[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przewróciła smażącego się kurczaka. Była za mądra i za ostrożna, żeby pakować
się w kłopoty.
Kombinerki wyślizgnęły się z ręki Johna i cały zwój drutu kolczastego spadł,
owijając się wokół jego stóp. Zaklął i kopnął go, zadowolony, że może na czymś
wyładować swoją złość i frustrację.
Nie mógł znieść zachowania Kary. Jak długo jeszcze potrafi udawać miłego
S
R
faceta, który wcale nie przejmuje się jej chłodem? Już tyle dni próbował udowodnić
jej, że nie jest chłystkiem, który może lada chwila odejść, i że powinna go poko-
chać. Był tym zmęczony. Tylko idiota nie dostrzegłby, o co jej naprawdę chodzi.
Czekała na chwilę, gdy Lane stanie się prawowitym właścicielem rancza. Wtedy
ona wyrzuci męża z domu... Tak, na pewno tak to sobie zaplanowała.
Pragnęli siebie nawzajem, ale nie pozwalała mu się kochać. Może z powodu
Josha Riddleya? Może wciąż wierzyła, że Josh do niej wróci? John nieustannie za-
dręczał się podobnymi rozważaniami.
Niewykluczone, że wcale nie powinien był się żenić. Właśnie rozpoczął się
sezon na rodeo. Czy nie lepiej załadować rzeczy na ciężarówkę i wyjechać?
Ale wtedy udowodniłby, że jest nieodrodnym synem swego ojczulka.
O, nie. Skoro potrafi wytrzymać osiem sekund na grzbiecie byka, równie do-
brze może dotrzymać każdej obietnicy.
Zaklął pod nosem i powrócił do naprawy płotu. Nagle pastwiskiem przeje-
chała ciężarówka i stanęła niedaleko niego. W tumanie kurzu zobaczył, jak wysia-
dają z niej Pete i Lane. Stanowili niezłą parę: staruszek i przedszkolak. Pete wy-
glądał jak stary ranczer, w wytartym kapeluszu i zniszczonych butach, a Lane jak
nieopierzony kowboj, w błyszczących butach i nowiutkich dżinsach.
- Cześć, chłopcze. - Pete szedł, kulejąc, w jego stronę.
Miał na sobie wyblakłe, wypchane dżinsy i trzymał kciuki za paskiem spodni.
Przyjrzał się ponurej minie Johna i plątaninie drutu u jego stóp.
- Nie możesz poradzić sobie z drutem?
- Nie w tym rzecz.
- Wszystko w porzÄ…dku u ciebie i u Kary?
Kiedy John nie odpowiadał, Pete zmarszczył czoło.
- Nie mów mi, że miodowy miesiąc już się skończył.
John potarł obolały kark.
S
R
- Nie. - Jak mogło się skończyć coś, co się w ogóle nie zaczęło.
- To dobrze, to dobrze. - Na twarzy Pete'a widać było ulgę. Oparł łokieć o
maskę ciężarówki i przesunął ciężar ciała na drugą nogę. - Będziesz tu pracować
całe rano?
- Może. A co?
Tak, wymiana starych, zbutwiałych drewnianych słupków i zardzewiałego,
zwisajÄ…cego drutu zajmie trochÄ™ czasu.
- Sally suszy mi głowę o to kolano. - Pete uniósł do góry kapelusz i otarł rę-
kawem spocone czoło. - Na nic się tu nie przydam, dopóki go nie wyleczę, więc
chcemy pojechać do lekarza. Kara nie wróciła jeszcze i nie ma kto się zająć
Lane'em. Tak jakoś wyszło...
John obwiązał drutem słupek i wstał.
- Gdzie pojechała Kara?
- Zabrakło jej farby. Mówiłem, że zajdziemy do sklepu, jak będziemy wracać
od lekarza, ale wiesz, jaka ona jest. Jak postanowiła, że pomaluje tę stodołę, to nie
spocznie, póki to nie będzie zrobione. Chyba wkrótce wróci.
John spojrzał na nachmurzone dziecko, wyjął z tylnej kieszeni czerwoną chu-
stę i otarł spoconą twarz i szyję. Sądząc po zagniewanych oczach malca, nie był on
zachwycony rozwojem sytuacji. Cóż, Lane był równie nieprzystępny, jak jego ma-
ma.
- Zostaw chłopca. Popilnuję go.
Lane cofnął się i złapał dziadka za nogę. Rany boskie, chyba zaraz się roz-
płacze!
- Chcę jechać z tobą, dziadku.
- Nie zachowuj się tak, Lane. John nie zrobi ci krzywdy. - Pete pogłaskał
wnuczka. - Bądz grzeczny, to przywiozę ci to świecące w ciemności czerwone
jo-jo, które ci się tak podobało. Co ty na to?
Lane rozpromienił się i puścił chore kolano Pete'a.
S
R
- Dobrze! - Uniósł do góry zaciśniętą pięść i zaczął kręcić się w kółko, wzbi-
jając kłęby kurzu.
Pete uśmiechnął się i wskoczył do ciężarówki, nie spuszczając wzroku z Joh-
na.
- Dzieci to nieskomplikowane istoty. Można zawsze je przekupić.
John był zdumiony zmianą nastroju Lane'a, ale za chwilę zdziwił się jeszcze
bardziej. Ledwo Pete odjechał, Lane znowu się naburmuszył.
John przyjrzał się czarnym jak węgiel, wystraszonym oczom chłopca i jego
ustom wygiętym w podkówkę. Jak przekonać do siebie to dziecko?
- ProszÄ™ pana...
- Twoja mama mówi do mnie John.
- Mhm. - Lane podszedł do płotu i zapatrzył się na zielone pastwisko. - Jak
dorosnę, będę kowbojem.
- NaprawdÄ™ tego chcesz?
- Mhm. Chcę mieć to ranczo.
John zdjął rękawice i podał je chłopcu.
- Każdy kowboj musi umieć naprawić płot.
Lane spojrzał na skórzane rękawice, a potem na Johna. Na jego twarzyczce
malowało się niezdecydowanie.
- Zrobimy dziadkowi niespodziankÄ™.
Chłopczyk rozchmurzył się. John stłumił uśmiech, gdy małe rączki wsunęły
się w olbrzymie rękawice. Podał Lane'owi jeden koniec drutu.
- Chodz ze mną do tego narożnego słupka.
Lane poszedł za nim, rozwijając po drodze drut.
- ProszÄ™ pana...
John westchnął ciężko. Tak długo mieszkali w jednym domu, a Lane ciągle
mówił do niego per pan.
- SÅ‚ucham?
S
R
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tematy
- Home
- 520.Winston Anne Marie Wymarzony dom
- 069. Marinelli Carol Dom nad morzem
- Dom Luka With Trust (pdf)
- Heather Graham Nawiedzony dom
- Dinur Yehiel Dom lalek
- Gould_Judith_ _Trzy_gwiazdy_ _Dazzle
- Dom Luka The Other S
- clarke arthur c miasto i gwiazdy
- Hardy Kate Gwiazda telewizji
- Morgan Sarah Gwiazda telewizji
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- audipoznan.keep.pl