[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Był to czuły pocałunek, słodki i delikatny. Ale pod
wpływem dotyku jego ust coś się w Kendrze otworzyło,
fala gorąca wypełniła jej żyły, siła opuściła jej mięśnie.
Poczuła pustkę w głowie i miała wrażenie, że rozpływa
się w jego ramionach. Nie była przygotowana na coś
takiego. Nie oczekiwała, że coś takiego może się z nią
stać.
Nawet kiedy pocałunek się skończył, nadal go
czuła, rozgrzana nim, zaskoczona. Jej palce pozostały
wczepione w koszulÄ™ Michaela, jakby dla wsparcia,
ale Kendra miała wrażenie, że nie ma ciała, że oderwała
się od rzeczywistości i że istnieje tylko Michael.
Otworzyła oczy i wpatrywała się zamglonymi oczami
w jego twarz: zarumienionÄ…, wilgotnÄ… i takÄ… bliskÄ….
Czuła jego smak; jego zapach wypełniał jej zmysły.
- Przyprawiasz mnie o zawrót głowy - wyszeptała.
- Czy to zle? - Uśmiechnął się niepewnie i pogłaskał
jej twarz. Poczuła przepływający z jego palców prąd.
- N...nie jestem pewna. Chyba tak.
- W takim razie już nie będę.
Jego usta muskały jej szyję, palce przesunęły się
niżej, odsuwając rękaw nocnej koszuli i odsłaniając
jej ramię, które po chwili zaczął całować. Usta parzyły
jej gołą skórę. Kendra gwałtownie wciągnęła powietrze,
czujÄ…c siÄ™ bezsilna.
- Chyba... chyba się myliłam...
Jego usta ponownie dotknęły jej ust i namiętność,
która zaledwie zaczęła się budzić, nagle nasiliła się,
opanowała ich tak, że stracili nad nią kontrolę. Ręka
Michaela zsunęła się do talii Kendry, masując jej
skórę przez cienki materiał, po czym zacisnęła się,
przyciągając ją bliżej, wtulając w jego ciało. Kendra
rozchyliła usta pod naciskiem jego języka i namiętnej
siły pocałunku. Nie mogła myśleć, nie mogła oddychać;
odczuwała tylko wciąż nowe emocje, w miarę jak
jego ręka przesuwała się wzdłuż jej biodra, uda, gdy
zawróciła w pobliżu jej gołego kolana i wyruszyła
ponownie do góry. Kendra przylgnęła do Michaela
pragnąc go całym ciałem. Ale w pewnej chwili
pocałunek się skończył.
Niezdolna cokolwiek powiedzieć, skupiła całą uwagę
na jego błyszczących oczach. Wtulona w niego czekała.
Michael niepewnie dotknął jej twarzy, a następnie
przesunął rękę na szyję. Zledził wzrokiem jej ruch,
a skóra Kendry wydawała się krzyczeć z rozkoszy od
tego dotyku.
- Kendro... - wyszeptał. - Idę do domu.
Odsunął się nagle. Utratę kontaktu z nim odczuła
jak fizyczny ból. Ale nie mogła go zatrzymać. Nie
potrafiła zdobyć się na nic więcej, niż odszukanie
wzrokiem jego twarzy.
- Dlaczego? - wyszeptała.
Uśmiechnął się, ale odniosła wrażenie, że dużo go
to kosztowało.
- Zadaj sobie to pytanie o dziewiÄ…tej rano, w jasnym
świetle dnia. - Uśmiech znikł, a jego głos zabrzmiał
chrapliwie, kiedy dodał: - Bóg mi świadkiem, że ja to
zrobiÄ™.
- Michael... - Było to wszystko, co potrafiła
wykrztusić.
Pochylił się i delikatnie pocałował czubek jej głowy.
- Dobranoc, Kendro - powiedział miękko.
I wyszedł.
ROZDZIAA SIÓDMY
Kendra czuła, że robi błąd. Po tych wszystkich
pomyłkach, jakie już przeżyła, należało oczekiwać, że
nauczyła się słuchać głosu swojej intuicji. Dlaczego
więc siedziała w furgonetce Michaela i jechała z nim
na weekend w góry?
Od pamiętnej burzliwej nocy rzadko go widywała,
a nieliczne spotkania były krótkie i bardzo oficjalne.
Nigdy słowem czy gestem nie nawiązał do tego, co
zaszło między nimi tamtej nocy, nie dał też jej odczuć,
że cokolwiek zmieniło się w ich stosunkach. Po
krótkiej walce, jaką musiała stoczyć z własną niepew
nością i onieśmieleniem, Kendra doszła do wniosku,
że odczuła ulgę. Bo i co takiego się wydarzyło? Była
lekko pijana, okryta tylko cienkÄ… koszulkÄ… nocnÄ…,
świece rzucały romantyczne światło, a on był taki
silny, spokojny, taki męski. Przecież są tylko ludzmi.
Po co więc się denerwowała?
