[ Pobierz całość w formacie PDF ]

swoim czasie. Planujemy dostarczyć im tę rakietę za rok czy dwa, dlatego te\ - uwzględniając
ich potrzeby - zaprojektowaliśmy ją tak, by mogła przenosić dwutonowe bomby wodorowe na
odległość sześciu tysięcy mil w ciągu kwadransa, osiągając maksymalną prędkość dwudziestu
tysięcy mil na godzinę. Wa\y ona szesnaście ton, a nie dwieście, jak ich rakiety
międzykontynentalne. Mo\na ją transportować i odpalać ze zwykłych statków handlowych,
przybrze\nych, łodzi podwodnych, pociągów czy nawet cię\arówek. W dodatku odpalać
natychmiast. - Znów się uśmiechnął, tym razem z samozadowoleniem. - Jankesi zakochają się
w Mrocznym Krzy\owcu.
ZerknÄ…Å‚em na niego.
- Nie chce pan chyba powiedzieć, \e Witherspoon i Hewell pracują dla Amerykanów?
- Dla... - Zsunął okulary na czubek nosa i spojrzał na mnie ponad rogową oprawką. - Co
pan, u licha, sugeruje?
- Chodzi mi o to, \e jeśli pracują dla kogo innego, to nie bardzo rozumiem, w jaki sposób
Amerykanie będą mieli szansę obejrzeć Krzy\owca, a tym bardziej się w nim zakochać.
Zerknął na mnie, skinął głową i odwrócił się bez słowa. Omal się nie zawstydziłem, \e
zburzyłem jego naukowy entuzjazm.
Było ju\ prawie widno, przez okna widziałem szarzejące niebo, ale nie gasiliśmy świateł.
Ramię bolało mnie tak, jak gdyby doberman wcią\ jeszcze na nim wisiał. Przypomniałem
sobie o nie dopitej whisky na stole, sięgnąłem po szklaneczkę i rzuciłem: - Wasze zdrowie! -
Nikt mi nie odpowiedział, lecz nie zra\ając się ich brakiem wychowania, wypiłem do dna.
Wcale mi to nie pomogło. Farley, ekspert od systemów naprowadzania pracujących w
podczerwieni, stopniowo odzyskał rumieniec, a wraz z nim wróciła mu odwaga, bo wygłaszał
teraz długi a gorzki monolog, w którym przewijały się głównie dwa słowa:  cholerny" i
 zniewaga". Nie wspominał tylko, \e zamierza zło\yć skargę na ręce swego posła do
parlamentu. Nikt z pozostałych się nie odzywał. Nikt nie patrzył na trupa na podłodze.
Chciałem, \eby ktoś dolał mi whisky albo chocia\ powiedział, skąd Anderson wytrzasnął
butelkę. Trochę to wprawdzie nieładnie myśleć o butelce, zamiast o trupie człowieka, który
pierwszy dał mi się z niej napić, ale taki to ju\ był dzień, a zresztą co się stało, to się nie
odstanie. W dodatku whisky mo\e by mi pomogła, natomiast Anderson nie mógł ju\ pomóc
nikomu.
Hewell wrócił o świcie.
Wrócił sam. Zrozumiałem, co to oznacza, jeszcze zanim ujrzałem krew na jego lewym
przedramieniu. Widocznie trzej wartownicy przy zasiekach byli czujniejsi i sprawniejsi ni\
przypuszczał, co jednak niewiele im dało. Je\eli Hewell przejmował się zranioną ręką,
śmiercią jednego ze swych ludzi czy zabójstwem trzech marynarzy, to skutecznie ukrył
zatroskanie. Rozejrzałem się po szarych, napiętych, wystraszonych twarzach i stwierdziłem,
\e nikomu nie muszę tłumaczyć, co się stało. W innych okolicznościach pewnie bym się
niezle ubawił widokiem twarzy, na których skrajne niedowierzanie szło o lepsze z
przera\eniem wywołanym świadomością, \e wszystko to dzieje się naprawdę. Ale tu i teraz
nie było mi do śmiechu.
