[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wystarczyłoby wychylić się z wozu i wyciągnąć rękę, by dotknąć ich boków. Ostry zwierzęcy
odór przesycał powietrze, Gaunt słyszał szelest ich skóry, pomruk podzielonych na wiele
komór żołądków. Wielkie stworzenia posapywały, chrząkały, puszczały głośno wiatry. Obłe
trąby skubały mijane kępy trawy. Pułkownikkomisarz dostrzegł też pasterzy  rosłych
mężczyzn w ubraniach rolniczej kasty, popędzających zwierzęta uderzeniami drewnianych
kijków. Na głowach mieli kaptury i chusty zasłaniające twarze przed wzbijanym gąsienicami i
kołami pyłem. Kilku mijając transporter posłało Duchowi powitalne skinięcia, większość
75
jednak nie poświęciła imperialnym przybyszom ani jednego spojrzenia. Religijna wojna i
sakralna desekracja pustoszy ten świat, pomyślał Gaunt, a dla tych ludzi życie toczy się
normalnym rytmem. Niektórzy mieszkańcy naszego śmiertelnie niebezpiecznego
wszechświata zostali obdarowani błogą nieświadomością tego, co rozgrywało się poza
granicami ich małego osobistego uniwersum...
Mnóstwo zwierząt i trzech nieuzbrojonych pasterzy. Słowa Mkolla rozbrzmiały ponownie
w pamięci pułkownikakomisarza. Trzech nieuzbrojonych pasterzy.
Przesuwając wzrokiem po swym najbliższym otoczeniu naliczył co najmniej dziewięciu
wieśniaków.
- Jedynka ! Mówi jedynka ! Ostrzegam, to może być...
GÅ‚os Gaunta utonÄ…Å‚ w huku odpalonej z ramienia przeciwpancernej rakiety. JadÄ…ca dwa
wozy dalej w tyle Salamandra zjechała z drogi ze zgrzytem rozdzieranego metalu, z jej kabiny
buchnęły płomienie. Deszcz metalowych odłamków posypał się z nieba, kawałki rozerwanej
karoserii zastukały w kadłub transportera pułkownikakomisarza.
W eterze rozpętało się szaleństwo. Gaunt słyszał dobiegający z wszystkich stron trzask
laserów i terkot broni automatycznej. Kilkudziesięciu pasterzy wychynęło spomiędzy cielsk
swych chelonów. Wszyscy mieli w rękach broń. Spod zrzucanych w biegu szat wieśniaków
wyjrzały zielone uniformy i obsceniczne tatuaże.
Pułkownikkomisarz wyszarpnął z kabury boltowy pistolet.
Infardi nadbiegali z wszystkich stron.
Rozdział VII  Zmierć na drodze
 Pozwólcie mi spocząć, gdy bitwa już skończona   żołnierska piosenka.
Infardi w rozchełstanym pasterskim przebraniu wspiął się na burtę Salamandry i z sykiem
tryumfu na wąskich ustach podniósł do strzału automatyczny pistolet. Mężczyzna cuchnął
sfermentowanym owocowym likierem, w jego oczach płonęła podsycona alkoholem
gorÄ…czka.
Wystrzelony z boltowego pistoletu Gaunta pocisk trafił go w prawy policzek i głowa
napastnika przeistoczyła się w rozbryzg tkanki mózgowej.
- Jedynka do straży honorowej ! Zasadzka po prawej ! Zawrócić, odeprzeć !
Pułkownikkomisarz usłyszał stęknięcia kolejnych rakiet, kanonada z broni palnej przybrała
na sile. Chelony, ograniczone z jednej strony stromą krawędzią drogi, z drugiej zaś burtami
imperialnych pojazdów, zaczęły przestępować nerwowo z nogi na nogę trącając swymi
masywnymi cielskami opancerzone wozy.
- Zawracaj ! Zawracaj ! - krzyknÄ…Å‚ na swego kierowcÄ™ Gaunt.
- Za mało miejsca, sir ! - wrzasnął zdesperowany Pardusyta. Kilka małokalibrowych
pocisków uderzyło ze szczękiem w kadłub Salamandry, zrykoszetowało pośród snopów
iskier.
- Ech, kurwa ! - ryknął Gaunt, wychylił się ponad burtą transportera i zaczął strzelać do
najbliższych napastników. Pierwszy pocisk zabił na miejscu jednego Infardi, drugi ciężko
zranił młodego chelona. Zwierzę zaskowyczało i runęło przed siebie tratując pod nogami
dwóch dalszych heretyków, po czym wyrżnęło całym cielskiem w tył Chimery. Szarpiąc się
spazmatycznie i prąc do przodu chelon zaczął spychać transporter do rowu melioracyjnego.
Gaunt zaklął ponownie, chwycił za kolbę zamontowanego na obrotowym uchwycie
stormboltera. Grupa Infardich nadbiegała od przodu konwoju, zasypani pociskami
rozpierzchli się na boki, kilku z nich znieruchomiało na ziemi. Komisarz spostrzegł sylwetki
76
rebeliantów wdzierające się do środka prowadzącej konwój Salamandry i mordujące jej
załogę.
Czołgowy pocisk ryknął mu tuż nad głową, mężczyzna usłyszał wizg ładunku, szczęk
mechanizmu odrzutowego działa, huk detonacji. Pocisk rozerwał się w rowie po prawej
stronie drogi wyrzucając w powietrze wielką fontannę błota. Więcej załóg poszło w ślady
pierwszego czołgu, zaterkotały też sprzężone z działami ciężkie boltery. Wyjątkowo wielki [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dona35.pev.pl