[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Bardzo się spieszy - powiedział stajenny Bard. - Ale wkrótce go dostaniemy.
Tarjei miał wątpliwości.
- Ktoś, kogo gna fanatyczna siła, posuwa się znacznie szybciej do przodu niż ludzie, którzy
majÄ… do wykonania trudne zadanie.
Towarzysze popatrzyli na niego zdumieni, lecz Tarjei nie powiedział już nic więcej.
Kiedyś, gdy odpoczywali na słonecznej polance, żeby konie mogły poskubać trochę świeżej
wiosennej trawy, ledwo co odrosłej od ziemi, Kaleb powiedział:
- Jeszcze w kopalni Mattias wspominał kilka razy Ludzi Lodu i zawsze wywoływało to we
mnie dreszcz. Bo znałem to nazwisko.
- Naprawdę? - Tarjei był zaskoczony.
- Tak. Ale skoro Mattias twierdził, że jest jednym z nich, nie chciałem nic mówić. Teraz
widzę, że wy prawie wszyscy pochodzicie z Ludzi Lodu. Nie myślałem, że oni naprawdę istnieją!
Tarjei ułożył się wygodniej. Bardzo go zainteresowały słowa Kaleba.
- Opowiedz - poprosił. - Gdzie słyszałeś nasze nazwisko?
- W Trondelag, oczywiście! Ale tam wszyscy uważają, że to tylko baśń.
- A jak ta baśń brzmi?
- %7łe w dawnych, dawnych czasach, daleko w górach Utgard, była wieś, w której żyli sami
czarownicy i wiedzmy. Dzielni ludzie wójta dostali się tam któregoś dnia, wymordowali
wszystkich, a ich okropne domostwa spalili.
Tarjei skrzywił się boleśnie.
- Dzielni ludzie wójta! Kaleb, oni wyrżnęli niewinne istoty! A poza tym wszystko jest
prawdą. Możesz zapytać Daga i Liv! Tylko nasi dziadkowie z nimi i małą Sol uniknęli masakry!
Po czym opowiedział o dotkniętych złym dziedzictwem. O tym, jak niebezpieczny może
być Kolgrim, a trzej jego towarzysze w najwyższym zdumieniu przysłuchiwali się tej niezwykłej
historii.
- Rozumiecie chyba, że chciałbym podjąć próbę, jeżeli chodzi o Kolgrima. Tengel, mój
dziadek, w dzieciństwie był bardzo kłopotliwym chłopcem, ale potem udało mu się odwrócić w
sobie złe dziedzictwo, przemienić je w dobro. Spróbuję wpłynąć na Kolgrima, żeby postarał się o
to samo. %7łeby został nowym Tengelem. Boże, spraw, żeby się to udało! Ale potrzebna mi będzie
pomoc wszystkich sił niebieskich.
Miał sam do siebie pretensje, że wcześniej nie próbował wpływać na Kolgrima. Nigdy
jednak tak do końca nie pojmował, ile naprawdę zła kryło się za grzeczną miną chłopca.
Gdy Tarjei skończył, długo siedzieli w milczeniu. Pierwszy podniósł się właśnie on.
- No, trzeba odszukać konie. Czas ruszać dalej!
Kolgrim siedział w przydrożnej karczmie i rozglądał się uważnie. Do Trondelag było dalej,
niż początkowo myślał. Czasami wydawało mu się, że ta podróż nigdy się nie skończy. Ale jechać
musiał, tego jednego był pewien!
Podniecenie go nie opuszczało. On, Kolgrim Meiden, został wybrany, by górować nad
innymi!
Nie miał dotąd czasu przejrzeć całej zawartości worka. Zrobi to tam, na miejscu, gdzie nikt
nie może go niepokoić. Jedną rzecz wszakże wyszukał wśród poczerniałych skórzanych
woreczków i drewnianych szkatułek.
Rozluznił zapięcie koszuli pod szyją i uśmiechnął się.
To korzeń mandragory. Teraz miał ochronę przed wszelkim niebezpieczeństwem! Nikt nie
może go zranić! Jest nieśmiertelny! Może osiągnąć wszystko, co zechce!
Piwo i jedzenie podróżnym podawała młoda szynkarka. Kolgrim wodził za nią oczami.
Duża, pulchna, o niepokornym spojrzeniu, nie wyglądała na przesadnie cnotliwą.
Przyglądał się jej z pogardą.
Doszedł już do wieku, w którym chłopcy zaczynają domyślać się rozkoszy kobiecego ciała.
Podobnie jak jego babka Sol, która sztukę uwodzenia zaczęła rozwijać już w czternastym roku
życia, był dojrzały na tyle, że mógł spróbować tych kuszących radości.
Choć wyobrażał to sobie nieco inaczej niż inni...
Miał po prostu ten sam stosunek do kobiet co tamten jego przodek, którego Sol widziała
kiedyÅ› w swoich fantastycznych snach. Ów niewiarygodnie piÄ™kny, pociÄ…gajÄ…cy mężczyzna o
lodowatym uśmiechu z odrąbaną kobiecą głową, którą trzymał za włosy, na wpół ukrytą za
plecami. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dona35.pev.pl