[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mądrym zachowaniem. Po paru minutach Cruz, zaniepokojony hałasem, przyszedł
sprawdzić, co się dzieje. Pamiętała, jak seksownie wyglądał w starych, spranych
dżinsach i rozpiętej koszuli, z rozwichrzonymi włosami, których nigdy do końca
nie potrafił ujarzmić...
– Co cię ugryzło, chiquita? – zapytał nieco rozbawionym tonem.
– A co cię to obchodzi?
Pamiętała, że odruchowo odgarnęła włosy za ramię, tak jak robią to kobiety
chcące zachęcić do siebie mężczyzn, którzy na nie patrzą. Któregoś wieczoru
widziała z daleka, jak Cruz całuje w stodole jakąś dziewczynę. Tak bardzo pragnęła
być wtedy na jej miejscu! Podeszła do niego wolnym krokiem. Nie wiedziała, co
robi; miała wrażenie, że coś kieruje jej ruchami. Cruz trzymał w dłoniach latarkę.
Stanęła w kręgu światła i spojrzała mu w oczy. Wyciągnęła do niego drążącą rękę.
On gwałtownie chwycił ją w ramiona. Sekundę później już się całowali...
To był jej pierwszy raz.
Wspomnienie tamtej chwili pozbawiło ją na chwilę oddechu w płucach. To było
najbardziej intensywne doświadczenie w całym jej życiu. Szkoda tylko, że
jednocześnie był to jeden z największych błędów, jakie kiedykolwiek popełniła.
Odpędziła od siebie te wspomnienia. Popatrzyła na Cruza. Zdziwiła się, widząc,
że na jego twarzy maluje się znudzenie.
– To stare dzieje, Aspen. A ja nie jestem w nastroju na wspominki.
– Dobrze, rozumiem – odparła przytłumionym głosem. – Chcę tylko, żebyś
wiedział, że następnego dnia opowiedziałam dziadkowi prawdziwą wersję
wydarzeń.
– Czyżby?
– Tak. – Dziadek jednak poczęstował ją zdegustowanym spojrzeniem, którego
nigdy nie zdołała wyrzucić z pamięci. – Prze...
– Przepraszasz? Już to mówiłaś. Słyszałaś kiedyś określenie „zdarta płyta”?
Teraz już nie miała żadnych wątpliwości; ten mężczyzna naprawdę jej
nienawidził. Spuściła głowę.
– Nie wierzysz mi – mruknęła pod nosem.
– A ma to jakieś znaczenie?
– Kiedyś byliśmy... przyjaciółmi.
– Nigdy nie byliśmy przyjaciółmi – wypowiedział to słowo, wykrzywiając usta.
– Cieszę się jednak, że tamten incydent nie powstrzymał Andersona przed
zaciągnięciem cię przed ołtarz.
– Dziadek uznał, że lepiej będzie, jeśli Chad o niczym się nie dowie.
Cruz parsknął śmiechem.
– Cóż, prawie mi żal tego głupca. Gdyby wiedział, co z ciebie za numer, może
oszczędziłby sobie cierpienia.
Tak, to czysta nienawiść, pomyślała.
– W takim razie wybacz, że zaczęłam ten temat. Chciałam tylko – przez chwilę
szukała odpowiednich słów – oczyścić atmosferę między nami.
Cruz milczał.
– Popełniłam błąd – westchnęła. – To koniec tematu, skoro nie chcesz o tym
rozmawiać.
Odwróciła się w stronę stajni i wmaszerowała do środka. Od razu poczuła się
lepiej. Chłodniejsze powietrze, nasycone zapachem koni i siana... Zawsze to
uwielbiała. Stajnia była jej ulubionym schronieniem przed światem. Rozejrzała się
po znoszonych siodłach wiszących na metalowych słupkach, postrzępionych [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dona35.pev.pl