[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zadośćuczynienia.
- Chce się poświęcić służbie kościołowi?
- Ależ nie. On nie jest taki ... taki...
- Uduchowiony? - podsunęła Pilar, przekonana co do trafności słowa, uważając jednocześnie, by
nadać głosowi pytający ton.
- No, właśnie - kiwnęła głową Isabel. - Refugio każdego dnia naprawia szkody poprzez dobre
uczynki w stosunku do ludzi biednych, chorych, cierpiących głód, a także tych, którzy nie mogą
sami walczyć z wyrządzonym im złem.
- To w istocie wzór wszelkich cnót.
- Tak - odpowiedziała po prostu Isabel. Najwyrazniej była ciągle ślepo oddana przywódcy
rozbójników, mimo że ją odrzucił.
Po tym stwierdzeniu Pilar nie pozostało nic więcej do powiedzenia. Na dworze wiatr zawodził pod
okapem dachu, o drzwi chaty siekł deszcz. Pomyślała o Refugiu i jego towarzyszach, jadących po
ciemku w strugach deszczu, po całym dniu spędzonym w siodle, i mimo woli ogarnęło ją
współczucie. Jak widać, życie rozbójnika nie jest usłane różami. Baltasar też gdzieś zniknął,
zapewne czuwał nad ich bezpieczeństwem. Powinien niedługo wrócić do chaty. Wolałaby nie
siedzieć z nim, żeby uniknąć kolejnych niezręcznych rozmów. Właściwie już się rozgrzała i teraz
zmęczenie powoli zaczynało dawać o sobie znać.
U dawane ziewnięcie niespodziewanie przemieniło się w naj prawdziwsze ziewanie.
- Chyba powinnam poszukać tego łóżka, o którym tu ktoś wspominał - powiedziała, zasłaniając
dłonią usta.
Isabel zgodziła się z ociąganiem.
- Nie musisz się martwić. Nawet jeżeli Refugio wróci, prześpi się na derce przed kominkiem, tak
jak pozostali. - To właśnie dał mi do zrozumienia. - Słowa Pilar zabrzmiały dość oschle.
- Och, Refugio opowiada wiele rzeczy, głównie po to, żeby sprawdzić, jak ludzie je przyjmą, kim
są. Połowy z tego, co mówi, nie myśli naprawdę.
- A mnie właśnie niepokoi ta druga połowa - odparła Pilar.
- Co?
Pilar tylko uśmiechnęła się i pokręciła głową, jakby nie udał jej się żart. Z trudem uniosła się z
krzesła i prostując nadwerężone mięśnie, życzyła Isabel dobrej nocy.
Znalazła w alkowie starannie zasłane, proste łóżko z czystą pościelą. Materac z końskiego włosia,
przykry¬ty lnianym przeÅ›cieradÅ‚em, cienkim jak jedwab z powodu swego wieku, okazaÅ‚ siÄ™
zaskakująco wygodny. Przykrycie stanowiły owcze skóry połączone ze sobą rzemieniem. Jakiś czas
leżała zasłuchana w deszcz dzwoniący o dach i obserwowała odbijające się na suficie płomienie z
kominka, których drżący blask przenikał przez zasłonę.
Przyszła jej na myśl matka, noc w noc samotna w swojej komnacie, skazana na życie więzionej
inwalidki i powolne konanie. Ciekawe, jak don Esteban wytłumaczył swojej żonie nieobecność
córki przy jej łożu, jakich wybiegów użył. Pilar wątpiła, czy powiedział prawdę. Zwiadomość, że
matka mogła czuć się opuszczona i zapomniana przez wszystkich w ostatnich godzinach %7łycia,
napełniła ją goryczą i takim głębokim smutkiem, że nie potrafiła zapanować nad łzami.
Wszystkie marzenia matki o życiu na dworze prysły jak bańka mydlana. Jaki wstrząs musiała
przeżyć, kiedy zdała sobie sprawę, że jej mąż z góry zaplanował, iż pozbawi ją pieniędzy i kupi za
nie upragnione zaszczyty. Jaka musiała być przerażona, gdy poznała prawdziwą naturę człowieka,
za którego wyszła. Czy podejrzewała, że ją trują? Czy próbowała wyrwać się ze swego więzienia?