Hewell nie marnował słów. Wyciągnął pistolet, ruchem ręki wyprosił Hanga z pokoju,
obrzucił nas beznamiętnym wzrokiem i polecił:
- Wyjść!
Wyszliśmy. Po tej stronie wyspy roślinność występowała równie rzadko jak po drugiej,
jedynie nad samym brzegiem rosły nieliczne palmy. Za to góra była tu du\o bardziej stroma, a
rozpadlina przedzielająca południowy stok widoczna jak na dłoni.
Hewell nie pozwolił nam podziwiać krajobrazu. Kazał nam się ustawić w dwuszeregu, z
rękami splecionymi na karku - ja udałem, \e nie słyszę, i tak nie dałbym rady unieść lewej
ręki, ale on nie naciskał - po czym kazał nam maszerować po niskim występie skalnym na
północny zachód.
Trzysta jardów dalej, przy pierwszej grani - drugą wcią\ jeszcze mieliśmy przed sobą -
zauwa\yłem po prawej stos świe\o wyrąbanych kamieni. Poniewa\ znajdował się jakieś
pięćdziesiąt jardów nade mną, nie widziałem co się za nim kryje, ale domyśliłem się bez
trudu: wylot tunelu, którym Witherspoon i Hewell przebili się do nas nad ranem. Rozejrzałem
się ostro\nie, jakby od niechcenia, starając się zapamiętać jego poło\enie w stosunku do
innych znaków topograficznych, a\ wreszcie uznałem, \e trafię tam z zawiązanymi oczami.
Zadumałem się nad moją nieuleczalną skłonnością do gromadzenia i zapamiętywania
kompletnie nieprzydatnych informacji.
Pięć minut pózniej dotarliśmy do drugiej grani. Przed nami roztoczył się widok na całą
równinę po zachodniej stronie wyspy. Padał na nią cień góry, ale \e było ju\ całkiem jasno,
widzieliśmy ka\dy szczegół jak na dłoni.
Z tej strony równina miała mniej więcej milę długości i jakieś czterysta jardów szerokości,
nieco więcej ni\ na wschodzie. Nie było tam ani jednego drzewa. Od południa długie,
szerokie molo wdzierało się w błyszczące wody laguny. Z odległości czterystu, pięciuset
jardów wydawało mi się, \e jest betonowe, ale prawdopodobnie zbudowano je z bloków
koralowca. Na jego krańcu ujrzałem dzwig. Nie był to typowy \uraw z przeciwwagą, lecz
taki, jakie widuje się w stoczniach remontowych - stalowa konstrukcja z wysięgnikiem,
umieszczona na poruszającej się po szynach platformie. Słu\ył on zapewne spółce
fosforanowej do załadunku statków, ale prawdopodobnie zawa\ył te\ na decyzji marynarki
wojennej w sprawie wyboru Vardu na miejsce eksperymentu. Ostatecznie na południowym
Pacyfiku nieczęsto trafiają się bezludne wyspy z takimi udogodnieniami jak molo i dzwig,
który spokojnie mógłby unieść trzydzieści ton.
Prowadziły tam równie\ wąskie podwójne tory. Kilka lat temu kursowały nimi wagony z
fosforanami, teraz jednak jeden tor, zardzewiały i zarośnięty zielskiem, biegł w kierunku
kopalni, a drugi zastąpiono nowymi szynami i skierowano w głąb wyspy. Po drodze mijał on
dziwaczny, okrągły betonowy podest o średnicy dwudziestu pięciu jardów, a kończył się na
przypominającym hangar budynku o wysokości trzydziestu stóp. Długość hangaru wynosiła
dobre sto stóp, a szerokość czterdzieści. Patrząc na niego od tyłu nie widziałem, gdzie kończą
się szyny, ale śmiało mo\na było zaryzykować twierdzenie, \e wchodzą do środka tego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dona35.pev.pl