[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pomimo nasuwajacych się watpliwoci podziwiałem zawadiacki pomysł towarzysza okazujacego
czasem, jak widać, oryginalne ambicje. Niech sobie zawozi, pomy lałem, nie moja to, lecz jego pięta.
Tymczasem biszo de pe, które tak niezasłużenie awansowało z roli pasożyta na przedmiot troskliwej
hodowli Winiewskiego, zachowało się całkiem przyzwoicie, nie dajac powodów do skargi. Przebyło
bez wypadku długa podróż z głębi kontynentu nad morze, gdzie nadal polowalimy w goracych
nizinach. Jak wierna istota towarzyszyło Wi-53
K o W.
ja n 5C
I
2
q
P. O NI
CO tfi
cr?
B O
&
r,
B
et ooe
B F
o
B. ST
o
o s o et
Makakinio
Po ukończeniu polowań nad rzeka Marequinha powierzyłem na pewien czas kierownictwo wyprawy
Winiewskiemu, sam za z Tomaszem Paziem, polskim kolonista i osobistym przyjacielem wielu
Indian, udałem się w gęste lasy między rzeka Barboleta a Barapreta, by zwiedzić obóz tamtejszych
Indian Koroadów, żyjacych pod zwierzchnictwem ka-pitona Zinia. Zinio przyjał nas gocinnie i
podczas kilkudniowej bytnoci w jego toldzie* przekonałem się, że jest to kapiton (czyli wódz uznany
przez rzad brazylijski) doć inteligentny, zdradzajacy nawet pewne wyrobienie polityczne i jasny
poglad na rzeczy.
Indianie tego obozu szczególnie mnie polubili, gdyż starałem się być hojny wobec nich i za ich
go cinno ć odwzajemniać się różnymi podarkami.
Którego dnia siedzielimy przy ognisku pijac, jak zwykle, odwar herbaty parańskiej, zwany
szimaronem. Uderzyło mnie, że tym razem podawała nam goraca wodę bardzo ładna dziewczyna.
Miała chyba szesnacie lat. Było w Indiance tyle uroku dziewczęcego, że patrzyłem na nia z
życzliwym zaciekawieniem, tym bardziej że na ramieniu nosiła młoda małpkę. Była to miła, bardzo
oswojona kapucyn-ka. W pewnej chwili stary Zinio zwrócił się do mnie z pro-
Toldo (toldo, hiszp.) okragła, pokryta skórami chata Indian w Ameryce Południowej.
pozycja, bym został u Koroadów na stałe, a dadza mi tę dziewczynę za żonę. Przyznam się, że
propozycja spadła na mnie jak grom z jasnego nieba. Po chwili odrzekłem:
Mam już żonę.
To nic odparł żywo kapiton u nas wybitny człowiek może mieć dwie żony. Więc zostań i bierz ja.
Jest to córka Bastiona, tego, który robi dla ciebie rze by z gliny. Czy twoja żona jest pracowita?
Bardzo pracowita.
Ale na pewno nie umie ple ć takich koszyków jak córka Bastiona. Więc zostań.
Indianka tymczasem krzatała się naokoło nas z mina tak obojętna i spokojna, że przypuszczałem, iż
nie^wie, o co chodzi. Póniej dopiero dowiedziałem się, że szelma rozumiała każde słowo rozmowy
prowadzonej łamana por-tugalszczyzna. Przypatrywałem się zaofiarowanej żonie z uwaga i
stwierdzić musiałem, że w istocie była to dziewczyna sympatyczna i wcale gładka.
Niestety owiadczyłem kapitonowi z naciskiem nie mogę u was dłużej pozostać jak tylko kilka dni
&
Zapadło głuche milczenie. Zinio przygryzł wargi i był w zwarzonym humorze. Chcac załagodzić
nastrój i skierować rozmowę na inne tory, zapytałem, czyja to małpka, która widzę na ramieniu
dziewczyny.
To jej makakinio wytłumaczył Indianin burkli-wie. Bardzo do dziewczyny przywiazany. Złapał go
niedawno jej brat, tęgi my liwy.
Chciałbym makakinia kupić!
Wtedy Zinio spojrzał na mnie z odcieniem drwiny i rzekł z przekasem:
Widzę, że wolisz małpkę niż dziewczynę. Ona małpki nigdy nie sprzeda, bo ja bardzo lubi.
57
Na tym drażliwa rozmowa się skończyła. Pokrzyżowałem plany Zinia, który pomimo zawodu uznał
moje stanowisko i stał się znowu troskliwym gospodarzem. W ogóle Koroadzi okazywali nam w tej
wsi wiele przyjani. Przynosili między innymi różne wyroby swej prymitywnej sztuki, które
skwapliwie skupowałem. Bastion, ojciec dziewczyny, po kapitonie najpoważniejszy mieszkaniec
indiańskiego obozu, rzebił mi wspaniałe prymitywy z gliny i głównie dla niego poprosiłem Indian, by
zechcieli mnie odwiedzić w kolonii Candido de Abreu, gdzie stale przebywała nasza wyprawa.
Indianie zaproszenie przyjęli z radocia i gdy ich opuszczalimy, przyrzekli zjawić się wkrótce w
kolonii.
Tomasz Pazio, znajacy Indian jak własna kieszeń, zbeształ mnie zdrowo i owiadczył, że głupstwo
robię, bo Koroadzi gotowi zwalić mi się z całym szczepem na kark ku utrapieniu mojemu i
kolonistów.
Dziewczyny przez cały czas pobytu u Indian już nie widziałem. Unikała nas w obawie, że zabiorę jej
małpkę. Dopiero gdy wyruszali my w drogę i przepływali łódka przez rzekę Ivai, nad która obóz leżał,
ujrzałem Indiankę na wysokim brzegu. Wschodziło włanie słońce ponad puszcza i różowymi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tematy
- Home
- Heinrich Boll Zwierzenia klowna
- Jeanette Grey Letting Go
- Ed Miller, Sunny Mehta and Matt Flynn Small Stakes No Limit Hold'em
- Line of Fire W E B Griffin
- MacLean Alistair Mroczny Krzyzowiec
- Hannah Kristin Wspólnicy
- Mroczne_lata_swietlne
- 3. Królewskie zwić…zki Celmer Michelle Ksi晜źniczka z wyspy
- 211. Hammond Rosemary Uczć…c sić™ miśÂ‚ośÂ›ci
- Janez Trdina Kranjska jeza
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- patryk-enha.pev.pl