[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ograniczali jej swobodÄ™, utrudniali oddychanie.
- Bardzo mi miło panią poznać, Mary. Ma pani wyjątkową rodzinę - rzekła z tru-
dem. - Przepraszam, muszę iść.
Po omacku i niepewnym krokiem wyszła na jeden z balkonów, na świeże powie-
trze pod rozpościerające się nad głową niebo. Patrząc na niezliczone gwiazdy, oddychała
głęboko.
Cameron oparł się o framugę drzwi balkonowych i przyglądał się Rosalind. Jej
włosy rozwiewał wietrzyk, a sukienka obciskała figurę. Zrobiło mu się gorąco, bo wy-
obraził sobie, że ją przytula i znajduje pociechę w jej ramionach, kiedy godzi się ze
śmiertelnością ojca. I własną.
Jej smukłe palce leżały na balustradzie, oczy spoglądały w niebo. To, co w niej go
pociągało, to między innymi jej niespokojna dusza. Trudno ją było zadowolić. Podobnie
jak jego. Ale patrząc na nią teraz, gotową przyjąć to, co ześlą gwiazdy, poczuł ukojenie.
Podszedł do niej, objął ją i pocałował w koniuszek ucha.
Wtuliła się w niego i westchnęła, ale po chwili oderwała jego ręce od siebie i odsu-
nęła się. Patrzyła na niego spod rzęs, a on zauważył, że jest zasmucona. Zobaczył ślady
tuszu, świadczące, że płakała.
R
L
T
Zacisnął pięści gotów do walki z Dylanem, Meg czy Brendanem, jeżeli któreś z
nich zrobiło jej przykrość.
- Rosalind, kochanie, co się stało?
- Nie wytrzymam tego dłużej - szepnęła.
- Ale czego? - zapytał.
Rozłożyła ręce, wskazując na salę balową, galerię.
- Dobrze. Załatwiłem wszystko, po co tu przyszedłem. Chodzmy do domu - po-
wiedział.
Nie wiedział, czy pójdą do niej czy do niego, ale to było bez znaczenia, póki mógł
z nią być. Chciał ją wziąć za rękę ale wyrwała się gwałtownie.
- Nie mogę, dosyć tego - szepnęła, a dwie łzy potoczyły się po jej policzkach. - Po
co mnie tu przyprowadziłeś?
Otworzył usta, by wyjaśnić, i nagle zdał sobie sprawę, że jest to bardzo skompli-
kowane. Tydzień wcześniej Rosie była miłym oderwaniem od problemów, odmianą w
życiu. Ale dziś wieczorem...
- Wiedziałem, że to będzie trudny wieczór, ale twoja obecność bardzo mi pomogła.
Bez ciebie nie dokonałbym tego, co mi się udało.
Zrobił znów krok ku niej, ale potrząsnęła głową jeszcze gwałtowniej i wtedy zdał
sobie sprawę, że jest zrozpaczona.
- Zaproszenie cię nie było łatwą decyzją - dodał.
- Podobnie jak moja zgoda - odrzekła chłodno.
Zastanawiał się, co się mogło stać. Wszystko szło tak dobrze. Meg uważała, że Ro-
sie jest zabawna, Dylan, że jest atrakcyjna. Zdobyła w jednej chwili szacunek ojca, a
matka ucałowała go i się uśmiechnęła tak, że od razu zrozumiał wszystko. Co się zdarzy-
ło w czasie śpiewania stu lat?
- Rosalind, przepraszam, ale nie wiem, o co chodzi.
- Rosie, zwykła stara Rosie - wybuchła. - I dlatego mnie zaprosiłeś. Ale nie jestem
kawałkiem materiału, którym możesz machać przed oczami ojca. Ani dziewczyną, która
ma odwrócić uwagę Meg i Dylana od ciebie. Ani złudną nadzieją dla twojej mamy.
R
L
T
Była zdenerwowana i połykała słowa, jakby z trudem łapała oddech. Cameron czuł
niemal fizyczny ból, że nie może jej objąć i utulić.
Rosalind ma rację, wykorzystał ją. Nawet kiedy zdał sobie sprawę, że jest za mą-
dra, by tego nie rozumieć. A teraz skrzywdził ją, choć przyrzekł sobie, że nigdy nie
skrzywdzi nikogo, kto jest mu drogi. Mógł zrobić tylko jedno: udowodnić jej i sobie, że
w głębi duszy nie jest zimnym i wyrachowanym człowiekiem, jakiego odgrywał przez
ostatni tydzień.
- To był wieczór, który zapoczątkował nowy rozdział - oznajmił. - Może my też
moglibyśmy zacząć od nowa.
Roześmiała się z goryczą, co odebrał jak policzek.
- Jesteś w euforii, co rozumiem i cieszę się, że tak się ułożyło. Ale powiedzmy so-
bie prawdę: nigdy nie kryłeś, że nie zamierzasz poświęcać więcej czasu i energii naszej
znajomości, niż to konieczne. Nie baw się teraz ze mną.
Ależ ta kobieta jest uparta! Miał ochotę nią potrząsnąć, ale zacisnął pięści, żeby te-
go nie zrobić. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dona35.pev.pl