[ Pobierz całość w formacie PDF ]
łatwością was trafią!
W teorii tak właśnie powinno być. Conan miał nadzieję, że Reza nie odważy się zaryzykować
sprawdzenia jego prawdomówności.
I słusznie. Gdy wielki Iranistańczyk pojawił się na czele sześciu swoich ludzi, Conan zdał sobie
sprawę, że choć majordomus mógłby być jego ojcem, wynik walki z nim nie był z góry przesądzony.
Kapitanie zaczął mówić Reza powinieneś wyjaśnić&
Nic podobnego! przerwał mu gwałtownie Conan. To ty powinieneś się wytłumaczyć, i to
natychmiast, nie opuszczając niczego, włącznie z tym, dlaczego ryzykowałeś, że dwóch twoich ludzi
postrada życie. Sam wiesz, że diabelnie mało do tego brakowało. Gdybym nie zorientował się w
porÄ™&
Czy tylko językiem potrafisz poruszać z taką szybkością?! krzyknął ktoś z tyłu.
Reza uciszył szydercę srogim spojrzeniem, lecz Conan usłyszał teraz, że ukryci w krzakach ludzie
Taloufa gotują się do walki. Cymmerianin podszedł do Iranistańczyka i zatrzymał się przed nim tuż
poza zasięgiem miecza.
Będąc tak blisko, mógłby wpaść między przeciwników, nim zdążyliby się poruszyć. Zapewniało mu
to przewagę, jaką zawsze miał jeden człowiek w potyczce z grupą ludzi nie wyćwiczonych we
wspólnej walce. Mimo gierki, w którą wciągnięto go tej nocy, gdyby zaraz miała polać się krew, nie
on zadałby pierwszy cios.
Reza i jego ludzie cofnęli się przed zbliżającym się Cymmerianinem. Conan wodził wzrokiem po ich
twarzach, starając się wyłowić tych, którzy mogli najszybciej dobyć mieczy lub sztyletów.
Majordomus był uzbrojony w solidny kij. Sposób, w jaki go dzierżył, dowodził, że wiedział, jak się
nim posługiwać.
Służący rodu Damaos zaczęli otaczać Cymmerianina półkolem, odbierając mu przewagę. Conan
osądził, że teraz nie ma już obowiązku zachowywać spokoju.
Nim do tego doszło, od strony pałacu rozległ się wyrazny, wysoki głosik:
Reza! Kapitanie! Dość tego! Zachowajcie spokój, inaczej obydwaj tego pożałujecie!
Conan przysiągłby, że w słabym świetle świec dostrzegł, jak Iranistańczyk się rumieni. Cymmerianin
schował miecz. Chwilę pózniej w kręgu światła pojawiła się Liwia. Miała na sobie krótką białą
tunikę, odsłaniającą do kolan zgrabne nogi, złocone sandały oraz rozpuszczone włosy. Jej niebieskie
oczy miały zimny wyraz, lecz wchodząc między obydwóch zwalistych mężczyzn, uśmiechnęła się.
Kapitanie, sądzę, że masz prawo oczekiwać od nas wyjaśnień co do tego, co działo się tu tej nocy.
Oraz przeprosin by uspokoić moich ludzi burknął Conan.
Reza odpowiedział mu srogim spojrzeniem, lecz Liwia ku zdumieniu obu wojowników ujęła ich za
ręce.
Dość tego, Reza. Kapitanie, wysłuchaj nas, a jeżeli stwierdzisz, że potrzebne są przeprosiny,
otrzymasz je. Chcę jednak, byś nas najpierw wysłuchał.
Conan pomyślał, że od przybycia do Argos nie robi nic innego, tylko słucha. Miał jednak wrażenie,
że Liwia może powiedzieć mu nieco więcej niż inni.
Co zrobiłem?! wykrzyknął Akimos. Kto naplótł ci takich bredni?!
Jego zapewnienia o niewinności nie spotkały się ze zrozumieniem. Skiron odpowiedział surowym
spojrzeniem.
Rozporządzam niedostępnymi zwykłym śmiertelnikom sposobami dowiadywania się tego, czego
zechcÄ™.
Zdaje się, że potrafisz również wymyślać rzeczy, o których nikt nie wie z tego prostego powodu,
że to nieprawda.
Zaprzeczasz, że wysłałeś do pałacu rodu Damaos czarnoksiężnika, który raczej zostanie moim
przeciwnikiem, niż stanie po mojej stronie?
Akimos roześmiał się.
Skironie, czy dowiedziałeś się tego dzięki swoim sposobom , czy też winu?
