[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mieszkańcami Alvesley.
Została przedstawiona hrabiemu i hrabinie Redfield oraz wice-hrabiostwu Ravensberg.
Dwojgu ostatnim przyjrzała się z zaciekawieniem, znając ich historię. Potem zaczęła się
prezentacja pozostałych osób, które przebywały w Alvesley z wizytą. Nie było wśród nich
nikogo bez tytułu. Hrabia i hrabina Kilbourne. Diuk Portfrey z żoną. Lady Muir. Hrabia i
hrabina Sutton. Markiz Attingsborough i wicehrabia Whitleaf Wszyscy byli krewnymi
wicehrabiny Ravensberg.
Christine czuła się przytłoczona całym tym splendorem. Na szczęście grono było tak
liczne, a rozmowa tak ożywiona, że mogła znalezć sobie ustronne miejsce przy oknie i na
nowo wcielić się w rolę pobłażliwego obserwatora ludzkich śmiesznostek, wyłączonego z
rozrywek towarzyskich.
Książę Bewcastle siedział z hrabią Redfield, diukiem Portfreyem i Bertiem. Spośród
wszystkich zebranych to właśnie on wyglądał na arystokratę do szpiku kości, a także
wydawał się najbardziej pociągającym mężczyzną. Dziwna myśl, skoro Christine sama
przyznała, że lord Alleyne jest najprzystojniejszym z braci Bedwynów. Wicehrabia Whitleaf,
wyjątkowo piękny mężczyzna, miał urzekające fiołkowe oczy, którymi właśnie czarował
Amy Hutchinson. Markiz Attingsborough, wysoki, ciemnowłosy i niezwykle atrakcyjny,
mógłby zawrócić w głowie każdej kobiecie. Hrabiemu Kilbourne'owi i wicehrabiemu
Ravensbergowi także niczego nie brakowało...
- Bujasz w obłokach, Chrissie? - spytał Justin, siadając koło niej. -Wybacz, że
pozostawiłem cię na pastwę Bewcastle'a, ale nie miałem wyboru. Postaram się to naprawić w
drodze powrotnej.
Uśmiechnęła się do niego. Ubiegłego wieczoru obiecał, że będzie niewzruszenie trwał
przy jej boku, żeby ją uchronić przed, jak sądził, niepożądanymi awansami księcia. Nie
wyprowadziła go z błędu, ale też nie protestowała.
Spała z monoklem księcia pod poduszką - oczywiście tylko po to, by nie zapomnieć
oddać mu go rano. Czuła ciężar szkiełka w kieszeni.
- Nie gniewam się - odparła. - Dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy o tej
rodzinie. To naprawdÄ™ bardzo sympatyczni ludzie, nie sÄ…dzisz?
- Sympatyczni? - zachichotał. - Tak, Chrissie, jeśli lubi się ludzi zarozumiałych i
wyniosłych, którzy we własnym gronie śmieją się z nas wszystkich. Słyszałem ich wczoraj,
jak zebrali siÄ™ po spacerze w jednym pokoju. Zapewniam ciÄ™, nie byli zachwyceni twoim
zachowaniem. Nie martw się tym jednak. - Poklepał ją po dłoni. - Mnie ono się podobało,
mimo że nie widziałem, jak turlałaś się ze wzgórza. Bardzo cię lubię. Gdy tylko sezon
dobiegnie końca, przyjadę na lato do Schofield. Będziemy chodzić na spacery, wybierzemy
się na przejażdżkę po okolicy i pośmiejemy się z wytwornego towarzystwa.
Dlaczego dziewięć lat temu nie zakochałam się w kimś tak bezpiecznym jak Justin? -
zastanawiała się. Nie wierzyła, że on ją kochał, wbrew temu, co twierdziła Hermione.
Wprawdzie zaproponował jej małżeństwo, ale...
- Pani Derrick.
Christine wyrwana z zadumy spojrzała na lady Sutton, młodą damę, która sprawiała
wrażenie bardzo zarozumiałej.
