[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zrobiłaby to pani.
Musiała przyznać, że Zachary jest bardzo spostrzegawczy, i zaczęła
się tego obawiać. Mógł przecież odkryć i inne prawdy o niej. Przerażało
ją, że odgadł, iż jest w nim zakochana, a związanego z tym upokorzenia
nie byłaby w stanie udzwignąć.
- Będę się zbierać. Nie jestem już panu potrzebna - stwierdziła po
chwili milczenia i odwróciła się, by wsiąść do samochodu.
- Proszę zostać - poprosił Zachary, dotykając jej ramienia.
Zaskoczona, spojrzała na niego nieufnie, a on uśmiechnął się do niej
niemal jak bezradny chłopiec, na wpół smutno, na wpół prosząco.
107
RS
- Od dawna z nikim nie rozmawiałem. Może jesteś głodna? Nie mam
w domu nic specjalnego, ale mógłbym zrobić jajka na bekonie albo omlet.
Nie zostawiaj mnie samego, Luiso.
- Powinnam wrócić do domu - odparła zgaszonym głosem, choć
poruszyło ją to, że po raz pierwszy zwrócił się do niej po imieniu.
Rozpaczliwie chciała zostać, ale bała się, że ta wizyta jeszcze
bardziej zrani jej uczucia. Zachary był przecież zakochany w kimś innym,
a w niej w ogóle nie dostrzegał kobiety. Teraz potrzebował towarzystwa i
po prostu pielęgniarka Luisa Gilbey była lepsza niż nikt. Nie wyglądało to
zachęcająco.
- Na pewno nie możesz spędzić ze mną godziny? - nie ustępował i
wyjął z jej rąk pielęgniarską torbę.
- Co tu jest? Narzędzia tortur? - zażartował.
- Zwykłe wyposażenie pielęgniarki - termometr, ciśnieniomierz itd.
Myślałam, że będę musiała zrobić panu podstawowe badania -
odpowiedziała, próbując bez powodzenia odebrać mu torbę i ignorując
zachętę, by mówili sobie po imieniu.
- W porządku. Zrobi pani te badania, by upewnić się, czy ból nie
wróci, a potem przygotuję dla pani małą kolację.
- Zabrałam ze sobą jedzenie - odrzekła zmieszana.
- Kiedy pan zadzwonił, ugotowałam właśnie risotto. Pomyślałam, że
podgrzeję je u pana, jeśli będę musiała zostać dłużej, czekając na przykład
na karetkÄ™...
- Naprawdę pani sądziła, że czuję się aż tak zle? - spytał zdumiony.
- Dobrze jest być przygotowanym na wszystko, a z pana relacji
wynikało, że bardzo pan cierpi.
108
RS
- Tak rzeczywiście wtedy było. Czy w torbie jest również to risotto?
-Tak.
Luisa zadecydowała w końcu, że mimo wszystko przyjmie
zaproszenie. Nie miała złudzeń - stanowiła dla niego chwilową rozrywkę i
obrażało to jej godność, ale musiała przyznać, że Zachary jej potrzebuje.
Nie była wprawdzie w stanie pomóc temu samotnemu człowiekowi
uwolnić się od ponurych myśli i uczuć, lecz to przecież ona była winna
wypadkowi. Gdyby nie zadzwoniła wtedy do ojca i wymówkami nie
wymusiła na nim pośpiesznego powrotu do domu, nie zderzyłby się z
furgonetką Zacharego. A on nie cierpiałby teraz na migreny, wywołane
stresem związanym z utratą weny twórczej. Luisa zresztą postanowiła nie
oszukiwać samej siebie. Prawda była taka, że rozpaczliwie pragnęła być z
tym mężczyzną. Czuła się szczęśliwa, gdy mogła choćby patrzeć na niego
i słuchać jego głosu. Uznała, że wcale nie musi odmawiać sobie teraz tych
krótkich chwil radości, nawet jeśli jej radość jest ułudą lub
przysłowiowym rajem głupca. Zachary nie domyśli się niczego. Była
pewna, że potrafi ukryć swoje uczucie.
- Starczy dla nas dwojga, jeśli oczywiście nie jest pan zbyt głodny -
odezwała się po chwili milczenia głosem zimnym i sztywnym.
Zachary uśmiechnął się. Luisa drgnęła na widok jego wypogodzonej
twarzy, bo mimo blizn po operacji plastycznej uśmiech bardzo go
odmienił. Zastanawiała się, czy West rzeczywiście uważa, że nie może już
podobać się kobietom. Jeśli spostrzegł, co działo się z nią pod wpływem
tego uśmiechu, powinien czym prędzej wybić sobie to przekonanie z
głowy!
109
RS
- A na deser zjemy owoce - powiedział skwapliwie i ruszył do
kapitańskiego domku, a Luisa wraz z nim. - Tu jest kuchnia - ciągnął, gdy
już weszli do środka. - Mam jabłka, pomarańcze i banany, które
dostarczono mi dziÅ› rano. Dwa razy w tygodniu miejscowy sklepikarz
przywozi mi jedzenie. Każe sobie słono płacić, lecz dostawa do domu jest
mi na rękę. Unikam w ten sposób gapiostwa przypadkowych ludzi.
Sklepikarz przyzwyczaił się już do mojego wyglądu i przestał wybałuszać
na mnie oczy, udając równocześnie, że tego nie robi. A najbardziej
nienawidzę właśnie ludzi, którzy coś udają.
- Pan sobie to wszystko wymyśla! - zaprzeczyła gwałtownie i
potrząsnęła głową. - Owszem, blizny są widoczne, ale twarz wcale nie
wyglÄ…da teraz tak zle, jak pan to przedstawia!
Zachary podszedł do niej i wziął ją za rękę. Znieruchomiała z
napięcia tak, że nie mogła opanować drżenia dłoni.
- Proszę dotknąć mojej twarzy... przesunąć po niej palcami... i
powiedzieć mi potem, czy rzeczywiście nie wyglądam zle - powiedział,
podnosząc jej dłoń do swojego policzka.
Opuszkami palców przesunęła delikatnie po jego twarzy. Doskonale
wyczuwała zgrubienia zrostów. Unikając jego wzroku dotknęła też krótko
teraz ostrzyżonych, kłujących włosów i podbródka. Jej zmysły były tak
pobudzone, że z trudem trzymała się na nogach.
- Blizny nadają panu zaledwie trochę piracki wygląd człowieka,
któremu lepiej nie wchodzić w drogę! - powiedziała w końcu i roześmiała
siÄ™.
110
Gdy spojrzała mu w oczy, zorientowała się, że Zachary z wielką
uwagą obserwuje jej twarz. Na myśl o tym, że odgadł być może jej
podniecenie, mocno się zarumieniła.
- Ale ja chcę się podobać kobietom, a nie odstraszać je pirackim
wyglądem - zaprotestował łagodnie.
Z pewnością możesz się podobać, pomyślała, lecz za nic w świecie
nie odważyłaby się tego powiedzieć. Nie oparła się jednak pokusie
dotknięcia jego ust. W tym momencie uświadomiła sobie swoją rolę i
pożałowała samej siebie.
- A więc nie zamierza mi pani powiedzieć, czy jestem pociągający,
czy też nie! - droczył się z nią bezwzględnie. - Pani palce są zimne i [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dona35.pev.pl