[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Skuliła się pod wpływem jadowitego tonu i wściekłego błysku w oczach. Jak oparzona cofnęła
rękę. Czuła głuche dudnienie serca, słyszała własny rwący się oddech.
Gwałtownie wypuścił ją z objęć, obrócił się na pięcie i po paru krokach zniknął w ciemnościach.
Pilar głośno zaczerpnęła powietrza. Któryś z mężczyzn westchnął, a zaraz potem zaklął siarczyście.
Baltasar cisnął siodło na ziemię, podszedł do Isabel i wyjął latarnię z jej drżących rąk. Dziewczyna
rozpłakała się, pojękując cicho i rozpaczliwie jak zagubiony mały kotek. Pozostali mężczyzni stali
razem, uciekajÄ…c spojrzeniem jeden przed drugim.
- Co on zamierza? - zapytała Pilar, przesuwając wzrokiem po ich twarzach.
- Kto to wie... - odpowiedział chudy, długonogi Charro.
- Zabije don Estebana - stwierdził Enrique i wzruszył jednym ramieniem, co miało oznaczać, że
takie rozwiÄ…zanie wydaje mu siÄ™ oczywiste.
- Albo sam zginie, usiłując go zabić - wychlipała Isabel.
- Miałam na myśli teraz - wyjaśniła Pilar. - Co on chce zrobić teraz? Nie powinniście byli pozwolić
mu odejść.
- A jak niby mieliśmy go zatrzymać? - Enrique spojrzał na nią z ironicznie uniesionymi brwiami. -
Mogliście pójść za nim, być przy nim.
- Jeszcze nam życie miłe.
Pilar zirytował melodramatyczny ton byłego akrobaty.
- Jest takim samym człowiekiem jak my wszyscy. Nie może być aż tak nieobliczalny.
- Jeżeli tak uważasz, proszę bardzo, sama go pociesz.
- Prawie go nie znam, a wy jesteście jego przyjaciółmi, jego kamratami.
- Jeżeli tak maÅ‚o go znasz, seÅ„orito, skÄ…d taka troska?¬wycedziÅ‚ Baltasar.
- To nie ... - Urwała. - Być może czuję się winna - powiedziała, wysuwając podbródek.
- Tak - zgodził się Baltasar i pokiwał masywną głową.
- Wygląda na to, że don Esteban zabezpieczył się ze wszystkich stron - zauważył Enrique. - Zabija
starszą panią, twoją ciotkę, abyś nie mogła szukać u niej pomocy i użyć jej wpływów przeciwko
niemu. Potem porywa Vicente, żeby związać ręce Refugiowi i mieć pewność, że El Leon nie uczyni
żadnego ruchu przeciwko niemu do jego powrotu z zagranicy. Właśnie zemścił się na obu braciach
za mieszanie siÄ™ w jego życie. UdaÅ‚o mu siÄ™ zra¬nić El Leona i zamknąć go w klatce. Don Esteban
jest górą. Powiedz, jak podnieść Refugia na duchu po takiej klęsce.
Na wszystkich twarzach zwróconych na siebie czytała oskarżenie. Czuła, jak płoną jej policzki.
- Nie chciałam, żeby do tego doszło. Wiecie, że nie chciałam.
- Wiemy - powiedział Baltasar.
J ego zapewnienie nie zabrzmiało przekonywająco. Pilar zastanowił ton, jakim je wypowiedział.
Czyżby oni wątpili w jej niewinność? Wydało jej się nieprawdopodobne, by sądzili, że w zmowie z
ojczymem zastawiła pułapkę na Refugia. Uknucie takiego skomplikowanego planu było nierealne,
pomijając nawet tak oczywiste zagrożenie, jakim był odwet Refugia.
Zapatrzyła się w przestrzeń, tam gdzie zniknął. Co myśli on sam, skoro jego ludzie ją obwiniają?
