[ Pobierz całość w formacie PDF ]

A może rzeczywiście tak jest?
- Boję się - szepnęła.
- O mnie? - Sprawiał wrażenie miło zaskoczonego.
- Nie chcę, żeby coś ci się stało, Ethan.
Chciała błagać go, żeby jutro nie jechał, ale rozumiała, że kochanie go nie
może oznaczać próby zmiany jego charakteru. Musi zaakceptować go takim,
jaki jest.
Kochanie Ethana...
Jego oczy pociemniały, tak jakby telepatycznie odczytał jej myśli. Ujął
dłonią jej brodę i policzek i lekko potarł kciukiem ucho. Przez chwilę
dostrzegła w jego oczach coś, od czego serce niemal przestało jej bić. Czy to
możliwe, żeby Ethanowi na niej zależało? Tak naprawdę?
S
R
Odwrócił wzrok i czar prysnął.
- Muszę wziąć prysznic. Domyślam się, że nie pachnę najładniej.
Dla niej pachniał wspaniale. Skórą, zwierzętami, potem. Pachniał siłą,
pewnością siebie, prężnością ruchów i szorstkością w obejściu. W jej
mniemaniu firmy kosmetyczne poszły w swoich badaniach w złym kierunku.
- Dobranoc, Lacey.
Gdyby poprosił ją, aby na niego zaczekała, bez wahania by się zgodziła.
Jednak nie zrobił tego.
Idąc na górę, by wziąć prysznic, gwizdał  Potęgę miłości. Czyżby to coś
oznaczało?
Odwrócił się znienacka, przyłapując ją na tym, jak patrzy na jego opięte
dżinsami pośladki. Zarumieniła się. A ten niepoprawny kowboj puścił do niej
oko!
Przez pół nocy nie mogła przestać myśleć o jego ciasnych spodniach.
Kiedy rano do jej pokoju wbiegły ubrane w piżamy i kowbojskie kapelusze
blizniaki, była na pół przytomna.
- Zobacz, co znalezliśmy dziś obok naszych łóżek! - krzyknął Danny,
pokazując na swój kapelusz. - Myślisz, że zostawiła je jakaś dobra wróżka?
- To była wróżka z rodeo - zdecydowała Doreen. - Albo wujek Ethan.
Chcę włożyć spodnie, które dostałam od ciebie, Lacey.
Danny od razu powiedział, że on także włoży swoje.
W spodniach, czarnych koszulach i kowbojskich kapeluszach wyglÄ…dali
tak zabawnie, że mogli pozować do zdjęcia. Gumpy w swojej odświętnej
indiańskiej koszuli i wyprasowanych dżinsach również prezentował się
wspaniale. Na szyi miał najpiękniejszy naszyjnik, jaki kiedykolwiek widziała
Ona sama we flanelowej koszuli i dżinsach wyglądała przy nich jak
kopciuszek. Nie miała nawet kowbojskiego kapelusza. A raczej sądziła, że nie
S
R
ma.
Na swoim miejscu przy stole znalazła przepiękny biały filcowy kapelusz.
- Znów wróżka z rodeo - mruknęła.
Przynaglana przez dzieci przymierzyła go. Czuła się trochę głupio, ale
kiedy spojrzała w lustro, zdumiała się, jak dobrze w nim wygląda. Zupełnie,
jakby urodziła się po to, żeby nosić takie kapelusze.
Zupełnie, jakby wreszcie była sobą.
- Czy Ethan już pojechał? - spytał Gumpy.
- Chyba tak. Nie wiem, dlaczego pojechał tak wcześnie.
Wzruszył ramionami.
- Kowboje są bardzo przesądni. Prawdopodobnie nie chciał, aby
cokolwiek rozproszyło jego uwagę.
- Na przykład co? - spytała, opierając ręce na biodrach. Gumpy
uśmiechnął się.
- Na przykład to, jak wyglądasz w tym kapeluszu.
Nie mogła powstrzymać uśmiechu, mimo że ciągle myślała jednak o
Emanie i o walce, jaką miał wkrótce stoczyć.
Oto spełniło się marzenie jej życia. Siedziała obok ogromnej areny,
wdychajÄ…c niepowtarzalny zapach, i przyglÄ…dajÄ…c siÄ™ prawdziwym kowbojom.
Obok niej siedziały tylko dzieci. Gumpy, który dzwigał na ramieniu
ogromnych rozmiarów torbę, zniknął, gdy tylko weszli na widownię.
Było w tych kowbojach coś, co sprawiało, że nie mogła oderwać od nich
wzroku. Na przykład ich sposób poruszania się. Chodzili jak ludzie, którzy są
pewni swoich ciał, znają granice ich możliwości i potrafią zwyciężać. Panująca
wokół nich aura tajemniczości robiła na niej ogromne wrażenie. Było tak od
czasu, gdy jako mała dziewczynka po raz pierwszy w życiu ujrzała kowboja.
Rodeo rozpoczęła parada dziewcząt, które przepięknie ubrane, wjechały
S
R
na arenę na koniach, a za nimi powiewały kolorowe flagi.
Lacey żałowała, że nie jest jedną z nich.
Ustawiły się w rzędzie, a na środek areny wjechał na pomalowanym
koniu Indianin. Miał na sobie oryginalne ubranie, we wszystkich odcieniach
czerwieni i żółci. Te same barwy zdobiły jego przepyszny pióropusz. Na
nogach miał miękkie mokasyny, a na rękach długie rękawice.
- Zobaczcie, to Gumpy! - krzyknęła podniecona Doreen.
Lacey przyjrzała się dokładnie mężczyznie. Rzeczywiście, to był Gumpy.
- Cześć, Gumpy! - krzyknął Danny, przerywając ciszę, jaka zapanowała
na widowni, kiedy na arenę wjechał Indianin.
- Panie i panowie - rozległ się z głośnika męski głos - nasze rodeo
otworzy Nelson Idący-w-Góry!
Gumpy wzniósł do góry ramiona z rozłożonymi dłońmi, uniósł wysoko
podbródek i zamknął oczy. Ludzie na widowni powstali z miejsc, złożyli
dłonie i pochylili głowy.
- Panie, który jesteś Stwórcą nas wszystkich - rozpoczął Gumpy
donośnym głosem, nie potrzebującym mikrofonu - chroń od złego wszystkich,
biorących udział w dzisiejszych zawodach. Niech poprzez ich odwagę i siłę
ujrzymy Twoją chwałę. Niech znikną wszelkie bariery i będzie nam dane
cieszyć się braterstwem i pełnią człowieczeństwa. Dziękujemy Ci za Twoją
obecność na tej arenie i w naszych sercach.
Opuścił ręce, zawrócił konia i wolno przejechał wzdłuż bariery,
spoglądając uważnie na wszystkich siedzących przy niej widzów. Kiedy
zatoczył pełne koło, dumnie opuścił arenę. Przez chwilę panowała głucha
cisza, a potem rozległy się głośne brawa. Lacey poczuła wdzięczność, że dane
jej było osobiście poznać tego człowieka. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dona35.pev.pl