[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Pierwszy raz to była twoja żona. Zabiłeś swoją żonę. Pamiętam, jak pisali o tym w gazetach.
Wtedy, kiedy to się stało. Czytałem, co o tym pisali, i dobrze sobie wszystko zapamiętałem. Nigdy o
tym nie zapomniałem. Kobietom nie można ufać. - Widać było, że Flynn mówi niezbyt przytomnie, że
ma trudności z zebraniem myśli. - Kobietom nie można ufać.
Torr wyciągnął ręce i z okrutną precyzją zamknął palce na szyi Flynna.
- Ja mam do Abby całkowite zaufanie - oświadczył zimno. - I nigdy nie przestanę jej ufać. Nic nigdy
tego nie zmieni. Więc jeżeli kiedykolwiek w przyszłości zobaczę cię w jej pobliżu, będę miał
pewność, że to nie ona cię szukała. %7łe ty, i tylko ty jesteś temu winien. I zabiję cię.
Abby siedziała skulona przy telefonie, patrząc na Torra oniemiałym wzrokiem, wstrząśnięta do głębi
zawartą w jego słowach zimną, bezlitosną grozbą, której sens najwidoczniej dotarł wreszcie do
umysłu leżącego mężczyzny, gdyż powtórzył:
- Zabijesz mnie.
- Tak.
Flynn poruszył niespokojnie głową, jakby chciał się otrząsnąć z bólu czy może oszołomienia.
- Więcej się do niej nie zbliżę. Jest twoja - wymamrotał.
- Dopóki żyje - dodał Torr kategorycznym tonem.
- Nic jej nie zrobię. Nie zbliżę się do niej - posłusznie mamrotał Flynn. - Twoja.
- Torr!
Torr zignorował okrzyk Abby. Cała jego uwaga była skupiona na Flynnie Randolphie, który
ponownie tracił przytomność. Dopiero upewniwszy się, że Flynn całkiem odpłynął, podniósł głowę i
spojrzał na Abby.
- Wybierz wreszcie numer i wezwij policję - powiedział tylko.
Abby posłusznie wykonała polecenie, ale podczas rozmowy z komisariatem nie odrywała oczu od
zaciętej, groznej twarzy Torra. Dopiero odkładając słuchawkę, zauważyła, że Torr zaczyna się
odprężać, i z ulgą odetchnęła.
- Na litość boską, Torr, po co odegrałeś tę okropną scenę?
- Mały zabieg psychologiczny - oznajmił Torr, wstając z podłogi. - Musiałem mu napędzić stracha.
Na wypadek, gdyby wymiar sprawiedliwości nie stanął na wysokości zadania. Chodziło o to, żeby,
póki był półprzytomny, wbić mu do głowy, że próba zbliżenia się do ciebie równa się śmierci.
- Znasz się aż tak dobrze na psychologii przestępców? - zapytała z lekkim sarkazmem.
Torr zabrał się tymczasem do zbierania rozsypanych kwiatów.
- Trochę. - Wyprostował się i trzymając z rękach połamane kwiaty, spojrzał na nią niepewnie. -
Abby?
Ona, słysząc to, poderwała się z miejsca, podbiegła ku niemu i zarzuciła mu ręce na szyję.
- Oczywiście, że nic się nie zmieniło - zapewniła go. - Jestem absolutnie pewna, że nie jesteś winien
śmierci swojej żony.
- Ale mógłbym zabić Randolpha, gdyby mnie do tego zmusił.
- Wiem.
- I to cię nie przeraża?
- Nie - rzekła po prostu. - Wiem, że w mojej obronie jesteś gotów na wszystko.
- Widzę, że zaczynasz coś rozumieć.
- Najwyższy czas. - Podniosła ku niemu twarz zalaną łzami wzruszenia. - Zwłaszcza że w twojej
obronie ja też byłabym gotowa na wszystko.
Poczuła, że jego napięcie ustępuje. Torr objął ją i mocno przytulił. Są sytuacje, w których każdy
mężczyzna staje się zdolny do użycia przemocy. Nie tylko mężczyzna, ale i kobieta. Sama tego
doświadczyła. Ale Torra nie musi się obawiać. Jeśli nawet ucieknie się kiedyś do przemocy, to
jedynie w jej obronie.
Musiała to podświadomie czuć już wtedy, gdy po raz pierwszy zobaczyła go w trakcie układania
jednej z tych jego oszczędnych, pełnych harmonii, arcypięknych kompozycji kwiatowych.
Stali tak, czule objęci, aż do przyjazdu policji.
Dużo pózniej, po złożeniu wyjaśnień i wzmocnieniu się kieliszkiem wina, owinięta szlafrokiem Abby
usadowiła się na kanapie w oczekiwaniu na zasłużoną reprymendę. Teraz, kiedy niebezpieczeństwo
minęło, Torr będzie musiał wyładować emocje.
- Chyba zdajesz sobie sprawę - zaczął, spoglądając na nią groznie z kąta pokoju - że mam powody do
niepokoju i niezadowolenia - odezwał się wreszcie, marszcząc surowo brwi.
