[ Pobierz całość w formacie PDF ]

spódnica zasłaniała ich splecione dłonie.
Przez jakiś czas słuchali muzyki, pochłonięci nia.
całkowicie, szczęśliwi, że są obok siebie.
Nagle Nelli poczuła, że Jace zesztywniał. Nastą­
piło to w chwili, gdy na znak dyrygenta chór za­
miast kolędy zaczął śpiewać jedną z kościelnych
pieśni.
- Co się stało?
- Wyjdźmy stąd - powiedział.
Jakiś instynkt podpowiedział jej, że pod żadnyifl
pozorem nie powinni opuścić kościoła. Mocniej
7f i
WRÓŻKĄ
ścisnęła jego dłoń i powiedziała jak do niegrzecz­
nego dziecka:
- Zostaniemy.
Jace znieruchomiał, a Nelli próbowała zgadnąć,
co mogło być powodem takiej reakcji. Chór śpiewał
O łasko niepojęta" i już po pierwszych taktach
poczuła, że dłoń Jace'a zaczyna drżeć.
W chwilę później Jace puścił rękę Nelli i wysu­
nął się na środek przejścia pomiędzy ławkami. Nel­
li dostrzegła, że zamknął oczy i zaczął śpiewać
pięknym, głębokim tenorem, a perfekcja jego głosu
wskazywała na lata ćwiczeń. Członkowie chóru mil­
kli jeden po drugim.
Jace nie słyszał słów, które śpiewał; on je czuł.
Ostatni raz wykonał tę pieśń na pogrzebie Julii.
Stał nad jej grobem, z suchymi oczami, odkrytą
głową w chłodnym zimowym powietrzu i nie od­
czuwał ani mrozu, ani swego głębokiego smutku.
Wyobrażał sobie swą piękną żonę w trumnie i ich
małego synka ułożonego w jej ramionach. Nie czuł
zupełnie nic.
Kiedy inni uczestnicy pogrzebu płakali, on śpie­
wał tę pieśń i nie uronił ani jednej łzy.
W ciągu czterech lat, które upłynęły od tego dnia,
Jace niczego w istocie nie odczuwał, chociaż poru­
szał się, jadł, spał... Przez cztery lata nie śmiał się,
nie płakał, nie był nawet zły.
Teraz, gdy znów zaśpiewał tę starą pieśń, w pa­
mięci odżył obraz Julii, przypomniał sobie jej
śmiech i to, jak walczyła, by urodzić dziecko.
Nadszedł czas, aby ostatecznie pożegnać kobie­
tę, którą tak bardzo kochał. Nareszcie, po tak dłu-
8UH czasie, łzy napłynęły mu do oczu. Żegnaj, Julio
- Pomyślał. -Żegnaj.
Gdy Jace zamilkł, w kościele zapanowała głębo-
1
JUDU DEVERAUX
ka cisza. Nie słychać było nawet oddechów. Wszy­
scy chórzyści mieli wilgotne oczy. W śpiewie Jace'a
wyczuli głębokie uczucie.
W końcu ktoś wytarł nos i czar prysł.
- Sir - powiedział dyrygent - chcielibyśmy, aby
pan śpiewał w naszym chórze. Chcielibyśmy...
Nelli podeszła szybko.
- Porozmawiamy o tym później - powiedziała
przerywając mu i niemal wypchnęła Jace'a z ko­
ścioła. Na zewnątrz Jace oparł się o ścianę,
a Nelli wyjęła chusteczkę z jego kieszeni i poda­
ła mu.
Wytarł głośno nos, a potem leciutko uśmiechną}
się do niej.
- Nie przystoi mężczyźnie zachowywać się w ta­
ki sposób w towarzystwie swojej dziewczyny, pra­
wda? - wyszeptał.
Jego słowa sprawiły, że serce Nelli zatrzepotało,
ale zdołała się opanować.
- Pana żona?
- Śpiewałem to na jej pogrzebie - przytaknął.
- Bardzo pan ją kochał?
Przychodził już do siebie i zdał sobie sprawę, że
po raz pierwszy od śmierci Julii jej obraz zaczyna
mu się zacierać w pamięci. Patrzył na Nelli i wi­
dział jej twarz zamiast twarzy zmarłej żony.
- Kochałem - powiedział
podkreślając czas
przeszły. - Tak, kochałem. - Dotknął dłonią poli­
czka Nelli. - Czy mógłbym odprowadzić panią do
domu, Miss Grayson?
- Do domu? - zapytała, jak gdyby nie słyszała
nigdy przedtem tego słowa. I nagle wróciła do rze­
czywistości. - Która godzina? Och, nie chcę wie­
dzieć. Ojciec będzie szalał. Nie mają obiadu. Och.
nie, co ja zrobiłam?
7S
WRÓŻKA
_ Tym razem coś dla siebie - powiedział Jace,
ale Nelli biegła już w stronę domu. Podążył za nią.
W czasie gdy Nelli i Jace byli w parku, Terel
pięknie ubrana w ciemnośliwkowy kostium odwie­
dziła klinikę doktora Westfielda. Dopasowany ża-
laet ozdobiony był czarnymi aplikacjami o skom­
plikowanym wzorze.
W recepcji powitała ją Mary Alice Pendergast,
młoda kobieta o wąskim nosie, o kilka lat starsza [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dona35.pev.pl