[ Pobierz całość w formacie PDF ]

litość i sam nie miał litości.
Wbiegłem po schodach i stary Akkheba zawył na mój widok. Złamany miecz
zostawiłem wbity w klatkę piersiową strażnika. Z gołymi rękoma rzuciłem się na dwóch
stojących wyżej. Wyskoczyli mi na spotkanie dzgając bezlitośnie. Chwyciłem włócznię
jednego, a jego samego zrzuciłem ze schodów i na dole rozbryzgnął się jego mózg. Włócznia
drugiego przeszyła moją kolczugę i krew trysnęła na jej drzewce. Zanim ją uwolnił
szarpnięciem, palcami rozerwałem mu gardło. Gwałtownym ruchem wyszarpnąłem włócznię
i odrzuciłem na bok. Ruszyłem na Akkhebę, który wrzeszczał i podskakiwał próbując
chwycić krawędz stromego, kamiennego dachu. Przerażenie dodało staremu sił i odwagi.
Wspinając się po dachu wrzeszczał jak małpa, palcami rąk i nóg chwytał się rzezbionych
ozdób i cały czas wył jak bity pies.
Podążyłem za nim. Moje życie wypływało raną znajdującą się pod kolczugą. Była
przesiąknięta krwią, ale moja żywotność dzikiej bestii nie uległa zmianie. Wspinał się coraz
wyżej wrzeszcząc cały czas. Wspinaliśmy się wyżej i wyżej, ryzykownie stanęliśmy na
szczycie dachu, pięćset stóp nad rozwrzeszczanymi ulicami. Zamarliśmy w bezruchu, ofiara i
myśliwy.
Nagle dziwny i natrętny krzyk wzniósł się nad piekielny tumult szalejący pod nami i
przebił się nawet przez przerazliwe wycie Akkheby. Na wielkiej, złotej kopule górującej nad
wszystkimi wieżami i iglicami miasta stała naga postać, a poranny wiatr rozwiewał jej włosy
nadając im czerwony blask brzasku. To była Ishtar. Wyciągnęła ramiona i wykrzykiwała
przerazliwe wezwanie w obcym języku. Uciekła ze złotego więzienia, które otworzyłem i
teraz stała na kopule wzywając boga jej ojców, Posejdona!
Miałem jednak na głowie własną zemstę. Rozmyślałem nad skokiem, który obu nas
strąciłby w pięciusetstopową przepaść. Na jej dnie czekała śmierć. I nagle pod nami
zakołysała się solidna, kamieniarska robota. To był długi, grzmiący, katastroficzny trzask
zupełnie jakby rozwalał się świat. Z przerażeniem patrzyłem, jak pochyła równina faluje
niczym przybrzeżny grzywacz, wznosząc się i opadając. Olbrzymia otchłań rozwarła się nad
równiną i nagle, z nieopisanym hukiem, miażdżącym grzmotem i trzaskiem walących się
murów, całe miasto Khemu zaczęło się ruszać! Ześlizgiwało się do morza czyniąc rozległe
spustoszenia. Podczas tego przerażającego zjazdu wieża roztrzaskiwała się o wieżę, a
krzyczące ludzkie robaki traciły równowagę i padały krwawy kurz, gdzie roztrzaskiwały je
spadają kamienie. Ponad ruinami szaleńczo kołysały się iglice i z grzmotem waliły w dół.
Ale starożytny dach, którego wciąż kurczowo się trzymaliśmy, wznosił się ciągle nad
ruinami. Skoczyłem i chwyciłem starego Akkhebę. Nieludzki krzyk zadzwięczał mi w uszach,
a moje żelazne palce rwały jego ciało jak przegniłą masę. Jego mięśnie odrywały się od kości,
a kości kruszyły w moich rękach. W uszach grzmiał mi rozwalający się świat, a u stóp miałem
spienioną, zieloną wodę. Cały świat kruszył się i łamał jak kamienie pod moimi stopami.
Zalały mnie ryczące, zielone fale i moją ostatnią myślą było, że Akkheba zginął z moich rąk,
zanim zmyła go fala.
***
Skoczyłem z krzykiem i uniosłem ręce, jakbym chciał się obronić przed wzburzonymi
falami. Zatoczyłem się oszołomiony. Khemu i dawne czasy zniknęły. Stałem na porośniętym
dębiną wzgórzu, a słońce wznosiło się w zasięgu ręki. Tylko sekundy minęły od czasu, gdy
kobieta uczyniła przed moimi oczami gest dłonią. Teraz stała patrząc na mnie z
enigmatycznym, bardziej współczującym niż kpiącym uśmiechem.
- Co jest? - spytałem oszołomiony. - Byłem Hialmarem, jestem Jamesem Allisonem,
morze było Zatoką, Wielka Równina dochodziła do wybrzeża, na którym stało przeklęte
miasto Khemu. Nie! Nie mogę ci wierzyć! Nie mogę wierzyć własnemu rozumowi.
Zahipnotyzowałaś mnie, sprowadziłaś na mnie sen.
Potrząsnęła głową. - To było dawno, dawno temu, Hialmarze.
- A co się stało z Khem?
- Jego ruiny śpią w głębokich, błękitnych wodach Zatoki, tam gdzie zmyło je morze
wiele wieków temu. Pózniej wody opadły i powstały te kołyszące się stepy.
- A co z Ishtar, ich boginiÄ…?
- Czyż nie była poślubiona Posejdonowi, który usłyszał jej krzyk i zniszczył złe
miasto? Na jego piersi popłynęła nietknięta. Była nieśmiertelna i wieczna. Wędrowała przez
wiele krajów i mieszkała z wieloma ludzmi, ale tamta lekcja czegoś ją nauczyła. Ona, która
była niewolnicą kapłanów, stała się ich władczynią. Ona, która była pozornie okrutną boginią,
dzięki swej starożytnej mądrości stała się dobrą boginią. Była Ishtar Asyryjczyków i Ashtoret
Fenicjan była Mylittą i Belit Babilończyków, Derketo Filistynów. Była także Izis w Egipcie,
Astarte w Kartaginie, Freją w Saksonii, Afrodytą w Grecji, Venus w Rzymie i Ayeshą w [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dona35.pev.pl