[ Pobierz całość w formacie PDF ]

życzyła sobie właśnie w myślach, żeby Fran poślubiła w końcu rektora college'u i ustatkowała
siÄ™ tak jak jej siostry.
- To najcudowniejsze urodziny w moim życiu - zwierzyła się Qwilleranowi jubilatka. -
Doktor Prelligate przesłał mi tuzin długich czerwonych róż. Jeszcze nigdy nie dostałam
takiego prezentu. Miał tu z nami dziś być, lecz coś mu wypadło i musiał nagle wyjechać z
miasta.
- Mamo! Może byś w końcu pokroiła tort.
Był to tort cytrynowo-kokosowy. Andy oznajmił, że Mattie potrafi upiec o wiele
lepszy. Fran zwróciła się do Qwillerana:
- A co ty tutaj robisz?
- Węszę. Wiesz może, gdzie podział się zegar z kukułką, który należał do starego
Gusa?
- Na pewno nie było go tu, jak robiłam inwentaryzację.
- Dobrze ci się mieszka? - zapytał Andie.
- Na razie mieszkamy w apartamencie na drugim piętrze i kotom jest trochę ciasno.
Póki co jednak nie możemy przenieść się do domku, bo wciąż jest zapieczętowany przez
policjÄ™.
- Szukają śladów - mruknął Andie.
Qwilleran sapnÄ…Å‚ w wÄ…sy.
- Od czterdziestu ośmiu godzin?! Koko potrzebował na to pięciu minut!
- Od dawna powtarzam, że ten spryciarz powinien zgłosić się do nas na służbę.
- Wybieracie się na operetkę w piątek? Czy to nie tam jest ta słynna piosenka:
Niewesoła policjanta dola?.
- Bardzo zabawne...
Po powrocie do apartamentu 3FF Qwilleran oznajmił kotom:
- Już niedługo przenosimy się do domku. Będziecie sobie mogły przesiadywać na
ganku z widokiem na pluskajÄ…ce siÄ™ kaczki, latajÄ…ce nad wodÄ… pstrÄ…gi i nadpobudliwe
wiewiórki.
Czuł się znakomicie i postanowił podzielić się swoim nastrojem z czytelnikami, pisząc
limeryk do piÄ…tkowego numeru.
Raz młodzian pewien, zwany Jurkiem,
wszedł w związek nierządny z wiewiórkiem.
 Gdybyż to była samiczka!
- sarkała na próżno publiczka.
A wiewiór wciąż pił whisky ciurkiem.
Rozdział szósty
Gdy następnego dnia rano Qwilleran schodził na śniadanie, z biura skinął na niego Nick.
- Poczta do ciebie, Qwill. Wydaje mi się, że przyszła również pocztówka od Polly, na
którą czekałeś.
Z obojętnym wyrazem twarzy Qwilleran schował kartkę do kieszeni i zajął się
rozcinaniem koperty pożyczonym od Nicka nożykiem do papieru. W środku znajdowały się
dwa bilety na sąsiadujące ze sobą miejsca w piątym rzędzie na premierowe wykonanie
Piratów z Penzance.
Przy wejściu do jadalni zastał Cathy, studentkę college'u, pełniącą tego dnia funkcję
kierowniczki sali.
- Chciałbym zarezerwować stolik dla czterech osób na sobotni wieczór.
- Jak zwykle przy oknie?
- Tak, poproszę. Jak idzie sprzedaż biletów na piątkowe przedstawienie?
- Bardzo dobrze. Czy to będzie coś wyjątkowego?
- Premiera opery Gilberta i Sullivana w audytorium liceum. Mam napisać recenzję i
dostałem w związku z tym dwa bilety. Znasz kogoś, kto chciałby skorzystać z drugiego?
- Na pewno ktoÅ› siÄ™ znajdzie. Czy to dobra rzecz?
- Zmyślna i bardzo melodyjna.
- Zobaczę, co da się zrobić.
Qwilleran wręczył Cathy bilet, zastanawiając się, jakaż to nieopierzona osóbka
usiądzie obok niego podczas tego wieczoru. %7łałował, że nie mogła to być Polly.
Zajął stolik, pożartował przez chwilę z kelnerką, zamówił francuskiego tosta i
kotleciki wieprzowe. Wtedy dopiero sięgnął po pierwszą pocztówkę od Polly. Spodziewał się,
że będzie ona przedstawiać replikę osiemnastowiecznej wioski, z ubitą drogą, po której jedzie
zaprzężony w woły wóz, oraz dziobiące w koleinach kury. Było to jednak zdjęcie motelu z
ogromnym neonem i parkingiem pełnym samochodów. Na odwrocie Polly napisała drobnym
maczkiem:
Drogi Qwillu,
Doleciałam bezpiecznie. Zgubili mój bagaż. Dowiezli mi go w środku nocy. Ktoś
grzebał przy zamkach. Mona w szpitalu z powodu alergii - w jej samolocie rozpylono mocne
perfumy.