A może kurczowo trzymała się nadziei, że jej mąż nie jest zły, lub też, leżąc całymi dniami,
pogrążona w apatii i rozpaczy, zastanawiała się, kiedy nadejdzie śmierć?
Don Esteban chciał widzieć Pilar martwą. Krzyczał do swoich ludzi, żeby ją zabili. Jeżeli
kiedykolwiek jego udział w śmierci matki budził w niej choć odrobinę wątpliwości, teraz nie miała
złudzeń. Estebanowi nie udało się jej zgładzić. Jeszcze tego kiedyś gorzko pożałuje. Ona, Pilar
Sandoval y Serna, osobiście dopilnuje, żeby tak było.
Szybko starła toczące się po policzkach krople i osuszyła dłoń o włosy. W ustach pojawił się słony
smak łez, kiedy usiłowała stłumić szloch, wstrząsający jej piersią.
Zawsze przecież była dumna z tego, że potrafi zapanować nad emocjami. Zawdzięczała życie
Refugiowi de Carranzy., I choć ją irytował, był wyniosły i nieobliczalny, a nagłe zmiany nastroju od
wrogości do troski, od grózb po wielkoduszność grały jej na nerwach, nie wolno jej zapominać, że
ma wobec niego dług. Nie podziękowała mu jeszcze jak należy. Musi naprawić ten błąd.
Oczyma wyobrazni zobaczyła El Leona, jak leży w łóżku, które właśnie zajmowała; jego smukłą
sylwetkę wypełniającą wąską pryczę. Jej ciało zareagowało dziwnym niepokojem na intymność
tego obrazu. UsiÅ‚owaÅ‚a zapla¬nować, jak siÄ™ zachowa, jeżeli on wróci i wejdzie tu, za kurtynÄ™, z
zamiarem dzielenia z nią łóżka. Niewątpliwie będzie się przed nim bronić, tylko pytanie - jak?
Zanim rozstrzygnęła ten dylemat, przymknęła na chwilę powieki, aby ulżyć piekącym oczom.
Jakiś czas pózniej, jak przez mgłę, usłyszała szelest odchylanej zasłony. Rozespana, poruszyła się,
jedynie na wpół świadoma czyjejś obecności. Było jej tak dobrze i ciepło. Czuła się bezpieczna. Z
głębokim westchnieniem na nowo zapadła w sen.
Rozdział IV
Obudziło ją uczucie niepokoju. Gwałtownie podniosła powieki. W półmroku panującym w alkowie
zobaczyła wpatrzone w siebie połyskujące szaro zrenice. Refugio leżał podparty na łokciu i
przyglądał się jej z wyrazem zachwytu w oczach i uśmiechem rozbawienia na wąskich wargach.
- DzieÅ„ dobry - przywitaÅ‚ jÄ… cicho beztroskim tonem. ¬WykÄ…paÅ‚em siÄ™ w deszczu, żeby zmyć z
siebie zapach owiec. Teraz nie masz powodu do narzekań.
Pilar zbierała się w sobie przez chwilę, aby nabrać pewności, że nie zawiedzie jej głos.
- Mylisz się - odpowiedziała.
- A cóż to, moja duszko? Sądziłem, że kiedy się wyśpisz,
będziesz życzliwiej usposobiona i w lepszym nastroju. - Mój nastrój nie ma tu nic do rzeczy!
Obiecałeś ...
- Za cenę zastawu. Czy cię oszukałem?
Tak dziwnie zapierało jej dech, kiedy patrzyła na niego. Czuła jego twarde, muskularne ciało. Leżał
tuż przy niej na wąskim materacu. Otaczał ją w talii ramieniem, prawdopodobnie dla równowagi,
aby nie spaść na ziemię, lecz ten gest przypominał objęcia. Był w koszuli, tyle zdołała dostrzec. Co
jeszcze miał na sobie i czy leżał pod baranią skórą, czy na niej, nie potrafiła powiedzieć. Wolałaby
to wyjaśnić, lecz nie chciała oglądać się w obawie, że dostrzeże jej niepokój. Na wszelki wypadek [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dona35.pev.pl