[ Pobierz całość w formacie PDF ]

stronÄ™.
Reed skinął głową.
66
RS
- Aż do niedzieli.
- Super! - Twarz chłopca rozjaśnił uśmiech.
I w tym momencie Reed uświadomił sobie, jak wspaniałe jest to, co
go nieoczekiwanie spotkało. Timmy to naprawdę świetny dzieciak.
Za to Samantha wcale nie wyglądała na uszczęśliwioną. Zdradzały ją
zmarszczone brwi. Tak samo wyglądała w szkolnych czasach, gdy
zamartwiała się klasówką z biologii. Po prostu świetnie, stawia go na
równi z martwymi żabami, procesem fotosyntezy i zapachem
formaldehydu.
- Ja już wybrałam. - Samantha odłożyła menu.
- Wiem, co to będzie. - Timmy udawał teraz kelnera przyjmującego
zamówienie. - Frytki i czekoladowy koktajl mleczny.
- Zgadłeś - potwierdziła Samantha.
- Mama zawsze zamawia to samo.
Samantha uśmiechnęła się do synka, a Reed przypomniał sobie
chwilę, kiedy to na niego spojrzała z taką miłością. Ale to się już nigdy nie
powtórzy.
- Po prostu tak się składa, że nadal lubię to samo... - Samantha
zmrużyła oczy.
- Ja też - powiedział Timmy. - Poproszę o koktajl mleczny pół na
pół.
Reed zajrzał do menu.
- Chyba nie ma tego w karcie...
- Nie ma, ale zrobią specjalnie dla mnie - wyjaśnił Timmy.
- To ulubiony koktajl mojego taty. Waniliowo-czekoladowy.
67
RS
Timmy tęsknił za Artem. Trzy lata to wcale nie tak długo, a Timmy
był już na tyle duży, by pamiętać mężczyznę, którego uważał za swojego
ojca. Lata praktyki sprawiły, że Reed potrafił znalezć odpowiednie słowa
właściwie w każdej sytuacji, ale tym razem czuł się nieswojo.
Jednak Samantha wiedziała, co robić. Wyciągnęła dłoń ponad stołem
i uścisnęła rękę Timmy'ego. Patrzyła przy tym na synka z taką czułością,
że Reed poczuł, jak wzruszenie ściska mu gardło.
- Pan też musi spróbować - rozpogodził się Timmy. - Jest pyszny.
Kusząca propozycja, ale dziś nie byłby to chyba dobry pomysł.
- Na pewno, ale poproszę raczej o mój ulubiony koktajl, waniliowy.
- Mój tata też czasem taki zamawiał. - Timmy przysunął się do
Reeda. - Prawda, mamo?
- Tak, kochanie - miękki głos Samanthy przypominał delikatną
pieszczotę. Kiedyś tak właśnie szeptała Reedowi  kocham cię". Ale nie
pora na wspomnienia. Teraz chciałby usłyszeć, że Samantha go lubi, a
nawet wystarczyłoby mu, gdyby zgodziła się przynajmniej tolerować jego
obecność w swoim życiu. Byle tylko ułatwiło mu to nawiązanie kontaktu z
synem.
- Dobrze pamiętałem. - Timmy uśmiechnął się do Reeda.
- Pan i mój tata macie ze sobą coś wspólnego.
Więcej niż mógłbyś przypuszczać, mały.
- Mów mi Reed. Kiedy zwracasz się do mnie  pan", czuję się
zupełnie jak nauczyciel.
- I pewnie stary nauczyciel - dodał Timmy.
- Ach, ta szczerość maluczkich. - Reed roześmiał się. Timmy
zmarszczył brwi.
68
RS
- Nie jestem małym dzieckiem. Mam już prawie osiem lat.
- To tylko takie powiedzenie - wyjaśnił Reed.
- Ale powiedział pan, że jestem malutki. - Timmy zmarszczył nos w
sposób tak dobrze Reedowi znany. - Nie, maluczki. Prawda, mamo?
- Nie chciałem...
- Ale tak pan powiedział - przerwał mu Timmy.
- Masz rację. - Reed poczuł się tak, jakby przyparł go do muru
dyrektor do spraw systemów informatycznych w jakieś poważnej firmie,
który właśnie odkrył, że w najnowszym oprogramowaniu Wintersoftu jest
błąd uniemożliwiający pracę na jakimkolwiek komputerze dostępnym na
rynku. Lecz ta cała sytuacja nie jest przecież aż tak wielkim problemem.
Przekonanie dziecka nie może być trudniejsze niż dyskusja z rozzłosz-
czonymi programistami i dyrektorami. - To określenie oznacza po prostu,
że dzieci są niewinne i nie znają jeszcze obłudy.
Timmy wpatrywał się w niego uważnie. Samantha zresztą też.
- W tej naiwności dzieci mówią często urocze... nie, zle się
wyraziłem, raczej śmieszne rzeczy. - Reed podjął jeszcze jedną próbę. -
Nie głupie, tylko po prostu zabawne.
- Ale ja nie jestem głupi - zaniepokoił się Timmy. - Prawda, mamo?
Samantha zacisnęła usta. Wyglądała tak, jakby miała ochotę się
roześmiać. Po raz pierwszy tego dnia dobrze się bawiła. Oczywiście,
kosztem Reeda. Zupełnie jak wtedy, gdy był jeszcze w szkole.
- Na pewno nie, kochanie - odparła rozbawionym głosem. Ulga na
twarzy chłopca sprawiła, że Reed poczuł się jeszcze gorzej. Timmy wydął
dolnÄ… wargÄ™.
- I wcale nie jestem malutki.
69
RS
- Nie, nie jesteś. - Reed przeczesał palcami włosy. Dobra, może
logiczna dyskusja z dzieciakiem nie jest najlepszÄ… metodÄ….
- Przykro mi, że w ogóle o tym wspomniałem.
- W porządku, nie gniewam się - powiedział Timmy, kręcąc
solniczką ustawioną w chromowanym stojaku. - Ale żeby mi to było
ostatni raz.
- Jasne. - Uporanie się grupą programistów okazało się łatwiejsze niż
rozmowa z ośmioletnim chłopcem. Reed musi się jeszcze wiele nauczyć o
byciu ojcem.
- Naprawdę mogę mówić  Reed" zamiast  panie Connors"? - zapytał
Timmy.
- Jeśli twoja mama nie ma nic przeciwko temu. - Reed uświadomił
sobie, że powinien wymienić ten warunek, zanim wystąpił z taką
propozycją. Wyprowadzenie Samanthy z równowagi mogło pogorszyć [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dona35.pev.pl