[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Courtenay rozglądała się ciekawie wokół. Umeblowanie pokoju,
urządzonego z męską prostotą, składało się z solidnego dębowego biurka,
skórzanych foteli i niskiego stolika do kawy. Wspaniały olejny obraz z widokiem
morza był ozdobą całej ściany i Courtenay dobrą chwilę przyglądała mu się z
podziwem.
Na biurku stał komputer IBM z drukarką i leżał stos dokumentów. Obok stał
koszyk z kwitnącą poinsecją. Między szkarłatnymi liśćmi była wsunięta mała
kartka. Courtenay rzuciła okiem na podpis:  Dużo radości! Całuję cię, kochanie.
Bertie .
W pierwszej chwili ścisnęło się jej serce, ale zaraz skrzywiła się
lekceważąco. W końcu to są ludzie stworzeni dla siebie! Oboje bogaci, twardzi,
samolubni...
Usłyszała jakiś szmer za sobą. Graydon wchodził do pokoju z dwiema
filiżankami parującej kawy.
 Dlaczego wtykasz nos w nie swoje sprawy?
 Złapałeś mnie na gorącym uczynku!  odpowiedziała ze słabym
uśmiechem.  Jak mnie ukarzesz?
Ujrzała w jego spojrzeniu błysk rozbawienia i po raz pierwszy te niezwykłe
oczy wydały się jej bardziej zielone niż błękitne.
 Nie martw się, na pewno coś wymyślę.  Podszedł do okna, a potem
postawił filiżankę z kawą na niskim stoliku i rozsiadł się wygodnie w fotelu.
Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software
http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.
 Jak ci siÄ™ podoba moje biuro?
Courtenay spróbowała mocnego, aromatycznego płynu.
 Mmm, robisz dobrą kawę. Biuro? Uważam, że jest tu naprawdę pięknie. To
musi być prawdziwa przyjemność pracować tutaj.
 Byłem pewny, że to powiesz. Powiedz mi... czy chciałabyś tu pracować?
Nie dając jej czasu, mówił dalej:
 Moja sekretarka odeszła na emeryturę i szukam kogoś na jej miejsce.
Miałabyś znacznie większą pensję niż w Millar s Lake, a jeżeli zgodziłabyś się,
mogłabyś przenieść się do Vancouver i zamieszkać w Seacliffe, zachowując
swoją przeklętą niezależność!
Courtenay zacisnęła zęby. Nie mogła sobie pozwolić na minutę wytchnienia,
kiedy on był w pobliżu. Nie przestawał myśleć, jakimi sposobami zatrzymać ją 
a zatem i Vicky  w swoim pobliżu.
 To bardzo miło z twojej strony  odezwała się.
 Ale dziękuję, nie, dziękuję.
 Przemyśl to. Może niesłusznie odrzucasz tę ofertę bez...
 Nie muszę się zastanawiać!  przerwała.  Już się zdecydowałam.
Graydon Winter nie był człowiekiem, który łatwo daje za wygraną.
Wiedziała, że nie ustąpi bez walki. Chociaż w pokoju panowała cisza, mogłaby
przysiąc, że słyszy uderzenie stali o stal, szpady o tarczę. Nieprzyjemny grymas
twarzy świadczył o tym, że rozgniewała go jej stanowcza odmowa. Wydawało
się, że chwyci ją i potrząśnie, zmuszając do uległości. Widocznie upokorzało go,
że ktoś ośmielił się pokrzyżować jego plany. Był przyzwyczajony do tego, że
bez przeszkód realizował swoje zamiary.
Wypił ostatni łyk kawy i wstał.
 Już?  zapytał krótko.
 Tak  odpowiedziała równie lakonicznie.
Różowa bluzka z angory podciągnęła się trochę do góry, kiedy Courtenay
siedziała w fotelu, więc wstając obciągnęła ją i wygładziła palcami załamania.
Kiedy się wyprostowała, zobaczyła ku swemu przerażeniu wzrok Graydona
utkwiony w jej piersiach, których pełne kształty rysowały się pod obcisłym
sweterkiem. Serce zabiło jej mocniej. Obróciła się na pięcie i pospieszyła do
kuchni. Ale kuchnia okazała się pułapką, z której nie było wyjścia.
Napięcie, które wyczuwali oboje od rana, nagle się zwielokrotniło.
Courtenay odstawiła filiżankę drżącymi rękami. Kiedy się odwróciła,
Graydon był dużo bliżej, niż się spodziewała. Zmysłowe usta były bardziej
Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software
http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.
kuszące niż kiedykolwiek przedtem. Nie mogła się powstrzymać, żeby nie
patrzeć na niego. To był błąd. W oczach Graydona dostrzegła ledwo skrywaną
namiętność.
Próbowała przejść obok niego.
 Przepraszam  powiedziała zduszonym głosem. Graydon objął ją
delikatnym, ale zdecydowanym ruchem. Courtenay patrzyła na niego szeroko
otwartymi oczami  to nie był już Graydon Winter, potentat okrętowy, to był
Graydon Winter, który jej pragnął...
 Czego chcesz?  wyszeptała.
 Już zdecydowałem, w jakiej formie wyznaczę...  mruknął.
 Jaka forma... co chcesz wyznaczyć?
 KarÄ™  za twoje szpiegowanie.
 Nie wygłupiaj się! Courtenay próbowała się zaśmiać, ale zabrzmiało to
nieszczerze.  Zobaczyłam tylko małą kartkę. Nie miałam zamiaru grzebać w
twoim portfelu ani...
 O, gdybyś grzebała w moim portfelu  stwierdził na pół poważnie  kara
byłaby dużo bardziej surowa. Zaglądanie do poinsecji jest tylko... drobnym
wykroczeniem. A karą za to wykroczenie jest... pocałunek.
Chociaż Graydon mówił żartobliwym tonem, Courtenay miała absolutną
pewność, że jego obojętność była tylko pozą. Rysy twarzy miał napięte, ciało
naprężone. W pierwszej chwili czuła się zakłopotana tymi sprzecznymi
sygnałami, przekazywanymi przez jego ciało, ale wkrótce zrozumiała wszystko.
To oczywiste! Nie mógł zrozumieć, dlaczego mimo pogardy, jaką żywił do niej,
pożądał jej. Ona również z trudem akceptowała swoje skryte pragnienia.
Dostosowując się do jego tonu, zapytała:
 Chyba oskarżonej wolno powiedzieć kilka słów, zanim zostanie skazana?
Gładził delikatnie jej plecy.  Nie odmówię prośbie  powiedział ochryple.
Daremnie usiłując uspokoić nerwy Courtenay powiedziała:
 Wydaje mi się, że... bardzo mi się podobasz, a jestem pewna, że nie
życzysz sobie tego. Być może dla mężczyzny jest rzeczą zwykłą ulegać
pociągowi fizycznemu, bez zaangażowania uczuciowego... ale w twoim
przypadku wszystko jest znacznie bardziej skomplikowane. Ty żywisz do mnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dona35.pev.pl