[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kartki segregatora.
338
- Co?
- Twoje ręce. - Odwróciła głowę i zobaczyła, że
wpatruje się w jej nogi. - Boże, Piasecki, chyba masz
obsesjÄ™.
- Założę się, że sięgają ci po same pachy. - Spo
jrzał jej w oczy. - Z rękami nie jest tak zle, dziękuję.
Kiedy wybierzesz siÄ™ do lekarza?
Odwróciła się i zaczęła pilnie przeglądać papiery.
- Nie potrzebujÄ™ lekarza.
- Tchórz.
- Może. Trochę piecze mnie w gardle, to wszystko.
Jeżeli chcesz mnie pouczać, to najpierw ja cię pouczę
na temat szkodliwości dobrowolnego zatruwania dy
mem płuc.
KrzywiÄ…c siÄ™, wsunÄ…Å‚ z powrotem do paczki papie
rosa, którego dopiero co wyjął.
- Ja nic nie mówię. Skończyłaś już? Chciałbym
dostarczyć materiał dowodowy do laboratorium.
- Tak. Co za szczęście, że te papiery nie spłonęły.
Oszczędzi mi to masę czasu i kłopotów. Deirdre będzie
musiała przeprowadzić kontrolę, jak tylko uporamy się
z tym bałaganem. Mam nadzieję, że nasze fundamenty
są na tyle solidne, że będę mogła otworzyć filię
w Denver.
- W Denver? - Serce zamarło mu w piersi. - Za
mierzasz wrócić do Colorado Springs?
- Hm... - Schowała papiery do teczki. - To zależy.
Nie wybiegam myślami aż tak daleko w przód. Naj
pierw musimy uruchomić sklepy, którymi dysponuje
my. Nie da się tego zrobić z dnia na dzień.
- Chcę cię widywać. - Bóg jeden wie, ile kosz
towały go te słowa. - Muszę się z tobą widywać,
Natalie. Prywatnie, nie tylko w zwiÄ…zku z tÄ… sprawÄ….
Odwróciła wzrok i zaczęła nerwowo skubać pasek.
- Oboje jesteśmy w tej chwili bardzo zajęci, Ryan.
339
Może mądrzej będzie skupić się na pracy, a prywatnie
zachować dystans.
- Tak będzie mądrzej.
- Czyli wszystko jasne. - Zdążyła zrobić krok
w stronę drzwi, gdy Ryan zastawił jej drogę.
- Chcę się z tobą widywać - powtórzył. - Chcę cię
dotykać. Chcę pójść z tobą do łóżka.
Nagle zrobiło jej się gorąco. Mimo że jego słowa
były szorstkie, obcesowe i mało wykwintne. Poezja
i płatki róż nie zrobiłyby jednak na niej takiego
wrażenia.
- Wiem, ale muszę być pewna, czego ja chcę.
Z czym potrafię sobie poradzić. Dotąd kierowałam się
rozsądkiem, a ty wciąż mącisz mi w głowie.
- DziÅ› w nocy.
- Będę pracować do pózna. - Czuła, że jej opór
słabnie. - Wybieram się na kolację połączoną ze
spotkaniem w interesach.
- Poczekam.
- Nie wiem, kiedy skończymy. Pewnie kolo pół
nocy.
- No to o północy - powiedział, przypierając ją do
ściany.
Bezwolnie zamknęła oczy.
- O północy - powtórzyła, czekając na dotyk jego
ust i smak pocałunku. - Nagle otworzyła oczy i od
skoczyła. - O Boże, o północy!
Nagle tak zbladła, że Ryan musiał ją podtrzymać.
- O co chodzi?
- O północy - powtórzyła, pukając się w czo
ło. - Nie skojarzyłam tego. Zupełnie o tym zapom
niałam. Kiedy wczoraj przyjechaliśmy do sklepu, było
tuż po północy.
Ryan pokiwał głową.
- I co z tego?
340
- Kiedy szykowałam się na spotkanie z tobą, za
dzwonił telefon. Odebrałam, chociaż bardzo się spie
szyłam, i ten ktoś powiedział O północy".
- Kto? - Ryan zmrużył oczy.
- Nie wiem. Nie rozpoznałam głosu, dowiedział...
niech się zastanowię. - Zaczęła krążyć po korytarzu. -
O północy". Północ. Godzina duchów. Czuwaj",
a może Czekaj"... Coś w tym rodzaju. - Wskazała na
spalony dywan. - Musiało mu o to chodzić.
- Czemu, na Boga, nie wspomniałaś mi o tym
wcześniej?
- Zapomniałam i przypomniałam sobie dopiero
w tej chwili. - Odwróciła się, równie zła jak on. -
Myślałam, że to jakiś świrus, zlekceważyłam więc ten
telefon, a pózniej zapomniałam. A potem, kiedy to się
stało, miałam ważniejsze sprawy na głowie. Skąd
mogłam wiedzieć, że to ostrzeżenie? Albo pogróżka?
Ryan wyjął z kieszeni notes, żeby spisać jej relację.
- O której odebrałaś telefon?
- Około siódmej trzydzieści. Szukałam kolczyków
i spieszyłam się, bo robiło się pózno.
- Słyszałaś jakieś odgłosy w tle?
Spróbowała sobie przypomnieć. Wtedy nie zwróci
Å‚a na to uwagi.
- Nie pamiętam. Ten człowiek miał dosyć wysoki
głos. Jestem pewna, że to był mężczyzna, ale o dziew
częcym głosie. Chichotał - przypomniała sobie.
Ryan spojrzał na nią, a potem znów zajrzał do
notesu.
- Czy to był głos mechaniczny, czy autentyczny?
- Jak to? Aha - domyśliła się po chwili. - Taki jak
z taśmy? Nie, nie brzmiał jak nagranie.
- Czy twój numer jest zastrzeżony?
- Nie - odparła, a kiedy uświadomiła, sobie wagę
tego pytania, powtórzyła dobitnie: - Nie!
341
- Chcę dostać listę wszystkich, którzy znają twój
numer domowy. Absolutnie wszystkich.
- Mogę sporządzić listę tych, którym sama poda
łam swój numer. - Natalie była zdecydowana za
chować spokój za wszelką cenę. - Nie potrafię ci
powiedzieć, kto mógł go dostać z innych zródeł. -
Chrząknęła. Gardło wciąż miała obolałe. - Ryan, czy
zawodowi podpalacze mają zwyczaj dzwonić przed
pożarem do swoich ofiar?
- Nawet oni mogą czasami mieć świra - odparł,
chowajÄ…c notes do kieszeni. - Chodz, zawiozÄ™ ciÄ™ do
biura.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tematy
- Home
- Robert Krakowiak Dzieci regresji Uzdrawianie Dzieciństwa(1)
- Anthony, Piers & Fuentes, Roberto Striker 02 Bamboo Bloodbath & Ninja's Revenge
- Arthur D Howden & Robert Louis Stevenson Porto Bello Gold (pdf)
- Dr Who New Adventures 41 Zamber, by Gareth Roberts (v1.0) (pdf)
- Kościuszko Robert Wojownik Trzech Światów 01 Elezar
- Mackinnon Robertson John Pogańscy Mesjasze
- C Howard Robert Conan barbarzyńca
- Roberts Alison Prawdziwa doskonałość
- Wilson Robert McLiam Zaułek łgarza
- Howard Robert E Conan władca miasta
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- agniecha649.htw.pl