Nie zniosę obrażania mnie!
Skoro tak, na pewno znajdziesz sposób na przeżycie reszty swych lat bez mojego wsparcia.
Istotnie, za powiadomienie archontów otrzymam sowitą zapłatę&
Co im powiesz? Jak sądzisz, czy uwierzą w choć jedno twoje słowo, gdy ja doniosę, że parasz się
zakazanÄ… magiÄ…?
Obydwaj utkwili w sobie wrogie spojrzenia z przeciwnych końców stołu w pałacu Akimosa.
Przypominali w tej chwili górskie kozły na wąskim moście, które chociaż miałyby ochotę walczyć,
wiedziały, że oznaczało runięcie do przepaści.
Czarnoksiężnik pierwszy opuścił wzrok. Poczucie wygranej sprawiło, że Akimos hojnie nalał
Skironowi wina i podsunął mu półmisek z serem i pasztetem.
Daj spokój, przyjacielu. Jesteś wyczerpany ciężką pracą, by wprowadzać w życie nasze plany.
Nie dobijaj się obawami przed tym, co istnieje wyłącznie w twojej wyobrazni. Napij się, to powiem
ci prawdÄ™.
Czyli tyle, ile uważasz za stosowne mruknął Skiron, lecz sięgnął po ser.
Akimos opowiedział mu o planie wprowadzenia wdzięcznych mu ludzi do pałacu Damaos. W miarę
jak mówił, na twarzy jedzącego czarnoksiężnika wyraz znużenia ustępował miejsca ożywieniu. W
końcu Skiron pokiwał głową.
Możemy zaufać wdzięczności Cymmerianina?
W takim stopniu, w jakim jest nam to potrzebne. Co do reszty, jeszcze nie spotkałem
Cymmerianina, potrafiącego znalezć nocnik, gdy odczuwa potrzebę. Conanowi nigdy nie przyjdzie do
głowy zadać sobie pytanie, jakie są nasze prawdziwe plany.
Skiron machnął z obrzydzeniem ręką.
W takim razie dlaczego uparłeś się, żeby twoi ludzie byli przebrani?
JesteÅ› zbyt wyczerpany?
Skiron popatrzył na niego srogo.
Jestem wystarczajÄ…co silny&
Nie chcę cię obrazić, Skironie, ale jeżeli brakuje ci sił&
Mogę z łatwością nadać niby twarze sześciu ludziom. Na więcej pewnie nie będziemy mieli
czasu.
Wystarczy. Jestem pewny, że ród Lokhri od dawna wynajmuje nożowników z ulicy do załatwiania
swoich spraw. Tym razem będą im przewodzić nasi ludzie. Czy niby twarze, które wybrałeś, należą
do służących rodu Lokhri?
Przypomnij sobie, ile razy jezdziłem z tobą do pałacu Doris i wysłuchiwałem tej krowy udającej
byka i jej cielęcego synalka!
Nie wątpię, że więcej, niż miałbyś ochotę.
Bogowie mi świadkiem, że to prawda! zapewnił Skiron i upił łyk wina. Nie potrzebuję
pojawiać się tam więcej. Daj mi dwa dni, powiedz, ilu i jak uzbrojonych ludzi zamierzasz wysłać, a
będę mógł zabrać się do roboty.
Przebranie napastników za sługi rodu Lokhri powinno wywołać spore zamieszanie, które
powiększyłby jeszcze fakt, iż to kapitan Conan wpuściłby ich do pałacu Damaos&
Cymmerianin siedział przy małym hebanowym stoliku w garderobie Liwii. Reza stał, a właściwie
sterczał w wejściu, pani pałacu zaś na poły leżała na sofie, wykładanej kością morsa. Zdążyła
przebrać się w błękitną szatę, odsłaniającą jedno ramię i zgrabne stopy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tematy
- Home
- Robert Krakowiak Dzieci regresji Uzdrawianie Dzieciństwa(1)
- Anthony, Piers & Fuentes, Roberto Striker 02 Bamboo Bloodbath & Ninja's Revenge
- Arthur D Howden & Robert Louis Stevenson Porto Bello Gold (pdf)
- Dr Who New Adventures 41 Zamber, by Gareth Roberts (v1.0) (pdf)
- Kościuszko Robert Wojownik Trzech Światów 01 Elezar
- Roberts Nora Rodzina Stanislawskich t2 Księżniczka
- Mackinnon Robertson John Pogańscy Mesjasze
- Roberts Nora Komu zaufać
- Roberts Nora Nocne fajerwerki
- Roberts Alison Prawdziwa doskonałość
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- audipoznan.keep.pl