[ Pobierz całość w formacie PDF ]

szklanką w kierunku beczki ustawionej na stole  dolałam butelkę wódki.
 Upije nas pani wszystkie  powiedziała Agatha.
LR
T
 No, niektóre potrzebują się trochę rozweselić. Niech no pani spoj-
rzy na panią Josephs. Już jej lepiej. Myślałam, że już nigdy nie przestanie
żałować tego kota.
Agatha usiadła koło pani Josephs.
 Cieszę się, że widzę panią w lepszym humorze
 powiedziała uprzejmie.
 O, znacznie lepszym  odrzekła pijanym głosem bibliotekarka 
zemsta jest słodka.
 Mówi pani?
 OdbiorÄ™, co moje.
Agatha spojrzała na nią z zainteresowaniem.
 Co ma pani na myśli?
 Cisza, moje drogie  zawołała pani Mason
 otwieram zebranie.
 Odezwij się rano o dziesiątej  powiedziała pani Josephs głośno
 a powiem ci wszystko o Paulu Bladenie.
 Cśśś  upomniała ją pani Bloxby.
Zebranie się ciągnęło, a Agatha nie mogła usiedzieć w miejscu. Tym-
czasem jeszcze przed końcem pani Josephs znienacka wstała i wyszła.
Agatha wzruszyła ramionami, a następnie podeszła do panny Webster.
 Widziałam panią na pogrzebie Paula Bladena
 powiedziała.
LR
T
 Nie wiedziałam, że się państwo przyjaznili
 odpowiedziała panna Webster.
 Raczej nie nazwałabym naszej znajomości przyjaznią  odrzekła
Agatha  ale stwierdziłam, że powinnam złożyć wyrazy współczucia. Pa-
ni jest teraz chyba ciężko po jego stracie.
 Wręcz przeciwnie  odparła pani Webster
 specjalnie poszłam się upewnić, że rzeczywiście nie żyje. Przepra-
szam, panno...
 Pani Raisin.
 Pani Raisin. Te wszystkie trajkoczÄ…ce kobiety przyprawiajÄ… mnie o
ból głowy.
Wstała i bez pożegnania opuściła salę.  Coraz ciekawiej"  pomyśla-
Å‚a Agatha. Cholerny James. Takie to wszystko interesujÄ…ce, co krok jakieÅ›
poszlaki. Musi złożyć mu wizytę, zanim odwiedzi panią Josephs.
Następnego ranka o dziesiątej James usłyszał dzwonek do drzwi. Czuł
się jak stara panna, gdy zadzierał starą zasłonę do góry, aby wyjrzeć na ze-
wnątrz. I oto była: Agatha Raisin. Powróciło dawne uczucie prześladowa-
nia. Poszedł do kuchni i tam postanowił przeczekać. U drzwi dzwoniło i
dzwoniło, aż wreszcie zapadła błoga cisza.
Agatha rozezlona maszerowała przez wieś. Podjechał do niej jakiś
samochód i wyjrzała z niego uśmiechnięta twarz Billa Wonga.
 Co się stało, Agatho? Gdzie James?
 Nic się nie stało i nie wiem ani nie obchodzi mnie, gdzie przebywa
James Lacey.
LR
T
 To znaczy, że znowu go wystraszyłaś  skomentował Bill, nie
przestając się uśmiechać.
 Nic takiego nie zrobiłam, a jeśli chcesz wiedzieć, to idę właśnie do
pani Josephs, bibliotekarki. Ma mi coś ważnego do powiedzenia odnośnie
śmierci Paula Bladena.
Bill westchnÄ…Å‚ cicho.
 Agatho, ilekroć rzeczywiście dochodzi do zabójstw, na jaw wycho-
dzi wiele niesmacznych skandali, niemających nic wspólnego ze sprawą.
Wiele osób na tym cierpi. Jeśli zamierzasz przekopywać angielską wieś po
to, by z wypadku uczynić morderstwo, będzie to miało taki sam skutek, i
to bez żadnego uzasadnienia. Przestań. Zrób coś dobrego. Wyjedz na ko-
lejne zagraniczne wakacje. Daj Paulowi Bladenowi spoczywać w spokoju.
Odjechał.  I tak tam pójdę  pomyślała Agatha z uporem.  Ona na
mnie czeka".
Pani Josephs mieszkała w ostatnim budynku w szeregu dawnych do-
mów robotniczych. Jej domek był schludny i zadbany, z miniaturowym
ogródkiem, z którego rozsiewały się już poza barierę żywopłotu złote for-
sycje, wylewając się triumfalnie na drogę. Z dachu rozlegał się śpiew kosa.
Od pola na wzniesieniu za wsią dobiegał odgłos myśliwskiego rogu, a gdy
Agatha obróciła się w tamtą stronę, dostrzegła, jak łowczy galopują po łą-
ce, z jej perspektywy sprawiając wrażenie czegoś nierealnego.
Miała nadzieję, że jeśli w pogoni uczestniczy lord Pendlebury, to
skręci sobie kark. Z tą pobożną myślą pchnęła żelazną furtkę, podeszła do
drzwi i zadzwoniła. Nikt się nie odezwał. Odgłosy polowania zaniknęły w
oddali. Nad jej głową rozległ się huk odrzutowca, który dzwiękiem roz-
dzierał blade wiosenne niebo.
LR
T
Agatha spróbowała raz jeszcze i prawie zachciało jej się płakać na
smutną myśl, że oto mieszkańcy Carsely będą teraz chować się za kana-
pami, ilekroć zobaczą ją w swoich progach.
Ale pani Josephs sama prosiła ją o wizytę. I nie miała powodu, by jej
unikać. Agatha nacisnęła klamkę drzwi frontowych. Otworzyły się bez tru-
du. Mały korytarzyk wiódł prosto do schodów na górę.
 Pani Josephs!  zawołała Agatha.
Ten mały domek miał grube ściany i cisza aż przytłoczyła Agathę.
Zajrzała do pomieszczeń na dole: do małego salonu, małej jadalni i tyciej
kuchenki na tyłach.
Agatha stanęła pod drzwiami, przestępując z nogi na nogę.
Jakże złowróżbnie wyglądały te schody. Może pani Josephs była cho-
ra. Ta myśl dodała Agacie śmiałości, by wejść na górę. Po prawej znajdo-
wała się sypialnia. Aóżko było zaścielone, wszystko czy ściusieńkie.
Następnie graciarnia wypełniona nędznymi elementami potłuczonej porce-
lany, starymi meblami i zakurzonymi walizkami.
 Skoro już tu jestem, to skorzystam z łazienki  pomyślała sobie
Agatha.  O, już wiem! Pewnie chciała, żebym odwiedziła ją w bibliote-
ce. Ależ ze mnie kretynka! Ale żeby tak wyjść z domu i zostawić wszystko
otwarte... Jest i łazienka". Agatha otworzyła drzwi przeszklone matową
szybą. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dona35.pev.pl