[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Skinęłam ponuro głową. Grypa - akurat! Charlotta chciała zostać w domu, żeby móc dokładnie
przeszukać mój pokój.
Xemerius, który siedział na stole w misce z owocami, najwyrazniej pomyślał o tym samym.
- Mówiłem, że nie jest głupia - odezwał się.
Także pan Bernhard, balansujący talerzem z jajecznicą, rzucił mi wymowne spojrzenie.
- Ostatnie tygodnie były zbyt emocjonujące dla tego biednego dziecka - powiedziała ciotka Glenda,
ignorując nieuprzejme parsknięcie Nicka. - Nie ma co się dziwić, że jej organizm domaga się teraz
odpoczynku.
- Nie gadaj głupot, Glendo - zrugała ją lady Arista i upiła łyczek herbaty. - My w rodzinie Montrose
wytrzymujemy znacznie gorsze rzeczy. Ja na przykład - wyprostowała chude plecy - nie byłam
chora ani przez jeden dzień w całym swoim życiu.
- Szczerze mówiąc, ja też czuję się... nie najlepiej - powiedziałam.
Przede wszystkim dlatego, że drzwi mojego pokoju nie dało się zamknąć od zewnątrz na klucz. Jak
niemal wszystkie drzwi w tym domu były zaopatrzone w staromodny rygiel służący tylko do
zamykania się od środka.
Mama zerwała się od stołu, podeszła do mnie i położyła mi rękę na czole.
Ciotka Glenda przewróciła oczami.
- No tak, cała Gwendolyn. Po prostu nie może znieść, że przez chwilę nie znajduje się w centrum
uwagi.
- Wydaje się chłodne. - Mama dotknęła mi końca nosa, jakbym miała pięć lat. - A tu jest suche i
ciepłe. Tak jak powinno być. - Pogładziła mnie po włosach. - W weekend będę cię mogła
porozpieszczać, jeśli będziesz chciała. Możemy zjeść śniadanie w łóżku...
- O tak, i poczytasz nam historie o Piotrusiu, Fłopsy, Mopsy i o zajączku, jak dawniej! - zawołała
Caroline, która siedziała z wełnianym prosiaczkiem na kolanach. - A potem nakarmimy Gwenny
kawałkami jabłka i zrobimy jej zimne okłady.
Lady Arista położyła plasterek ogórka na toście, na którym w należytym porządku piętrzyły się już
ser, szynka, jajecznica i pomidor.
- Gwendolyn, ani trochę nie sprawiasz wrażenia chorej, raczej wyglądasz kwitnąco.
Nie do wiary. Człowiek niemal oczu nie może otworzyć ze zmęczenia i czuje się, jakby ukąsił go
wampir - a tu coÅ› takiego.
- Jestem dziś cały dzień w domu - oznajmił pan Bernhard. -Mogę podać pannie Charlotcie gorący
rosół. - Choć mówił to do ciotki Glendy, jego słowa były skierowane do mnie i bardzo dobrze je
zrozumiałam.
Niestety ciotka Glenda miała wobec niego inne plany.
- Zajmę się swoją córką. Pan musi pojechać do studia Wal-den-Jones po moje zamówienie i
kostium na imprezÄ™ dla Charlotty.
- To w Islington - powiedział pan Bernhard. - Nie będzie mnie w domu przez kilka godzin.
- No tak, oczywiście. - Ciotka Glenda ze zdziwieniem zmarszczyła czoło.
- W drodze powrotnej może pan kupić kwiaty - dodaia lady Arista. - Parę wiosennych kompozycji
do holu, na stół w jadalni i do pokoju muzycznego. Nic jaskrawego, żadne ordynarne papuzie
tulipany jak ostatnio, raczej więcej odcieni bieli, delikatnej żółci i fioletu.
Mama ucałowała nas wszystkich na pożegnanie. Musiała iść do pracy.
- Jeśli znajdzie pan niezapominajki, może mi pan przywiezć kilka doniczek, panie Bernhard. Albo
konwalii, jeśli już są.
- Bardzo chętnie - odrzekł pan Bernhard.
- A skoro już przy tym jesteśmy, niech pan przywiezie od razu parę lilii, będzie je można zasadzić
na moim grobie, kiedy umrę, bo wysłano mnie chorą do szkoły - odezwałam się ponuro, ale mama
była już w drzwiach.
- Och, nie martw się. - Xemerius próbował dodać mi otuchy. - Jeśli ta ruda miotła zostaje w domu,
Charlotta nie będzie mogła tak po prostu wlezć do twojego pokoju. A nawet gdyby: musiałaby
najpierw wpaść na pomysł, żeby odsunąć ścianę w twojej szafie i wczołgać się do obzejdy. A i tak
nigdy w życiu nie zdobędzie się na odwagę, żeby sięgnąć krokodylowi do flaków. Cieszysz się
teraz, że przekonałem cię dzisiaj w nocy, żebyś rozcięła to zwierzę?
Skinęłam głową, choć w środku zatrzęsło mną na wspomnienie mrocznej dziury, przez którą
musiałam się przeczołgać, i wielkich pajęczyn. Oczywiście w dalszym ciągu się martwiłam.
Charlotta, jeśli rzeczywiście podejrzewa albo nawet wie, czego ma szukać, tak szybko się nie
podda. A ja wrócę do domu jeszcze pózniej niż zwykle, jeśli nie uda mi się przesunąć wyjścia na
bal. Prawdopodobnie za pózno. A co by było, gdyby Strażnicy dowiedzieli się, że skradziony
chronograf znajduje się w naszym domu? Chronograf, w którym do zamknięcia kręgu brakowało
już tylko krwi Gideona? Natychmiast dostałam gęsiej skórki na całym ciele. Chyba wpadliby w
szał, gdyby nagle spostrzegli, jak blisko są spełnienia swej życiowej misji. I kim ja właściwie
byłam, że ukrywałam przed nimi coś, dzięki czemu prawdopodobnie można by stworzyć lek na
wszystkie choroby ludzkości?
- Zawsze istnieje możliwość, że to biedne dziecko naprawdę jest chore - powiedział Xemerius. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dona35.pev.pl