[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Brązowe oczy matki były ciemne, prawie czarne.
Tak odpowiedział chłopiec.
Nauka idzie ci dobrze?
Staram siÄ™.
Oboje wiedzieli, że nie był tak błyskotliwy i inteligentny jak Cuthbert ani
nawet tak szybki jak Jamie. Był kujonem, zakutą pałą.
A David? Znała jego słabość do sokoła.
Chłopiec spojrzał na Martena, który uśmiechał się protekcjonalnie.
Ma za sobą najlepsze lata powiedział.
Matka chyba się skrzywiła; twarz Martena na moment pociemniała; jego dłoń
ścisnęła mocniej jej ramię, a potem matka spojrzała przez okno na gorące białe
119
niebo i wszystko wróciło do normy.
To szarada, pomyślał chłopiec. Gra. Kto tu z kim gra?
Masz szramę na czole powiedział wciąż uśmiechnięty Marten. Za-
mierzasz być wojownikiem jak twój ojciec, czy może jesteś po prostu zbyt wolny?
Tym razem matka na pewno się skrzywiła.
Jedno i drugie odparł chłopiec.
Popatrzył Martenowi prosto w oczy i boleśnie się uśmiechnął. Nawet tu, w sa-
lonie, było bardzo gorąco.
Marten przestał nagle szczerzyć zęby.
Możesz już iść na dach, chłopcze powiedział. Przypuszczam, że masz
tam sprawę do załatwienia.
Marten pomylił się jednak, nie docenił go. Do tej pory ich rozmowa prowadzo-
na była w atmosferze parodii i poufałości, w niskim języku. Teraz jednak chłopiec
odezwał się w Wysokiej Mowie.
Moja matka jeszcze mnie nie odprawiła, sługo.
Twarz Martena skrzywiła się, jakby smagnął go harapem. Chłopiec usłyszał,
jak matka wymawia ze strachem i smutkiem jego imię. Mimo to nie przestał się
uśmiechać i zrobił krok w przód.
Czy złożysz mi hołd, sługo? W imię mojego ojca, któremu służysz?
Marten gapił się na niego, nie wierząc własnym oczom.
Odejdz powiedział łagodnie. Odejdz i zatrudnij czymś rękę.
Chłopiec wyszedł, uśmiechając się.
Gdy zamykał za sobą drzwi i skręcił z powrotem tam, skąd przyszedł, usłyszał
szloch matki. Szloch, który zwiastował czyjąś śmierć.
A potem usłyszał śmiech Martena.
Z uśmiechem na ustach, ruszył, by poddać się próbie.
Jamie rozmawiał akurat z przekupkami i widząc, że Roland przecina pole ćwi-
czeń, podbiegł, żeby powtórzyć mu ostatnie plotki o rozlewie krwi i buntach na
zachodzie.
Nie powiedział jednak ani słowa. Znali się od niemowlęcych lat; jako chłopcy
często tłukli się na pięści i tysiące razy przeczesywali mury, w obrębie których się
urodzili.
Chłopiec szedł dalej, omiatając go niewidzącym wzrokiem i boleśnie się
uśmiechając. Zmierzał w stronę chaty Corta, w której spuszczone rolety strze-
gły wnętrza przed obłędnym skwarem. Cort uciął sobie popołudniową drzemkę,
by móc w maksymalnym stopniu delektować się wieczorną wyprawą do zagubio-
nych w labiryncie podzamcza plugawych burdeli.
W nagłym błysku intuicji Jamie domyślił się, co się zaraz wydarzy. Ogarnięty
lękiem i ekstazą, wahał się, czy iść razem z Rolandem, czy pobiec po innych
chłopców.
120
A potem coś wyrwało go z transu i ruszył w stronę zabudowań, wołając Cuth-
berta, Allena i Thomasa, w upalnym powietrzu jego nawoływania brzmiały piskli-
wie i słabo. Wiedzieli. . . wszyscy wiedzieli w podskórny sposób, w jaki wiedzą
chłopcy, że Roland pierwszy z nich spróbuje przekroczyć granicę. Teraz jednak
było na to za wcześnie.
Jadowity uśmieszek na twarzy Rolanda wywarł na nim większe wrażenie ani-
żeli wszelkie wieści o wojnach, buntach i czarach. To było coś ciekawszego niż
słowa, które padały z bezzębnych ust nad upstrzonymi przez muchy główkami
sałaty.
Roland zbliżył się do domku swojego nauczyciela i kopnął w drzwi, które
otworzyły się i odbiły od bielonej wapnem ściany. Nigdy wcześniej tu nie był.
Zobaczył przed sobą urządzoną po spartańsku brązową, chłodną kuchnię. Stół.
Dwa proste krzesła. Dwie komody. Wyblakłe linoleum, poznaczone czarnymi śla-
dami biegnącymi od piwniczki do stołu i do kuchennego blatu, nad którym wisiały
noże.
Prywatne miejsce człowieka publicznego. Ostatnia przystań szalonego nocne-
go hulaki, który pokochał surową miłością trzy pokolenia chłopców i wielu z nich
pasował na rewolwerowców.
Cort!
Chłopiec kopnął stół, który przeleciał przez kuchnię i uderzył w blat. Wiszące
na ścianie noże posypały się na podłogę, migotliwe niczym bierki.
Z drugiej izby dobiegły odgłosy przeciągania się i senne chrząknięcie. Chło-
piec nie wszedł tam, wiedząc, że to podstęp. . . wiedząc, że Cort natychmiast się
obudził i stoi teraz przy drzwiach, łypiąc zdrowym okiem, gotów złamać kark
nieostrożnemu intruzowi.
Cort, chcę z tobą mówić, sługo!
Teraz odezwał się w Wysokiej Mowie i Cort otworzył drzwi. Był ubrany tylko
w cienkie szorty pokryty od stóp do głów bliznami i węzłami mięśni, krępy
mężczyzna z krzywymi nogami i okrągłym wystającym brzuchem. Chłopiec wie-
dział z doświadczenia, że ten brzuch jest sprężysty jak stal. Zdrowe oko tkwiło
w pokiereszowanej, poobijanej łysej głowie.
Złożył mu formalny ukłon.
Nie będziesz mnie dłużej uczył, sługo. Dziś ja nauczę ciebie.
Wcześnie się do mnie wybrałeś, mazgaju odparł niedbale Cort. On także
odezwał się w Wysokiej Mowie. O pięć lat za wcześnie, jak mi się zdaje.
Zapytam cię jedynie raz. Czy chcesz się wycofać?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tematy
- Home
- Bray Libba Magiczny Krąg 01 Mroczny Sekret
- Douglas_Adams_ _Dlugi_mroczny_podwieczorek_dusz
- GRD1020.Anderson_Sarah_M_Mroczna_namietnosc
- Laurie King Mary Russel 06 Justice Hall (v1.0) [lit]
- MacLean Alistair Mroczny Krzyzowiec
- Sinclair Dani Mroczne tajemnice
- Mroczne_lata_swietlne
- 05. Stephens Susan KrĂłlewski rod Blekitna krew
- Laurie King Mary Russel 08 Locked Rooms
- Lloyd Alexander Chronicles of Prydain 05 The High King
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- patryk-enha.pev.pl