- Czy to nie pani wywołała okropne zbiegowisko, wpadając do Tamizy kilka
tygodni temu? - spytała lady Sutton.
- Och! - Christine zarumieniła się, bo oczy wszystkich obecnych zwróciły się na
nią. - Obawiam się, że to mnie przypadło to wątpliwe wyróżnienie.
Markiz Hallmere zachichotał.
- Schyliła się, by wyłowić rękawiczkę, którą pewna, hm, dama upuściła do wody, i
sama do niej wpadła - powiedział. - Lord Powell wyciągnął ją z rzeki, ale to Bewcastle
odegrał rolę szlachetnego rycerza. Otulił ją płaszczem i zawiózł do domu na swoim koniu.
- Cała historia obiegła Londyn lotem błyskawicy - dodała lady Rosthorn. W tej
chwili wyglądała równie groznie, jak jej najstarszy brat. - Wszyscy zdrowo się uśmiali i
zachwycili damą, która dla takiej sprawy naraziła własne bezpieczeństwo.
- Byliśmy wielce rozczarowani, że pani Derrick zniknęła z miasta wkrótce
potem-wtrąciła się lady Hallmere, również z grozną miną. - Byłaby rozchwytywana na
licznych imprezach towarzyskich. My mieliśmy szczęście spotkać ją wśród gości Wulfrica.
- A wczoraj dane nam było obserwować radosne i niekonwencjonalne podejście
pani Derrick do życia - powiedział lord Alleyne z czarującym uśmiechem. - W trakcie spaceru
po lesie sturlała się ze wzgórza ku radości naszych dzieci, które oczywiście poszły w jej ślady.
- Podobnie jak Free - dodał lord Rannulf.
- Dobry Boże - westchnął lord Sutton.
- Dzieci ją po prostu uwielbiają - powiedziała żona lorda Aidana. - Dzisiejszego
ranka w pokoju dziecinnym nie mogła się od nich opędzić.
- Dzieci zawsze lgną do dobrych ludzi - rzekła wicehrabina Ravensberg i
uśmiechnęła się ciepło do Christine. - Pani Derrick, czy często ma pani do czynienia z
dziećmi? Ma pani dzieci?
Christine zdołała jakoś odpowiedzieć. Zorientowała się, że oni wszyscy pospieszyli,
by obronić ją przed złośliwością hrabiny Sutton. Książę Bewcastle nie odezwał się, tylko
obrzucił hrabinę lodowatym spojrzeniem, uniósłszy do oka monokl. Jeden ze swoich
pozostałych siedmiu.
Na resztę wizyty musiała porzucić rolę obserwatora. Została wciągnięta do rozmowy
na różne tematy i ostatecznie znalazła się w towarzystwie markiza Attingsborough, który
okazał się czarującym dżentelmenem. Gdy przyszła pora się pożegnać, odprowadził ją przed
dom i pomógł dosiąść Trixie.
- Pani Derrick, czy mogłaby pani zarezerwować dla mnie pierwszą turę tańców
na balu w Lindsey Hall? - zapytał na od-jezdnym.
- Tak, oczywiście - odparła z uśmiechem. - Należy do pana.
Zauważyła, że Justin podjechał do Bewcastle'a i zajął go rozmową. Najwyrazniej
postanowił dotrzymać obietnicy i uchronić ją przed towarzystwem księcia. Pomyślała, po raz
pierwszy od początku ich przyjazni, że Justin czasami potrafi być nieznośny.
Nie obawiała się, że Trixie, pozbawiona uspokajającego wpływu Karego, spróbuje
swoich sztuczek, gdyż u jej boku znalazł się lord Aidan. Przypomniała sobie, że wiele lat
spędził w kawalerii, i poczuła się bezpiecznie. Przynajmniej na tyle, na ile to w ogóle
możliwe w damskim siodle wysoko nad ziemią.
19 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dona35.pev.pl