[ Pobierz całość w formacie PDF ]

77
Doszedłszy do schodów, zamarł nagle ze stopą opartą na pierwszym
stopniu. Cały jego ból, żal po utracie dwóch synów, wrócił z pełną
intensywnością, gdy w kolejce dostrzegł Daniele. Nagle zapomniał, po co
przyszedł. Podszedł do niej i objął ramieniem. Razem zeszli po schodach.
Pozwoliła mu się prowadzić bez oporu, ale i bez wyraznej akceptacji.
Poruszała się mechanicznie jak w malignie. Wowka milczał, nie mogąc
znalezć, właściwych słów pocieszenia. Jego gest był instynktownym
odruchem dobroci - wyjął ptaka ż pułapki, wyleczył go i wypuścił, nawet
nie wiedzÄ…c, dlaczego.
Powróciwszy do pracy, Wowka nagle sobie przypomniał, po co naprawdę
uprzednio wyszedł i ruszył z powrotem do kantyny.
Rozdział szósty
I
Zachodzące słońce zaglądało do rozpruwalni oślepiającym okiem meduzy.
W jego blasku noże w rękach robotnic zdawały się ociekać krwią.
Daniela pruła letni, jedwabny płaszcz. Obok niej siedział Harry;
pokazywała mu, jak się pruje ubrania.
 Widzisz, Harry? Patrz uważnie. Przydeptujesz stopą jeden koniec
ubrania. O, w ten sposób, a drugi koniec trzymasz pod lewą pachą.
Palcami lewej ręki naciągasz materiał nieco w bok, o tak... - już miała na
końcu języka ,,... jak skrzypce", ale ugryzła się w język. Nie chciała
przypominać mu o jego ukochanych skrzypcach, które zwykł trzymać w
podobny sposób. Szybko dodała więc: - ... jak coś spoistego. A teraz nóż
trzymany w prawej ręce prowadzisz wzdłuż szwu tam i z powrotem.
Rozumiesz?
 To nie wydaje się skomplikowane - odrzekł Harry. Przysunęła się
bliżej do niego. ^Przyjemnie było
czuć jego obecność.
 Wiesz, zawsze marzyłam o tym, żebyśmy mogli pracować razem.
Siedząc tu, zawsze myślałam sobie, że to bez sensu, że ty jesteś gdzie
indziej, a ja gdzie indziej. Dlaczego nie moglibyśmy być razem? Tu
przecież pracują setki ludzi. Czemu nie miałbyś być jednym z nich? No,
powiedz, Harrik, czy to nie cudowne: być tu we dwoje?
Harry nic nie powiedział, tylko skinął głową - wydawał się być całkowicie
pochłonięty pracą.
79
- Czy nie jest to miłe? - powtórzyła pytanie. Nawet nie spojrzał na nią. -
Mów ciszej - powiedział.
- Mogą cię usłyszeć. Czy tu wolno rozmawiać?
- Ach, oczywiście! Tu jest pełna wołność. Tu Wowka jest szefem! -
powiedziała z dumą.
Noże połyskiwały krwią tłoczoną do rozpruwalni przez zachodzące słońce
- jakby krajano tu nie stare ubrania, tylko żywe arterie. Daniele ogarnęła
nagle ciekawość, czy potrafi spojrzeć prosto w słońce, nie ślepnąc przy
tym. Zawsze, gdy tego próbowała, udawało jej się tylko troszeczkę
podnieść oczy i zaraz musiała je opuścić z powodu bólu pod powiekami.
Dziś po raz pierwszy w życiu udało się jej spojrzeć słońcu prosto  w
twarz". Miała wrażenie, że zagląda do samego nieba.
- Harry! Widzisz słońce? Teraz możesz zobaczyć, jak ono naprawdę
wyglÄ…da!
- To nie słońce, to mistyfikacja - odpowiedział. Nawet nie podniósł głowy,
jakby słońce naprawdę nie było warte oglądania.
- Dla ciebie wszystko jest oszustwem! Ty już w nic nie wierzysz!
Nie odpowiedział. Daniela była oczarowana szybkością i perfekcją jego
pracy.
- Harry, wiesz, od dziś ja też już w nic nie wierzę. Niczemu i nikomu.
Mówią, że zostałeś zabrany do transportu. Jak więc możesz siedzieć tu ze
mną? Od dziś ja też już w nic nie wierzę.
Nie odrywając wzroku od pracy, Harry odpowiedział:
- Nie można już być deportowanym, bo wszędzie jest tak samo.
