[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wyjście?
Marilyn rozważyła wszystkie za i przeciw.
- Ucieczka - powiedziała - byłaby równoznaczna z tchórzostwem.
Doug poważnie skinął głową.
- Zgadza siÄ™.
- Jeśli nie stanę twarzą w twarz z matką i Lucasem, jeśli nie pokażę im, że nie są mile widzianymi
gośćmi w moim domu, będzie to świadczyło o mojej niedojrzałości
- Masz rację - potwierdził Doug. Spojrzała w jego roześmiane oczy, z jej ust wydobył się zduszony
chichot.
- Ponieważ z całą pewnością jestem dorosła i nie uważam się za tchórza, mogę zrobić tylko jedno.
- Tak jest.
- Oczywiście wcale nie zamierzam tego zrobić -oznajmiła, wkładając na nogi różowe tenisówki i
Å‚apiÄ…c torbÄ™ turystycznÄ….
Potem rozsunęła szklane drzwi, prowadzące na taras. Kiedy skradali się wokół domu, Doug zaczął ko-
micznie stąpać na palcach, wysoko unosząc nogi, aż Marilyn nie mogła się powstrzymać od chichotu.
- Przestań, wariacie - syknęła. - Za chwilę zacznę słyszeć temat przewodni z  Różowej pantery".
Razem z Dougiem przemknęli przez ogród, prześlizgnęli się przez furtkę i znalezli przed tylnym
wejściem do garażu.
Marilyn wyjęła z torebki klucze i otworzyła drzwi.
- Co robisz? - spytał. - Mój samochód stoi przed domem.
- Ha! Myślisz, że zostawię swój w garażu? Lucas bardzo szybciutko wezwie ślusarza, przekona go, że
samochód należy do niego, i przysięgnie, że zgubił kluczyki. Potem z radością zasiądzie za
kierownicą. Raz już tak zrobił - dodała ponuro.
- Dobra już, dobra - powiedział Doug, unosząc obie ręce, jakby się poddawał. - Wejdz do środka, zapal
silnik, otwórz drzwi do garażu, a ja pobiegnę do swojego wozu. Jedz do hotelu Fountains w centrum
miasta i przedstaw się recepcjoniście. Zadzwonię do niego i uprzedzę o twoim przyjezdzie. Wszystko
przygotuje. - UjÄ…Å‚ jÄ… pod brodÄ™. - Dasz sobie radÄ™?
Uśmiechnęła się szeroko.
- Jasne. %7łałuję tylko, że nie zobaczę ich min, kiedy sobie uświadomią, że się im wymknęłam. -
Zachichotała na pół histerycznie. - To lepsze od cyrku.
- No nie wiem - rzekł, mierząc ją spojrzeniem od stóp do głów. - Zawsze możemy wypożyczyć
deskorolki...
Marilyn najciszej, jak mogła, zamknęła drzwi samochodu. Doug szykował się do wyjścia.
Uruchomiła silnik i otworzyła automatyczne drzwi do garażu. Doug wybiegł przez nie, kiedy były
dopiero do połowy uniesione, ani razu się za siebie nie oglądając. Gdy wrzucił wsteczny bieg w swoim
wozie, Marilyn pełnym gazem ruszyła podjazdem, nie tracąc czasu na zamykanie drzwi garażowych.
O wiele ważniejsza była ucieczka.
Poza tym, pomyślała z uśmiechem, Rhonda je zamknie, nim wyruszy, nie wiadomo na jak długo, w
świat z Harleyem.
Harley będzie wniebowzięty.
W hotelu parkingowy zajął się jej samochodem, a recepcjonista wezwał kierownika, który się
przedstawił jako John i, tak jak obiecał Doug, wszystkim się zajął. Obaj traktowali Marilyn, jakby
miała na sobie gronostaje i perły, a nie szorty z krokiem gdzieś na wysokości kolan i bawełnianą
koszulkę, która opadała jej z jednego ramienia.
Wszystko to sprawiło, że Marilyn czuła się jak jakaś księżniczka.
John zabrał ją prywatną windą. Chociaż jazda na górę trwała niespełna minutę, wokół trzech ścian
kabiny umieszczono miękkie ławeczki na wypadek, gdyby ktoś miał ochotę usiąść. Zciany wyłożono
lustrami, a drzwi wykonano z drzewa tekowego i ozdobiono złotym emblematem Fountain
Enterprises.
- Apartament Regencki - zakomunikował John, kiedy drzwi rozsunęły się bezszelestnie i znalezli się w
przestronnym pomieszczeniu, urządzonym w kolorach od ciemnego błękitu do perłowej szarości, z
akcentami w barwach turkusu i zieleni. Za trzema szero-
kimi oknami rozciągał się widok na Stanley Park, Burrard Inlet i góry North Shore.