Odpowiedz była prosta. Bo pamiętała, co ten jego
pocałunek z nią zrobił. Leżała potem nocami, roz
pamiętując go - a to nie był koleżeński pocałunek.
Nie powinna była zgodzić się jechać z nim na ten
weekend. Zupełnie straciła rozum.
Dlaczego więc jedzie? Pewnie trochę dlatego, że
wyczytała ostrożne wyzwanie w oczach Michaela, kiedy
przypomniał jej o planach na weekend. Pomyślałby, że
boi się być z nim sam na sam. A przecież z całą
pewnością potrafi zachowywać się równie powściągliwie,
jak i on. Za żadne skarby nie życzyła sobie, żeby
uważał, iż przywiązuje do tego incydentu większe niż
on znaczenie. A może - i to właśnie najbardziej ją
niepokoiło - jechała z nim po prostu dlatego, że gdzieś
w głębi duszy po prostu chciała pojechać?
Pierwsze sto pięćdziesiąt kilometrów upłynęło
stosunkowo przyjemnie, rozmawiali bowiem o drobiaz
gach: rezerwacjach, jakich dokonał Michael, plano
wanych zakupach, pracach, które pod jej nieobecność
mają być zrobione w domu. Ale kiedy te obojętne
tematy wyczerpały się, Michael włączył magnetofon.
Taśma z barokową muzyką miała zamaskować dziwną
ciszę, jaka zapanowała i ostatnia godzina jazdy była
naprawdę krępująca. Kendra starała się skoncentrować
na krajobrazie, ale jej wzrok ciągle uciekał do Michaela.
Michael zerknął na nią i niemal przyłapał ją na
tym, jak się mu przyglądała.
- Nie podoba ci się muzyka? - zapytał.
- Słucham? - Kendra udała, że wyrwał ją z głębo
kiego zamyślenia, z jakim obserwowała krajobraz.
- Nie, jest dobra. Czemu pytasz?
- Bo wierciłaś się niespokojnie.
Kendra poprawiła okulary słoneczne, włożyła jedną
nogę pod fotel, po czym rozmyśliła się i usiadła
prosto. Stwierdziła, że faktycznie się wierci i zmusiła
się, żeby przestać.
- Myślę, że nie jestem przyzwyczajona siedzieć tyle
czasu bez ruchu. DÅ‚ugo jeszcze?
- Jakieś dwadzieścia minut. - Zerknął w boczne
lusterko i zasygnalizował zmianę pasa. - Wiesz, co mi
się zawsze u ciebie podobało? - zapytał obojętnym
głosem. %7łe mówisz to, co myślisz. Nie próbuj więc
się zmieniać i udawać przede mną. Co cię martwi?
Kendra spojrzała na niego speszona. Wiedziała, że
jeśli mu nie odpowie, będzie tak długo drążył i próbo
wał, aż wydusi z niej część albo i całą prawdę. Czując
się trochę bezpieczniej za ciemnymi szkłami odwróciła
twarz w jego stronÄ™.
- Mówiąc szczerze, zastanawiam się, co ja tu robię.
Zazwyczaj nie wyjeżdżam z miasta na weekend z...
- o mały włos powiedziałaby mężczyzną" - z kimś
obcym, tylko po to, żeby...
- Mieć trochę rozrywki? - zasugerował.
- No tak. - W jej głosie zabrzmiał lekki gniew.
- Mam na biurku mnóstwo pracy i kota, którego
powinnam nakarmić i wcale nie podoba mi się to, że
po moim domu kręcą się teraz jacyś robotnicy...
- Jeden z moich pracowników przez cały czas
będzie ich nadzorował - przypomniał jej. - I co jeszcze?
- To po prostu śmieszne i już. - Niechętnie
wzruszyła ramionami. - Wcale mnie nie potrzebujesz
do pomocy, mógłbyś zrobić to sam, a ja pracowałabym
w biurze, tam gdzie jest moje miejsce. Czy nie na tym
polega nasz układ? Miałam pozostawić wszystkie
szczegóły w twoich dużych, silnych i sprawnych rękach,
i skoncentrować się na pracy, prawda?
- Każdy od czasu do czasu potrzebuje się rozerwać
- odparł spokojnie. - A jeśli to ci choć trochę pomoże,
traktuj ten wyjazd jak pracÄ™. A teraz powiedz, co
naprawdę cię martwi? Boisz się, że będę ci się narzucał?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tematy
- Home
- Ardat Mayhar The Conjure
- Dean R Koontz The Dark Of Summer
- Jay D. Blakeny The Sword, the Ring, and the Chalice 03 The Chalice
- Carroll Jaye XXL
- J.R.R. Tolkien The Unfinished Tales Of M
- Grzech pierworodny tom3
- Eager Horny Cousin
- Cyceron O naturze bogów
- Dan Millman Droga milujacego pokoj wojownika
- Baricco Alessandro Homer Iliada
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- duzyformat.htw.pl