Daniela nie zrozumiała jego słów. Ale dawno już przywykła, że Harry
czasem mówi w sposób trudny do zrozumienia. Pomyślała sobie, że może
był depor-
towany, ale po drodze wyskoczył z pociągu. Stecklman, z drugiego
podwórka przy gmachu Hellera, kiedyś wyskoczył z pociągu i wrócił do
getta z czterema kulami w ciele. Może Harry też dostał postrzał, tylko
ukrywa to? On nigdy niczego sam nie powie. Ale takich rzeczy lepiej nie
mówić. Nie może nikomu się wygadać! Ostatnio stał się taki, no...
chrzanię-to-wszystko. Gdy usłyszała o deportacji Harry'ego, najpierw
próbowała uspokoić się myślą, że może wyskoczy z pociągu jak
Stecklman. Miała przeczucie, że wyskoczy. Ta nadzieja trzymała ją przy
życiu.
- Mam zamiar kupić cyjanek - powiedziała. - Sprzedają cyjanek w naszej
kantynie. Ale ty nie pójdziesz nigdy do kantyny! Obiecasz mi, Harrik?
- Miałbym iść do kantyny? A po co?! To tylko jeszcze jedno oszustwo!
Oni chcą cię nabrać! Wszystko jest oszustwem, nawet śmierć, którą
sprzedajÄ….
- Co masz na myśli? Nie rozumiem ani słowa z tego, co mówisz.
- Czegóż to nie możesz zrozumieć? - zareagował z irytacją. - Przecież
wiesz doskonale, że obecnie człowiek nie ma możliwości dowiedzenia się,
czy już jest w pózniej-niż-teraz, czy też jeszcze musi czekać na śmierć. To
się wymieszało. Pózniej-niż-teraz nie jest ani pózniej, ani teraz. Oszustwo
i mistyfikacja. Co tu jest niezrozumiałe?
Mówił szybko i szorstko. Było coś dziwacznego w jego słowach.
Pamiętała, że słowa, które wypowiedział, sama zapisała kiedyś w
dzienniku, ale słysząc je od Harry'ego, jakoś nie potrafiła wyłuskać ich
znaczenia. Nagle zaczęła podejrzewać, że Harry przeczytał jej dziennik i
teraz kpił sobie z zapisanych tam zwierzeń. To, co przeczytał, zirytowało
go, dlatego jest na nią zły.
Daniela była zbyt przejęta, aby oskarżać go o za--
w
80
81
glądanie do jej dziennika bez pozwolenia. Zaczęło jej świtać, że to chyba
Fella pokazała Harry'emu jej dziennik. Fella ma łóżko w pobliżu okna i
nieraz widziała, jak Daniela wsuwa dziennik w szparę między parapetem i
kaloryferem - na pewno to jej kolejna psota. Ale Daniela nie chciała
gniewać się na Har-. ry'ego. Byłoby idiotyczne zepsuć to wspaniałe
uczucie, że oto siedzą razem obok siebie. Po tamtej strasznej chwili, w
której dowiedziała się o jego deportacji, teraz nareszcie znajdowała się w
siódmym niebie.
Cienka nić zszywająca jedwabny płaszczyk pękała pod nożem z cichym
klekotem, podobnym do odgłosu tłuczenia małych orzeszków. Resztki
przeciętej nitki po obu stronach rozprutego szwu wyglądały jak dwa rzędy
odsłoniętych zębów.
Harry odwrócił do niej głowę.
- Pokażę ci lepszą sztuczkę - powiedział i obiema rękami zaczął wyciągać
z kieszeni spodni owiniętą w papier paczuszkę. Paczka stawiała opór.
Daniela była pewna, że to jest chleb dla niej. Już miała powiedzieć, że w
żadnym wypadku nie będzie teraz jeść, powinien o tym pamiętać, gdy po
rozwinięciu papieru okazało się, że w środku jest znoszony but
Dziewczyny z Oświęcimia. Daniele ciekawiło niezmiernie, czy to jest
dokładnie ten sam but, czy też Harry, uciekając z Auschwitz, przywiózł ze
sobą drugi, do pary. Harry obiema rękami oderwał czub buta od podeszwy;
but nabrał wyglądu otwartej paszczy krokodyla. Dwa rzędy drewnianych
ćwieków wyglądały jak krokodyle zębiska w rozwartej paszczy. Wcale jej
to nie bawiło. Już chciała mu to powiedzieć, gdy nagle pojawił się przed
nimi Schultze z trzcinką w ręku. Gumowa końcówka trzcinki krążyła
przez * dłuższą chwilę wokół twarzy Harry'ego jak osa z żądłem
wysuniętym nad upatrzoną ofiarą. Gdy
82
trzcinką wylądowała między oczami, Schultze zaskrzeczał:
- Ten but przyjechał z Auschwitz i do Auschwitz powróci! Ale razem z
tobą, mój drogi. A teraz na Gestapo! Już!
Poczuła, że palce Harry'ego zaciskają się na jej ręce. Nagłym ruchem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dona35.pev.pl