[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dzieje w St. Louis. Krewny Chloe wysłał jej SMS.
- Rozumiem.
- Powiedz mi, czy straty były duże? Możesz dzisiaj
otworzyć lokal?
- No jasne. A co ty myślałeś do cholery? Nie działa
tylko maszyna do cappuccino. Cała reszta jest OK.
- Spokojnie. Zawsze byÅ‚eÅ› rano rozdrażniony. Współ­
czuję Sabrinie. Kiedy ślub?
Noah popatrzył na brata osłupiałym wzrokiem.
- O czym ty mówisz?
- O Å›lubie. No wiesz, kwiaty, Å›wiece, smokingi i wy­
sypka. A w miÄ™dzyczasie marsz weselny i ani siÄ™ obej­
rzysz, już biją ci weselne dzwony.
- Skąd pomysł, że biorę ślub?
- Wystarczą trzy słowa: wróżenie z fusów. Madame
Sophie wyczytała twoją przyszłość w kawie, tak jak
mojÄ… i Jake'a. Poza tym mnie nie oszukasz, braciszku.
Widziałem przed domem samochód Sabriny.
- Co z tego?
- To, że nie tracisz czasu. Znasz ją od tygodnia i już
ze sobą żyjecie.
- To nie jest tak, jak myślisz.
- Jasne. Może mi powiesz, że jeszcze z niÄ… nie spa­
Å‚eÅ›? Odpowiedz.
- To nie twój interes - zirytował się Noah.
Do kuchni wszedł Ramon.
- Cześć, Trace, czy Chloe już cię wyrzuciła?
- Oczywiście, że nie. Wpadłem tylko sprawdzić to
i owo.
- Szefie, co zrobiłeś Sabrinie? Nie zastałem jej
w pokoju. Znikła bez śladu - niepokoił się chłopak.
- Nie rozumiem. Jej samochód stoi przed domem.
- Może ją czymś obraziłeś?
Noah miał teraz wyrzuty sumienia.
Może zle zrozumiała moje milczenie? - pomyślał.
Wszystko przez to, że zaskoczyÅ‚a mnie tymi rewelacja­
mi z przeszÅ‚oÅ›ci. A na dodatek uraziÅ‚a mojÄ… mÄ™skÄ… am­
bicję, ogrywając mnie w pokera. W końcu stałem przed
nią tylko w bokserkach, a ona nadal była kompletnie
ubrana. A co, jeśli w ogóle nie nocowała w domu? -
przestraszył się.
Z inicjatywy Noah mężczyzni udali się do sypialni
Sabriny.
Okazało się, że łóżko dziewczyny było nietknięte.
- W ogóle nie wróciÅ‚a na noc do domu - podsumo­
wał zmartwiony Noah. - Gdzie ona może być?
ROZDZIAA DZIESITY
Niecałą godzinę pózniej Noah wdarł się do małego
biura Ty Burke'a.
- Sabrina zaginęła - poinformował przyjaciela.
- Właśnie chciałem do ciebie dzwonić - oświadczył
policjant.
- Myślę, że to robota Doris. A niech to diabli, nic
innego nie przychodzi mi na myśl.
- Uspokój się.
Jak mam siÄ™ uspokoić, kiedy ona może być w nie­
bezpieczeństwie, westchnął w duchu Noah. I pomyśleć,
że spałem sobie spokojnie, podczas gdy jej przytrafiło
się jakieś nieszczęście.
- Aatwo ci mówić. Nie rozumiesz? Sabrina nie wró­
ciÅ‚a do domu na noc. OdkryÅ‚em to dopiero dzisiaj. Znik­
nęła - gorączkował się Noah.
- Nie zniknęła.
- Jak to?
- Ona jest tutaj. ZostaÅ‚a aresztowana wczoraj wie­
czorem.
- Aresztowana? - zdumiał się Noah.
- Za posiadanie skradzionego mienia, a także za
włamanie. To są poważne zarzuty.
- Musiała zajść jakaś pomyłka. Sabrina nigdy by nie
zrobiła czegoś takiego - zapewnił Noah, opadając na
krzesło.
A może byÅ‚aby do tego zdolna? - zwÄ…tpiÅ‚. Do wczo­
rajszego wieczoru nawet by mu nie przyszło do głowy,
że ta doskonałość w przeszłości zarabiała na życie,
oszukujÄ…c w pokera i bilard. Kto wie, jakie jeszcze ta­
jemnice ukrywa?
Po chwili Noah opanował się i odpędził od siebie
czarne myśli o Sabrinie Lovett.
- To Doris Dooley maczała w tym palce, prawda?
