jak wrócisz, przestanę jej potrzebować, bo będę dopieszczał ciebie.
Usłyszałam po jego stronie dzwięk dzwonka do drzwi.
- Trochę pózno na wizyty - zauważyłam. Adam zaczął się śmiać.
- Co?
- To Samuel. Właśnie pyta Jesse, czy nie widziała twojego kota.
- Mężczyzni tak łatwo dają sobą manipulować. - Westchnęłam. -
Lepiej idz i od razu siÄ™ przyznaj.
Rozłączyłam się i zapatrzyłam w mrok, tęskniąc za domem.
Gdyby spał przy mnie Adam, żaden wampir nie odważyłby się mnie ukąsić. W końcu zapaliłam światło i zabrałam się do czytania księgi, którą ze
sobą przywiozłam. Po kilku stronach przestałam myśleć o wampirach. Otuliłam się szczelniej kocem - Amber lubiła chyba chłód, tak jak wilkołaki - i
zagłębiłam się w opowieści o Rozszalałym Byku z Bagbury i kolejnej, o nieczłowieku, który nawiedzał mosty.
Jakiś czas pózniej ocknęłam się zmarznięta, ściskając w ręku kostur, który przed zaśnięciem widziałam oparty o ścianę przy drzwiach. Drewno
było gorące, w przeciwieństwie do panującej wokół temperatury. Nos miałam nieomal odmrożony, a z moich ust unosiła się para.
Prawie natychmiast po przebudzeniu dobiegł mnie wysoki, nierówny krzyk, który urwał się nagle.
Odrzuciłam kołdrę, zwalając przy okazji księgę na ziemię, przejęta jednak grożącym Chadowi niebezpieczeństwem, nie zawracałam sobie głowy
jej podnoszeniem. Wyskoczyłam z łóżka i w jednej chwili pokonałam te kilka kroków dzielących moją sypialnię od pokoju dzieciaka.
Drzwi nie ustąpiły.
Klamka przekręcała się, więc nie zostały zamknięte na klucz.
Naparłam ramieniem na skrzydło, ale nawet nie drgnęło. Próbowałam użyć kostura, który nadal był dziwnie rozgrzany, jak elektryczny pastuch, ale
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tematy
- Home
- Dancing Moon Ranch 0.1 Justified Deception Patricia Watters
- Patricia A.McKillip Zapomniane bestie z Eldu
- R1026. Thayer Patricia PowrĂłt do domu
- 065.Thayer_Patricia_Czyje_to_dziecko
- Wilson Patricia Zaproszenie do Kornwalii
- Zelazny Roger Amber 08 Znak Chaosu (pdf)
- Kościuszko Robert Wojownik Trzech Światów 01 Elezar
- Dyrektorium_Katechetyczne_Kościoła_Katolickiego_w_Polsce
- Cartland Barbara Znak miłości
- 007. Wilkins Gina Bunt serca
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- duzyformat.htw.pl