Całuję
Polly
Qwilleran sapnął w wąsy. Prosił o bardziej osobiste informacje, więc je dostał - Polly
lubiła sprawiać mu przyjemność.
Około południa wyruszył na spotkanie z Bruce'em Abernethym. Doktor mieszkał w
miasteczku noszącym tę samą nazwę co strumień - Black Creek.
W dziewiętnastym wieku strumień stanowił główny szlak wodny. Znacznie szerszy i
głębszy niż obecnie, płynął na północ niemal po linii prostej i wpadał do jeziora, przez co
znakomicie nadawał się do spławiania wyrąbanych drzew. Miejscowość położona była na
wschodnim brzegu strumienia. Miała fascynującą, będącą pasmem wzlotów i upadków,
przeszłość: dynamiczny rozwój za czasów boomu gospodarczego, kilka złych lat po wielkim
pożarze w 1869 roku, spektakularny rozkwit w latach dziewięćdziesiątych, po których
nastąpił krach ekonomiczny, a miasteczko z dnia na dzień się wyludniło. Pózniej, w czasach
prohibicji, zdarzył się tu jeszcze okres prosperity za sprawą przemytników rumu z Kanady
przeprawiających się wzdłuż strumienia do linii kolejowej.
Gdy Qwilleran przybył do Moose County, poza rezydencją Limburgerów, która
przetrwała w opłakanym stanie niczym groteskowy relikt przeszłości, niewiele się tu
znajdowało. Teraz w centrum Black Creek mieściła się poczta, remiza strażacka, oddział
banku tudzież takie atrakcje jak drogeria, posiadająca w swej ofercie sprzęt komputerowy,
sklep spożywczy sprzedający książki i kwiaty, stacja benzynowa, gdzie wpadało się na
hamburgery, oraz fryzjer, u którego można było kupić upominki.
W drodze do domu Abernethych Qwilleran wstąpił jeszcze po bukiecik dla pani
doktorowej, który wręczył jej, gdy otworzyła mu drzwi.
- Proszę, niech pan wejdzie. Bruce rozmawia przez telefon... Och, dziękuję! Skąd pan
wiedział, że stokrotki to moje ulubione kwiaty? Ustaliliśmy już datę uroczystego lunchu
MCCC na czwartek dwudziestego siódmego lipca. Odpowiada panu ten termin? Wyobrażam
sobie, jak napięty musi pan mieć terminarz. Wszyscy zareagowali tak entuzjastycznie na
wiadomość, że zgodził się pan do nas dołączyć.
- Cała przyjemność po mojej stronie - odpowiedział skromnie, starając się nie pokazać
po sobie, z jaką satysfakcją odebrał to zaproszenie.
Z jakiegoś powodu dotychczas nie przecięły się ścieżki felietonisty i władz college'u.
Qwilleran zresztą specjalnie o to nie zabiegał. Jego redakcyjni koledzy uważali akademików
za środowiskową klikę. Ponadto wydział miał ograniczony program nauczania, więc wielu
nauczycieli z Nizin dojeżdżało do pracy na dwa lub trzy dni w tygodniu. Qwilleran raz poznał
przelotnie rektora, kiedy ten towarzyszył Fran Brodie na weselu. Jego jedynym kontaktem w
tym kręgu był Burgess Campbell prowadzący kurs historii Ameryki. Jako miejscowy
Campbell odwiedzał bary dla mężczyzn w Moose County, co stanowiło ważną część lokalnej
kultury.
Dlatego też Qwilleran tak ochoczo przystał na zaproszenie. Liczył na to, że nowe
kontakty zapewnią mu ciekawy materiał do rubryki.
- Będzie pan zachwycony opowieścią Bruce'a - mówiła Nelly. - Poza rodziną
opowiedział ją tylko dwa razy, więc w zasadzie można uznać, że będzie pan miał na nią
wyłączność. Kiedy ukaże się pańska książka?
- Jak tylko uzbieram wystarczającą ilość historyjek. Wolałbym, żeby recenzenci nie
pisali potem, że to  skromny wybór - odpowiedział, starając się nie gapić na wiszący ponad
jej głową zegar z kukułką.
- Czy będzie ilustrowana?
- Tej możliwości jeszcze nie rozważałem, choć z pewnością korzystnie wpłynęłoby to
zarówno na jej atrakcyjność, jak i objętość.
- Zdarzyło mi się robić ilustracje dla różnych magazynów. Mogłabym panu kilka
pokazać.
- Bardzo chętnie się z nimi zapoznam - zapewnił ją Qwilleran, któremu pomysł ten
przypadł do gustu.
Z gabinetu energicznym krokiem wyszedł doktor.
- Bardzo przepraszam za to opóznienie. A teraz cała naprzód do  Czarnego
Niedzwiedzia ! Ja stawiam.
- W takim razie ja prowadzę - zadeklarował się Qwilleran. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dona35.pev.pl