Marilyn z chęcią zostałaby tu dłużej, ale John otworzył jedne z drzwi, prowadzących z głównego
westybulu na lewo.
- Pan Fountain powiedział, żeby ulokować panią w Pokojach Jadeitowych.
W pokojach?
Tak, w pokojach. Marilyn znalazła się w przytulnym saloniku z widokiem na Coal Harbor i łodzie,
zacumowane w jachtklubie. Salonik umeblowany był z gustem, znajdował się w nim sprzęt
radiowo-telewizyjny, biblioteczka z bestsellerami i klasykÄ… oraz malutki ciÄ…g szafek kuchennych, z
mikrofalówką, ekspresem do kawy i lodówką-barkiem.
- Którą sypialnię pani wybiera, pani Ross? - spytał John, prowadząc ją krótkim korytarzykiem. Za
nimi podążał bagażowy.
Mężczyzna w liberii otworzył na całą szerokość pierwsze z dwóch par drzwi. Ukazał się pokój z po-
dwójnym łóżkiem i widokiem na doki statków wycieczkowych.
- Ta będzie w sam raz - powiedziała Marilyn, wskazując na drzwi po prawej, przekonana, że obydwie
sypialnie niewiele się od siebie różnią. Wszedł bagażowy i ostrożnie położył jej zniszczoną torbę
turystyczną na stojaku, jakby była to najdroższa waliza Vuittona.
- Aazienka przylega do sypialni - oświadczył John, otwierając kolejne drzwi, i obrzucił uważnym
spojrzeniem lśniące pomieszczenie, jakby spodziewał się dojrzeć gdzieś jakiś zabłąkany pyłek kurzu.
Rozczarował się. - Dziękuję, Henry - zwrócił się do bagażowego, który odmówił wzięcia napiwku od
Marilyn. John wymamrotał, że o wszystko się zatroszczono. - Na tarasie jest
wanna do gorących kąpieli - oznajmił John, wskazując przesuwane drzwi z saloniku. - Temperatura
wody jest ustawiona na trzydzieści dziewięć stopni. Czy to pani odpowiada? Jeśli nie, każę zmienić -
dodał.
Marilyn przypomniała sobie, że dorastała w warunkach bardzo zbliżonych do tych. Apartament
Regencki nie różnił się od apartamentów, w których mieszkała w dzieciństwie jako córka dyplomaty.
Dlaczego więc czuła się taka przytłoczona tym przepychem?
Czyżby świadomość, że dołączy do niej Doug, sprawiała, że miała wrażenie, jakby się znalazła po
drugiej stronie lustra?
- Temperatura wody na pewno będzie w sam raz -powiedziała. - Zresztą nie wiem, czy w ogóle
skorzystam z gorącej kąpieli - dodała, spoglądając mimo woli na torbę turystyczną, spakowaną w
takim pośpiechu.
Najwyrazniej biegły w odczytywaniu takich spojrzeń, John wyjaśnił:
- Pani Ross, wanna jest w takim miejscu, że nikt tam pani nie zobaczy. Nie musi pani korzystać z
kostiumu kąpielowego, ale gdyby sobie pani życzyła, każę przysłać na górę kilka, by mogła sobie pani
wybrać odpowiedni. Pan Fountain polecił, żeby dołożyć wszelkich starań, by dobrze się pani u nas
czuła, i spełniać wszystkie pani życzenia.
Obrzucił uważnym spojrzeniem jej nietypowy strój.
- Uprzedził, że była pani zmuszona szybko opuścić dom i nie zdążyła się pani spakować. Przyślę
pokojówkę z zestawem ubrań sportowych i wyjściowych, jeśli sobie pani życzy. Może pani również
odwiedzić hotelowe butiki. Poinformuję sprzedawców, żeby wszystkie rachunki za zakupione rzeczy
wystawiali na Apartament Regencki.
Słysząc to, Marilyn roześmiała się nerwowo.
- Dziękuję, ale nie skorzystam!
- Pan Fountain powiedział...
Marilyn wyprostowała się i wydęła usta.
- Pan Fountain jest niezwykle hojny - odparła z uśmiechem - ale niczego mi nie potrzeba. A jeśli mi
czegoś zabraknie z ubrania, stać mnie, żeby sobie to kupić.
- Jak sobie pani życzy, panno Ross - zgodził się kierownik z grzecznym ukłonem. - Jest pani pewna, że
ma pani wszystko?
- Tak. Dziękuję - powiedziała i odprowadziła go do drzwi.
Kiedy znalazła się z powrotem w przestronnym westybulu, stwierdziła, że podczas jej krótkiej
nieobecności, jakby za sprawą czarów, na niskiej szafce z drzewa różanego pojawiła się ogromna [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dona35.pev.pl