[ Pobierz całość w formacie PDF ]

będą miały znaczenia. Co robisz, gdy danego dnia masz opuchniętą kostkę?
 Wykonuję inne ćwiczenia, pracuję nad czymś innym.
 Tak samo jest z trzema ośrodkami. Je\eli w jednym z obszarów nie idzie ci dobrze, wcią\ masz
sposobność trenować pozostałe. Podczas twoich najsłabszych fizycznie dni, mo\esz najwięcej
nauczyć się o swoim własnym umyśle. Nie będę ju\ przychodził na salę  dodał.  Powiedziałem ci
wystarczająco du\o. Chcę, \ebyś czuł, \e jestem w tobie, obserwując, poprawiając ka\dy błąd, bez
względu na to jak drobny.
Następne tygodnie były bardzo intensywne. Wstawałem o szóstej rano, rozciągałem się,
medytowałem, a potem szedłem na wykłady. Chodziłem na większość wykładów i odrabiałem zadania
domowe łatwo i szybko. Potem, przed treningiem, siadałem i nie robiłem nic przez około pół godziny.
W tym okresie zacząłem spotykać się z Lindą, przyjaciółką Susie. Bardzo mi się podobała, ale nie
miałem ani czasu, ani sił na coś więcej ni\ kilkuminutową rozmowę przed lub po treningu. Mimo to, w
przerwach między dziennymi zajęciami myślałem o niej bardzo du\o, potem myślałem o Joy, potem
znowu o niej.
Zaufanie, jakim darzyli mnie koledzy z zespołu, i moje zdolności rosły z ka\dym dniem. Było
oczywiste, \e to coś więcej ni\ powrót do formy. Chocia\ gimnastyka nie stanowiła ju\ dla mnie
centrum \ycia, nadal była jego wa\ną częścią, tak więc starałem się jak mogłem.
Linda i ja spotkaliśmy się kilkakrotnie i randki te były bardzo udane. Pewnego wieczoru przyszła do
mnie porozmawiać o swoim osobistym problemie i została na noc. Była to intymna noc, jednak w
granicach rygorów narzuconych przez mój trening. Zbli\ałem się do niej tak szybko, \e a\ przera\ało
mnie to. Nie było dla niej miejsca w moich planach. Mimo to coraz bardziej mnie do niej ciągnęło.
Czułem się  niewierny" Joy, ale nigdy nie wiedziałem, kiedy ta tajemnicza młoda kobieta pojawi się
znowu, o ile w ogóle się pojawi. Joy była ideałem, pasowała do mnie w ka\dym szczególe. Linda była
rzeczywista, ciepła, kochająca  i była osiągalna.
Wraz z ka\dym tygodniem, który przybli\ał nas do Uniwersyteckich Mistrzostw Kraju, które miały
odbyć się w 1968 w Tuscon, w Arizonie, nasz trener robił się coraz bardziej podekscytowany i
nerwowy. Jeśli w tym roku wygramy, będzie to pierwsze zwycięstwo naszego Uniwersytetu, a Hal
uwa\ał to za cel swojej dwudziestoletniej kariery.
Mistrzostwa w Tuscon były turniejem trzydniowym. Ju\ niebawem na parkiecie zaczęliśmy
dominować my i zawodnicy z Uniwersytetu Południowego Illinois. Do ostatniego wieczoru mistrzostw
nasz zespół i zespół z Illinois szły łeb w łeb w najbardziej zaciętym turnieju w historii gimnastyki.
Zostały jeszcze trzy dyscypliny do rozegrania. Zawodnicy z Illinois wyprzedzali nas o trzy punkty.
To był krytyczny moment. Gdybyśmy byli realistami, powinniśmy pogodzić się z nie najgorszym
drugim miejscem. Mogliśmy te\ spróbować sięgnąć po niemo\liwe.
Co do mnie, zamierzałem sięgnąć po niemo\liwe  czułem się silny duchem. Stanąłem przed
Halem i kolegami z zespołu  moimi przyjaciółmi.
 Wygramy! Mówię wam. Tym razem nic nas nie zatrzyma. Zróbmy to!
85
Były to zwykłe słowa, ale to, co czułem  moc i ogromna determinacja  spotęgowało siły całej
dru\yny.
Jak fala przypływu, zaczęliśmy nabierać pędu, mknąc coraz szybciej i z coraz większą siłą. Tłum,
który do tej pory był niemal ospały, zaczął się poruszać z podnieceniem, ludzie wychylali się do przodu
ze swoich krzeseł. Coś się działo  wszyscy to odczuwali.
Najwyrazniej zawodnicy z Illinois równie\ czuli naszą moc, poniewa\ zaczęli dr\eć podczas
wykonywania stójek i chwiać się podczas lądowania. Ale przed ostatnią konkurencją turnieju wcią\
prowadzili jednym punktem, a ćwiczenia na wysokim drą\ku były ich silną stroną.