- zapytał
Burke sięgnął po leżące na jego biurku akta, otworzył
je i tonem sprawozdawcy zaczął relacjonować:
- Pani Dooley zgłosiła incydent wczoraj o godzinie
23.47. Kwadrans pózniej samochód patrolowy zabrał
pannÄ™ Lovett sprzed domu twojej ciotki.
To było zaledwie dziesięć minut po moim powrocie
z  Cafe Romeo", uświadomił sobie Noah.
- Co było potem?
- Sabrina przyznała się, że dokonała włamania do
domu Dooleyów. To tam skradła towar, który jest w jej
posiadaniu.
- Jaki towar?
- Miała ze sobą kota...
- Kota? A to dobre! Tak się składa, że Zlicznotka
należy do Sabriny. Doris ją porwała.
- Zgadza siÄ™. Jednak nie chodzi o kotkÄ™, tylko o jej
luksusową obrożę. Zwierzak miał na szyi platynową
obróżkę z brylantami, własność pani Dooley.
- Pozwól mi zobaczyć się z Sabriną, a wyjaśnimy
całe to zamieszanie - poprosił Noah, zrywając się
z krzesła.
- Poczekaj. Nie możesz siÄ™ z niÄ… widzieć - oÅ›wiad­
czył Burke.
- Dlaczego nie, do diabła?
- Bo ona wyraznie zaznaczyła, że sobie tego nie
życzy. Nie martw się, ma adwokata.
- Nie potrzebuje go. Nie rozumiesz? To wszystko
zostało z góry ukartowane. Nie możesz trzymać Sa-
briny w areszcie na podstawie tak absurdalnego oskar­
żenia.
- Jedyna możliwość, jaka być może wchodzi w grę,
to zwolnienie za kaucją - poinformował Noah policjant.
- Jeśli chcesz ją stąd wydostać, to radzę ci, przynieś
książeczkę czekową. Wiesz, że jestem po twojej stronie,
ale mam związane ręce. Sabrina już przyznała się do
włamania.
- Musi być jakieś inne rozwiązanie.
- Za pózno. Tylko wycofanie oskarżenia mogłoby
powstrzymać bieg sprawy. Wiesz jednak, jaka jest Do-
ris. Raczej bym na to nie liczył.
- Może nie jest aż tak zle - powiedział Noah, stając
w drzwiach.
Detektyw Ty Burke odprowadził Sabrinę do pokoju
widzeń.
- Ma pani dziesięć minut. Już i tak złamałem prawo,
zezwalajÄ…c na to spotkanie.
- Dziękuję panu.
- Kochanie! - krzyknął radośnie Ramon, pędząc
w stronÄ™ dziewczyny. UjÄ…Å‚ jej dÅ‚onie w swoje rÄ™ce, po­
tem cofnÄ…Å‚ siÄ™ o krok. - WyglÄ…dasz okropnie.
- Czuję się dobrze - zapewniła gościa. - Ale ty
lepiej usiądz, bo trochę zbladłeś.
Ramon przysunął dwa krzesła - jedno dla Sabriny,
drugie dla siebie.
- Gdy usłyszałem, że jesteś w pace, nie mogłem
w to uwierzyć. Dlaczego nie zadzwoniÅ‚aÅ› do nas wczo­
raj wieczorem?
- Chciałam załatwić to sama.
- Noah zupeÅ‚nie oszalaÅ‚, gdy siÄ™ dowiedziaÅ‚ - oznaj­
mił Ramon.
- Wyobrażam sobie - odparła chłodno.
- Ja jestem bardziej wyrozumiaÅ‚y. Moja byÅ‚a narze­
czona przebywa teraz w zakÅ‚adzie karnym. KiedyÅ› sie­
działa z moją mamą w jednej celi. Tak ją poznałem.
- Nie wiedziałam, że już zdążyłeś być zaręczony
- zdziwiła się. - A dlaczego zerwaliście?
- Poniosło ją trochę i strzeliła do mnie. To długa
historia.
- Mam jeszcze siedem minut.
- WiÄ™c szkoda na niÄ… czasu. Mamy ważniejsze spra­
wy do omówienia.
- Tak?
- Chodzi o kaucję za ciebie. Znam jednego gościa,
który załatwia kaucje dla całej rodziny D'Onofrio...
Mamy u niego zniżkę.
- Jestem ci bardzo wdzięczna, ale...
- Odwdzięczysz mi się, wychodząc za mnie za mąż.
To wszystko.
- Co? - zdziwiła się Sabrina.
- Nasze narzeczeństwo może trwać długo. To zależy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dona35.pev.pl