[ Pobierz całość w formacie PDF ]

opozycji zazwyczaj nie przynosi korzyści.
- Musimy się dowiedzieć, czego chce ten człowiek!
- On chce cię wykorzystać.
- Tego nie wiemy. Może ma jakieś wiadomości. Na
litość boską, Adrianie, przecież ta osoba, która zostawiła
kartkę, być może wcale nie jest naszym przeciwnikiem,
lecz, na przykład, znajomym wuja, który za wszelką cenę
chce się z nami skontaktować.
- Twój wuj ma dziwne poczucie humoru, ale nawet on
nie zachowałby się w ten sposób.
- Tam, na promie, będzie ktoś, kto ma informacje
o Lowellu. Mam zamiar dowiedzieć się, kto to jest i co
wie. - Sara podniosła głowę, czując, że palce Adriana
wbijajÄ… jej siÄ™ w ramiona.
- Saro...
Pokręciła głową, zmęczona kłótnią.
- Nie, Adrianie, nie będę z tobą dłużej dyskutować.
Zamierzam udać się na prom. Bądz rozsądny. Co może
112 OCZEKIWANIE
mnie złego spotkać wśród tłumu ludzi podróżujących do
Seattle? Nikt nie będzie mógł opuścić promu, dopóki nie
dopłyniemy do celu. Przecież ten człowiek nie wyciągnie
nagle broni i mnie nie zastrzeli, prawda? W koÅ„cu musiaÅ‚­
by ukryć jakoś ciało.
Adrian odwrócił ją przodem do siebie, spoglądając na
niÄ… ponurym wzrokiem.
- Saro, to nie sÄ… gry taktyczne ani warcaby. Nie rozu­
miesz, w co siÄ™ wplÄ…tujesz.
- Już jestem wplątana - stwierdziła sztywno. - I nie
mogę znieść czekania.
- Mogę cię zmusić, żebyś tu została - powiedział,
uważnie ją obserwując.
- Tylko pod warunkiem, że mnie zwiążesz i zamkniesz
w szafie.
- To też jest jakieś wyjście.
- Nie bądz śmieszny.
Opuścił ręce i ruszył z powrotem w stronę kanapy.
- Nie pojedziesz sama.
Zmarszczyła brwi, starając się odgadnąć, czy wygrała
połowę batalii.
- Tam było napisane...
- Do diabÅ‚a z tym, co byÅ‚o napisane. Nie możesz je­
chać sama.
- Chcesz powiedzieć, że wybierzesz się ze mną?
- Skoro nie słuchasz moich rad, nie mam specjalnego
wyboru, prawda?
- Chyba że mnie zwiążesz i zamkniesz w szafie - po­
wiedziała z lekkim uśmiechem, mając nadzieję, że uda jej
się trochę poprawić nastrój.
OCZEKIWANIE 1 1 3
Adrian obrzucił ją przelotnym spojrzeniem.
- Pokusa jest bardzo silna.
- Nie umiesz przegrywać, Adrianie.
- Nie, nigdy nie umiałem.
Jeśli wygrałam połowę bitwy, pomyślała Sara, to reszta
nie powinna przysporzyć zbyt wiele trudu. Na kartce za­
znaczono, że na promie musi być sama.
- CieszÄ™ siÄ™, że postanowiÅ‚eÅ› dziaÅ‚ać rozsÄ…dnie i racjo­
nalnie - zaczęła.
- Na ogół tak właśnie postępuję.
- Zatem rozumiesz, dlaczego muszę jechać sama.
- Nie ma mowy, Saro. Sama nie wyjdziesz z tego do­
mu. Chyba że po moim trupie.
Za dziesięć pierwsza Sara siedziała obok Adriana, który
wjeżdżaÅ‚ na pomost prowadzÄ…cy na prom. Nie byÅ‚o wiel­
kiego tÅ‚oku i niebawem znalezli miejsca na głównym po­
kÅ‚adzie. Sara, przyglÄ…dajÄ…c siÄ™ uważnie każdemu przecho­
dzącemu obok niej człowiekowi, zdała sobie sprawę, że
ma wilgotne dÅ‚onie. SiedziaÅ‚a sztywno, oczekujÄ…c na naj­
gorsze. Wcześniej, w poczekalni, nie zauważyła nikogo,
kto odpowiadałby rysopisowi Wilka.
- To jest szalenie stresujące, prawda? - mruknęła do
Adriana, który siedział naprzeciwko niej, przy oknie.
- Szalenie.
- PowinieneÅ› robić notatki i wykorzystać je w nastÄ™­
pnej książce - zaproponowaÅ‚a sztucznie beztroskim gÅ‚o­
sem, - Przyda jej to realizmu.
- ZrobiÄ™, jak radzisz.
Sara przekręciła pasek torby.
- A jeśli się nie pokaże, bo jesteś ze mną?
114 OCZEKIWANIE
- Prawdę mówiąc, spadnie mi kamień z serca.