Na pierwszym spotkaniu podejrzewał, że usiłuje wciągnąć go w pułapkę. Teraz wygląda na to, że
wnyki się zamknęły.
Uniosła spódnicę i ruszyła poza krąg światła. Charro, który stał oparty o futrynę, wyprostował się
raptownie.
- Zaczekaj, seiiorito! - zawołał głosem pełnym niepokoju. - Nie wiesz, co robisz. Spotkanie z bandą
Apaczów w barwach wojennych na bezdrożach Tejasu nie jest tak niebezpieczne jak to, co
zamierzasz.
- Być może - rzuciła przez ramię. - Ale muszę tam pójść. - Nie oglądając się za siebie, zniknęła w
ciemnościach.
Nie mogła go znalezć. Obeszła chatę dookoła, przystając co parę metrów, by nasłuchiwać. Przed
drzwiami zawróciła i powoli zatoczyła jeszcze jeden krąg. Wysilała słuch, licząc, że pochwyci jakiś
ruch czy szmer. Wpatrywała się w zacienione miejsca pod drzewami, przyglądała zarysom skał na
tle nocnego nieba. Wciągała w nozdrza wiatr w nadziei, że poczuje jego zapach. Bezskutecznie. Nie
trzasnęła ani jedna gaÅ‚Ä…zka, nie przebiegÅ‚o żad¬ne nocne zwierzÄ™. Nawet gwiazdy na aksamitnej
kopule nieba zawisły nieruchomo.
Stała niezdecydowana przez jakiś czas. Potem ruszyła prosto przed siebie, coraz dalej i głębiej w
ciemność. Zaczynała się zastanawiać, czy potrafi odnalezć drogę powrotną do chaty. I wtedy tknęło
ją pewne podejrzenie, oparte po części na intuicji, a po części na pewnej znajomości mężczyzny,
którego szukała. Zrobiła jeszcze parę kroków, zwolniła i przystanęła.
Stała bez ruchu, wstrzymując oddech. Kiedy niczym niezmącona cisza zaczęła dzwonić jej w
uszach, bezruch przytłaczał, a ciemności zamknęły się wokół niej, zdając się bronić dostępu
powietrza do płuc, nabrała pewności.
- Jeżeli mnie dotkniesz, mogÄ™ wpaść w histeriÄ™ ¬oznajmiÅ‚a. - I nie dlatego, że mnie zaskoczysz czy
nawet przestraszysz. Będę krzyczeć z czystej udręki.
- Kto cię usłyszy? Lub słysząc, przyjdzie? - zapytał tuż za jej plecami. Stał tak blisko, że oddechem
poruszył pasemka włosów na jej szyi.
- Wiadomo, że nikt. Ale szkoda resztek energii, jakie mi jeszcze zostały.
- Wyrazy współczucia. Jednak, zdaje się, to ty przyszłaś mi współczuć, prawda?
- Po części, głównie zaś po to, by wytłumaczyć się w związku z Vicen te.
yle dobrała słowa, wiedziała o tym, zanim skończyła mówić. Liczyła się z wybuchem gniewu czy
agresją, zamiast tego poczuła, że on się wycofuje, oddala od niej.
Odwróciła się gwałtownie.
- Zaczekaj! - zawołała. - Wiem, że wciągnęłam cię w coś znacznie poważniejszego, niż się
spodziewałam, ale daję słowo honoru, że to nie było zamierzone. I przysięgam, nie mam nic
wspólnego z porwaniem Vicente. Proszę, uwierz mi!
- Wierzę. Gdyby było inaczej, don Esteban nie pozostawiłby cię na mojej łasce. Oczywiście, o ile
ceni cię jako wspólniczkę, bo istnieje także możliwość, że najzwyczajniej w świecie już mu nie
jesteÅ› potrzebna.
- Zapewniam, że ...
- Być może chodziło o to, bym wziął na tobie odwet, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dona35.pev.pl