[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zatrzymał się. Stał nad nim wysokim cieniem, zimne powietrze opływało ich jak jedną bryłę,
porywało parę oddechów - Goldstein, z nogami opuszczonymi w piekielną czeluść
zniszczenia, zgarbiony u stóp Jana Hermana, okutany szczelnie paroma kocami naraz, zdawał
się przy nim starczo zdziecinniały, skurczony przedśmiertnie, artretycznie zasuszony: mała
mumia na mrozie. Trudny kucnął, odwinął Księgę z czarnego płótna. Błysnęły matowo
okucia. Orękawicznioną dłonią wyjął zapałki i po kilku nieudanych próbach zapalił trzy
jednocześnie; otworzył Księgę, przewrócił pierwsze jej kartki i zbliżył do nich płomień.
Jasność w ciemności: oczy samowładnie kierują się ku światłu. Izaak poruszył głową, szepnął
coÅ› po hebrajsku.
- Polski, polski - rzekł mu cicho Trudny.
- Ach - westchnął przeciągle Goldstein. Wiatr wtłoczył mu westchnienie z powrotem
do niedołężnie uchylonych ust; ten sam wiatr zgasił zapałki.
- Szymon Sznic - rzekł Trudny.
- Ach - powtórzył Gołdstein, bo powtarzać zawsze łatwiej .
- Pan mi powie, panie Goldstein, pan mi powie.
- Co takiego?
- Na co była Sznicowi Księga? Co on chciał...? Ahnenerbe... pan słyszał? Oni... to SS.
Zcigali go. Jakie to czary, jakie...
- Ciiiii! Ciiicho...! Cicho, cicho, cicho.
A noc była wszędzie wokół. Bestia stała krok za przykucniętym na krawędzi schodów
donikąd Janem Hermanem i patrzyła mu przez ramię. Ponad Izaakiem Goldsteinem wył wiatr,
a starzec wołał w ciemną nieskończoność imię swej wnuczki, najpewniej od dawna już
martwej.
- Rachel, Rachel, Rachel...
Więc gdyby nie ta noc, która obejmowała wszystko i Wszystkich, nie znalazłby
Trudny w sobie dość odwagi ani strachu, aby to zrobić.
Złapał za długi odstrzęp koca, potrząsnął Goldsteinem i obrócił go twarzą do siebie.
- Ja mam twoją Rachelę! - szepnął mu twardo. - Powiedz mi, to ci ją zwrócę!
- Ty...
- Ja ją mam! Ja! Mów, dziadzie!
- Rachel...
- Bo już jej nigdy nie zobaczysz!
- Ale co...
- Sznic! Księga! Czary!
- Ja nie chciałem, on mi ją zabrał, mówiłem, żeby nie wierzył w obietnice ciała,
mądrość przecie jedynie w słowach, są znaki na świecie, są znaki na ludziach, wszystko
naznaczone, wyznaczone i przeznaczone, nie ten mÄ…dry, kto czyta i rozumie, lecz ten, kto
rozumie i czyta, ale Szymon widział władzę na Ziemi, jego przeznaczenie krótkie, on nie
chciał pokoju, on chciał wojny, w której zwycięzcami bylibyśmy my, strach i nienawiść,
nienawiść i strach, błogosławieni ci, którym wystarcza sam lęk, lecz nie Szymonowi, nie
jemu, on pragnie równowagi, ale czyż może zostać osiągnięta równowaga na tym świecie,
czyja ręka do wagi i czyja ta waga, ale on jest młody i to dlatego, w czas wojny starość nie w
cenie, Bóg mu przebaczy, Bóg wejrzy w jego serce i zobaczy łzy skrzywdzonego, cierpienie
bezsilnego, upokorzenie wzgardzonej sprawiedliwości, bo gdyby się jedynie bał, gdyby
wystarczał mu sam strach...
Trudny odłożył Księgę, wstał i powtórnie potrząsnął starym, znacznie silniej, mało go
przy tym nie zrzucając w ciemną przepaść.
- Zamilcz, kabałisto! Nie chcę twych sklerotycznych proroctw! Mów mi o czarach!
- O czarach...
- O czarach Sznica. Powiedz mi, czego on pragnął! Czego pragnął od Księgi!
Na to Izaak Goldstein wykrzywił się obrzydliwie, śliniąc się starczo w ohydnym
uśmiechu.
- I ty, który ją masz, ty... chcesz wiedzieć. Mam ci powiedzieć, jak jemu
powiedziałem.
Trudny nie był już w tej chwili pewien, czy kabalista widzi w nim posiadacza Księgi,
czy raczej posiadacza Racheli; szczegóły zamazały się chyba również samemu Goldsteinowi.
Tak to wyglądało. Zaiste, nie był w tym momencie Trudny dobrym człowiekiem. Stał
w cichym i zimnym mieście śmierci, pod ruchomą kopułą nocy, na szczycie zaśnieżonego
rumowiska, na zwłokach budynku, szczelnie otoczony ciemnością - i dla wydarcia zeń
bolesnych jego sekretów bezlitośnie tarmosił umierającym człowiekiem, jak mokrą szmatą,
kłamiąc mu i grożąc, i okazując siłę wobec jego słabości, zły, zły, przerażający w zamierzonej
czerni swych szat na głęboko mrocznym atłasie bezgwiezdnej i bezksiężycowej północy
grudniowego dnia; stał i wyrządzał krzywdę, z pełną, mroznie zimną świadomością swych
czynów wyrządzał człowiekowi krzywdę, a miał przecież za sobą a przeciwko swej ofierze
wszystkie potęgi nocy, dla Goldsteina był teraz jej awatarem, gęstą personifikacją, posiadał [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dona35.pev.pl