W końcu zostało dwóch gimnastyków z Kalifornii  Sid i ja. Tłum zamilkł. Sid podszedł do drą\ka,
podskoczył i wykonał zestaw ćwiczeń tak, \e wszystkim zaparło dech w piersiach. Zakończył
najwy\szym podwójnym saltem, jakie kiedykolwiek widziano na tej sali. Widownia oszalała. Byłem
ostatnim zawodnikiem naszej dru\yny  ode mnie zale\ało wszystko.
Ostatni zawodnik Illinois wykonał dobrą robotę. Byli ju\ prawie poza zasięgiem, ale to  prawie" było
tym, czego potrzebowałem. śeby osiągnąć remis musiałem zdobyć notę 9.8 punktu, a nigdy jeszcze
nawet nie zbli\yłem się do takiego wyniku.
Oto nadszedł decydujący egzamin. Przez głowę przebiegały mi wspomnienia: owa noc pełna bólu,
kiedy strzeliła mi kość udowa, moje przyrzeczenie odzyskania zdrowia, zalecenie lekarza, abym
porzucił gimnastykę, Sokrates i mój nieustanny trening, i ten nie kończący się bieg w deszczu po
wzgórzach. Poczułem przypływ mocy, falę wściekłości na wszystkich tych, którzy powiedzieli, \e ju\
nigdy nie będę ćwiczył. Mój gniew zmienił się w lodowaty spokój. W tym momencie i w tym miejscu
moje losy i przyszłość wa\yły się. Umysł miałem czysty. Moje emocje przepełnione były mocą.
Wykonać lub zginąć.
Podszedłem do wysokiego drą\ka z zapałem i determincją, których uczyłem się przez wiele
miesięcy na małej stacji benzynowej. Na sali panowała absolutna cisza. Chwila ciszy, chwila prawdy.
Powoli nabrałem w dłonie kredy, poprawiłem ochraniacze na dłoniach, sprawdziłem taśmy na
nadgarstkach. Wystąpiłem naprzód i skłoniłem się sędziom. Gdy stanąłem twarzą w twarz z głównym
sędzią, moje oczy błyszczały jasnym przesłaniem:  Oto zaczyna się najlepsza cholerna kombinacja,
jaką kiedykolwiek widziałeś."
Podskoczyłem do drą\ka i podciągnąłem nogi. Ze stania na rękach zacząłem obroty. Jedynym
dzwiękiem na sali był odgłos moich dłoni, obracających się na drą\ku, zwalniających uchwyt i
chwytajÄ…cych drÄ…\ek po ewolucji powietrznej.
Istniał jedynie ruch, nic więcej. śadnych oceanów, światów, gwiazd. Jedynie wysoki drą\ek i jeden
 bezmyślny" wykonawca  a wkrótce nawet to rozpłynęło się w jedności ruchu.
Dodałem ewolucję, jakiej nigdy wcześniej na zawodach nie wykonywałem. Trwałem w jedności z
ruchem, przekraczając granice własnych mo\liwości. Obracałem się raz za razem, szybciej, coraz
szybciej, szykując się do zeskoku, do wysokiego podwójnego salta.
Wirowałem na drą\ku przygotowując się do zwolnienia uchwytu i wylecenia w przestrzeń, unosząc
się i obracając w rękach losu, który sam dla siebie wybrałem. Wystrzeliłem nogami w górę, wykonałem
jeden obrót w powietrzu, potem drugi i wyprostowałem ciało do lądowania. Nadeszła chwila prawdy.
Wykonałem doskonałe lądowanie, którego odgłos rozszedł się echem po sali. Cisza  a potem
zerwała się burza oklasków. 9.85  byliśmy mistrzami!
Pojawił się mój trener, złapał mnie za rękę i potrząsał nią dziko nie chcąc puścić. Koledzy z
zespołu otoczyli mnie ściskając, skacząc i wrzeszcząc. Kilku miało łzy w oczach. Wtedy w oddali
usłyszałem rosnący aplauz. Podczas ceremonii wręczania nagród z trudem hamowaliśmy wzruszenie.
Zwiętowaliśmy całą noc, omawiając zawody a\ do rana.
I to było wszystko. Długo oczekiwany cel został osiągnięty. Dopiero wtedy zdałem sobie sprawę, \e
aplauz, wyniki i zwycięstwa nie były ju\ tym samym. Bardzo się zmieniłem. Moje poszukiwanie
zwycięstw zakończyło się.
Była wczesna wiosna 1968 roku. Moje studia dobiegały końca. Nie wiedziałem, co mi przyniesie
przyszłość.
Czułem odrętwienie, kiedy w Arizonie \egnałem się z kolegami i wsiadałem do odrzutowca, który [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dona35.pev.pl