- Tak, Torr.
- Przecież wyraznie powiedziałem, żebyś nikomu nie otwierała drzwi.
- Tak, Torr.
- Czy masz zamiar na wszystkie moje uwagi odpowiadać Tak, Torr ?
- Tak, Torr.
- Będę chyba musiał przełożyć się przez kolano i sprać ci tyłek - zauważył z ciężkim westchnieniem.
Abby milczała. - Nie powiesz Tak, Torr ?
- Raczej nie. Nie tym razem.
- Abby, czy ty nie potrafisz wykonać najprostszego polecenia? - wykrzyknął. - Prosiłem o jedną
prostą rzecz: żebyś pod moją nieobecność nikomu nie otwierała. Ale nie, ty musiałaś oczywiście
postąpić po swojemu, z całą niefrasobliwością otwierając drzwi, gdy tylko ktoś zapukał. I sama
widzisz, co z tego wynikło! Gdybyś mnie posłuchała, nie musielibyśmy przez to wszystko
przechodzić.
- Ależ tak, Torr, zdaję sobie z tego sprawę.
- Tylko mi nie udawaj potulnego baranka! - zdenerwował się i zaczął krążyć tam i z powrotem po
pokoju.
- Tak, Torr.
- To nie są żarty, moja droga! - Zatrzymał się i spojrzał na nią ze złością.
- Wiem. Przepraszam. Nie wiem, co powiedzieć. Postąpiłam bezmyślnie, przyznaję. Powiedział, że
ma przesyłkę, a ponieważ stale przywożą mi dostawy witamin, więc niczego nie podejrzewałam.
Abby zwilżyła wargi i niepewnie popatrzyła na swego towarzysza. Zwiadomość, że w sensie
fizycznym nic ze strony Torra jej nie grozi, nie była w tej chwili wielką pociechą. Owszem, Torr
potrafi nad sobą panować, ale to jeszcze nie znaczy, że nie potrafi się złościć.
- No właśnie, na tym polega twój główny problem. W ogóle nie zastanawiasz się nad tym, co robisz.
Zamiast myśleć, poddajesz się impulsom. Nic dziwnego, że brak wewnętrznej dyscypliny wpędza cię
w najrozmaitsze tarapaty. Jeśli ktoś nie wezmie cię w ryzy, lada dzień napytasz sobie kolejnej biedy.
- Nie musisz na mnie krzyczeć, jakbym była niedorozwiniętym dzieckiem. - Abby uznała, że musi się
bronić.
- Oczywiście, że nie jesteś dzieckiem! O to mi właśnie chodzi! - wybuchnął. - Jesteś dorosłą kobietą,
a ja muszę cię bronić przed samą sobą. Widać gołym okiem, że przez swoją lekkomyślność i brak
zastanowienia możesz się wpakować nie wiadomo w jakie nieszczęście.
- Jesteś niesprawiedliwy - obruszyła się Abby. - Do tej pory jakoś dawałam sobie radę.
- Ledwo.
- Nie przesadzaj. - Czuła się naprawdę dotknięta.
- Nie przesadzam. Od pierwszego spotkania na kursie wyczułem w tobie niebezpieczną skłonność do
ulegania nieprzemyślanym odruchom.
- Jeszcze niedawno ta rzekomo niebezpieczna skłonność wydawała ci się pełna uroku, a nawet
fascynująca - przypomniała mu. - A o mnie mówiłeś, że jestem niezwykła i tajemnicza.
- Niech ci się nie wydaje, że tak łatwo odwrócisz moją uwagę od tego, co istotne.
- Nic nigdy nie odwróci twojej uwagi, zwłaszcza od tego, co istotne - przygadała mu złośliwie. -
Jestem niezdyscyplinowana, lekkomyślna i postrzelona, a ty jesteś wzorem porządku i
zrównoważenia. Jak ty możesz ze mną wytrzymać?
- Nie myśl, że się wywiniesz takim gadaniem.
- Wywinę się? Od czego? - zaciekawiła się Abby. - Sprawisz mi lanie?
- Abby, nie prowokuj mnie!
- Hm, byłoby ciekawe zobaczyć, jak robisz coś pochopnego i nieprzemyślanego - mruknęła.
- Nie nadużywaj mojej cierpliwości - wycedził przez zęby. - Najchętniej sprałbym ci tyłek, gdyby nie
to, że miałaś już dziś dosyć przemocy.
- To są dwie różne rzeczy. - Abby upiła łyk wina.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tematy
- Home
- Ann Rule End of the Dream
- Ann Rule Everything_She_Ever_Wanted
- Krentz Jayne Ann Wakacje na Hawajach
- Krentz Jayne Ann Prywatne demony
- Krentz Jayne Ann Niebezpieczna układanka
- Dick Claassen & Diane Drury Healers
- (46) Miernicki Sebastian Pan Samochodzik i ... Bractwa rycerskie
- Burgess Anthony Mechaniczna pomarancza
- 047. Title Elise Tracy i Tom
- Harry Turtledove [The V
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- bialaorchidea.pev.pl