- Czy masz zamiar wykorzystywać tÄ™ historiÄ™ w przy­
szÅ‚oÅ›ci za każdym razem, kiedy siÄ™ pokłócimy, żeby udo­
wodnić, jaka jestem uparta i głupia?
- Wątpię, abym potrzebował dodatkowych dowodów.
Dość ich mam na co dzień. Czy często będziemy to robić?
- spytał po chwili z zainteresowaniem.
- Co? - mruknęła niechętnie, przyglądając się ludziom
podchodzÄ…cym do bufetu.
- Kłócić się.
- Mam nadzieję, że nie. To bardzo męczące zajęcie.
CzujÄ™ siÄ™ jak wyciÅ›niÄ™ta przez wyżymaczkÄ™, a główne wy­
darzenie jeszcze nawet nie nastąpiło.
- Uhm.
Prom drgnÄ…Å‚ i wziÄ…Å‚ kurs na Seattle. Z drugiej strony
do portu zbliżał się potężny frachtowiec z towarem.
Za promem podążaÅ‚y liczne mewy, liczÄ…c na hojność po­
dróżnych.
- Wiesz, Adrianie, tu jest bardzo pięknie - stwierdziła
Sara w zadumie.
- Uhm.
Miała właśnie zażądać konkretniejszej odpowiedzi, gdy
spostrzegÅ‚a mężczyznÄ™, który wchodziÅ‚ na pokÅ‚ad. Znieru­
chomiała, rozpoznając znajome rysy.
- To on, Adrianie - szepnęła. - Ten facet, który chciał
mnie porwać na targu.
Adrian od niechcenia odwróciÅ‚ siÄ™ i przyj­
rzaÅ‚ mężczyznie o jastrzÄ™biej twarzy. Przez chwilÄ™ spo­
glądał na niego w milczeniu, a potem zwrócił wzrok na
SarÄ™.
OCZEKIWANIE 115
- Wygląda na to, że działa według planu A, nawet
jeżeli niektóre szczegóły się zmieniły.
- Jeśli chcesz wiedzieć, to jestem zadowolona z twojej
obecnoÅ›ci. Bardzo zadowolona - powiedziaÅ‚a szybko Sa­
ra, obserwując mężczyznę, który zbliżał się w ich stronę.
- To miło, że mnie doceniasz - mruknął, gdy obcy
zatrzymał się obok Sary.
- Panna Frazer? - spytał spokojnie.
- Tak - odparła Sara, przełykając ślinę i starając się
zachować spokój.
- Nazywam siÄ™ Brady Vaughn. ChciaÅ‚bym z paniÄ… po­
rozmawiać.
- Tak by wynikaÅ‚o z tej melodramatycznej wiadomo­
Å›ci, którÄ… zostawiÅ‚ pan w samochodzie - odezwaÅ‚ siÄ™ Ad­
rian, nim Sara zdążyła cokolwiek powiedzieć. - Niech pan
usiÄ…dzie i powie nam, o co chodzi.
Brady Vaughn obrzucił Adriana zimnym spojrzeniem,
po czym zwrócił wzrok na Sarę.
- To dotyczy pani wuja i jest sprawÄ… caÅ‚kowicie pry­
watnÄ….
Sara spoglÄ…daÅ‚a w najciemniejsze oczy, jakie kiedykol­
wiek widziała. Poszła za przykładem Adriana i wskazała
na miejsce obok siebie.
- Nie mam tajemnic przed moim przyjacielem, które­
mu dobro wuja również leży na sercu. Niech pan usiądzie.
- Im mniej osób jest w to zaangażowanych, tym lepiej.
Przez wzglÄ…d na paniÄ….
- Ja już się zaangażowałem - wtrącił Adrian. - Siadaj
pan, Vaughn, albo zostaw nas w spokoju.
Brady Vaughn znów popatrzył wrogo na Adriana, który
116 OCZEKIWANIE
zrewanżował mu się niechętnym spojrzeniem. Potem
wzruszyÅ‚ ramionami i usiadÅ‚ obok Sary. Kiedy mówiÅ‚, ig­
norował Adriana, zwracając się wyłącznie do Sary.
- To raczej długa historia, proszę pani.
- Może mógÅ‚by siÄ™ pan streszczać - zaproponowaÅ‚ Ad­
rian. - Nie potrafimy zbyt dÅ‚ugo koncentrować siÄ™ na jed­
nej rzeczy.
Sara dostrzegÅ‚a w oczach Vaughna bÅ‚ysk zniecierpli­
wienia.
- Proszę, niech pan mówi.
Vaughn zamyślił się na moment, pocierając policzek
i wolno pokiwał głową.
- Krótko mówiąc, Lowell Kincaid ma kłopoty.
- Czy wie pan, gdzie jest w tej chwili mój wuj? - spy­
tała Sara zawieszona między nadzieją a obawą.
- Przypuszczamy, że w południowo-wschodniej Azji.
- W południowo-wschodniej Azji!
Zdumiona Sara spojrzaÅ‚a na Adriana, który nie spusz­
czał oka z Brady'ego Vaughna.
- Co tam robi? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dona35.pev.pl