[ Pobierz całość w formacie PDF ]

— Solo?
Han odruchowo sięgnął ręką do kabury, chwytając kolbę pistoletu. W tej samej chwili
z szalejącej śnieżycy wynurzył się mężczyzna., tak jak i Han odziany w kombinezon
termiczny. Biel kombinezonu i odblaskowy hełmofon czyniły go prawie niewidocznym na
tle lodowca.
Człowiek zbliżył się, unosząc w górę ręce. Han dostrzegł zarysy paru innych sylwetek,
wyłaniających się z zawiei.
— Tak, to ja — odparł dziwiąc się, jak bardzo hełm zmienia brzmienie głosu — Czy to ty
jesteś... Zlarb?
Przybysz skinął głową. Był to wysoki, silnie zbudowany mężczyzna o niezwykle białej
karnacji skóry, jasnej, złoto-blond brodzie i szarych oczach, które badawczo wpatrywały
się w Hana. Nie spuszczając wzroku z pilota, Zlarb uśmiechnął się szeroko.
— Zgadza się, kapitanie. Możemy przystąpić do załadunku.
Han usiłował dostrzec cokolwiek za śnieżną kurtyną, rozciągającą się za plecami Zlarba.
— Czy jest was tylu, że wystarczy do przeniesienia ładunku? Mam na pokładzie podręczny
przenośnik i mógłbym... Czy chcesz, abym po niego poszedł?
Zlarb spojrzał na Hana nieprzeniknionym wzrokiem, po czym ponownie się uśmiechnął.
— Nie. Myślę, że damy sobie radę bez problemów. Coś w zachowaniu mężczyzny, jego
ironiczny uśmiech i sardoniczny ton odpowiedzi sprawiły, że Hana ogarnął niepokój. Już
dawno temu nauczył się ufać przeczuciom. Spojrzał na niewyraźny zarys „Sokoła”, żywiąc
nadzieję, że Chewbacca zachował czujność, a statek jest gotowy do startu. Z reguły
nie mieli nigdy kłopotów przy załadunku towarów. Do nieprzyjemnych niespodzianek
dochodziło tylko czasami podczas rozładunku i zapłaty. Coś mu jednak mówiło, że tym
razem może być inaczej.
Han cofnął się o krok i spojrzał Zlarbowi prosto w oczy.
— W takim razie pójdę przygotować statek do startu. — Chciał zadać mężczyźnie kilka
pytań, postanowił jednak jeszcze chwilę z tym zaczekać. — Przenieście ładunek na
rampę, a my wniesiemy go stamtąd do ładowni.
Zlarb uśmiechnął się nieszczerze.
— Nie, Solo. Sądzę, że będzie lepiej, jeżeli razem udamy się na pokład twego statku, i
to zaraz.
Han zamierzał właśnie poinformować mężczyznę, że z zasady nie odbywa tego typu
spotkań na pokładzie, gdy zauważył, że dłoń rozmówcy otwiera się, odsłaniając
niewielki pistolet, dotychczas ukryty w rękawicy termicznej. Przez ułamek sekundy Han
zastanawiał się, czy nie sięgnąć po własny, doszedł jednak do słusznego wniosku, że
zanim by to zrobił, leżałby martwy na śniegu.
Migocące światła lądowiska odbijały się w przesłonie hełmu Zlarba, nadając mężczyźnie
nieco złowrogi wygląd.
— Trzymaj ręce z dala od kabury, Solo, i stój plecami do statku, tak, aby twój partner
cię nie widział. Żadnych niepotrzebnych ruchów. Słyszałem to i owo na temat twojej
15
Zemsta Hana Solo
biegłości w posługiwaniu się bronią, więc wolę nie ryzykować i będę od razu strzelać.
Wyszarpnąwszy z kabury pistolet Hana, zatknął go sobie za pas.
— A teraz ruszamy. Trzymaj ręce opuszczone wzdłuż tułowia i nie próbuj ostrzec
Wookiego — obrócił się ku towarzyszom, dłonią wskazując im „Sokoła”. Han pomyślał z
goryczą, że z większej odległości wyglądało to na zwykły grzecznościowy gest. [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dona35.pev.pl