[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jeziora, na stromym brzegu odbiłem się stopami od ziemi. Ten nieznaczny ruch spowodował,
że druhna Jagoda poszybowała nade mną prosto do jeziora, a właściwie w przybrzeżne błoto.
Głośno plusnęło.
- No, to mogiła! - orzekł Kobra. - My będziemy mieli karę, ale pan zginie w
męczarniach.
Zszedłem na brzeg, by pomóc kobiecie wyjść na wysoki brzeg. Podniosła się powoli.
Jej mundur ociekał wodą i błotem. Jednym zamaszystym ruchem starła brud z twarzy.
Wyciągnąłem do niej rękę, drugą trzymając się wątłej brzózki. Druhna Jagoda chwilę
przyglądała mi się i mojej pomocnej dłoni. Wyciągnęła swoją.
 Mam babę w ręku" - cieszyłem się.
yle oceniłem niewiastę. Po chwili drugi już raz tego wieczora za jej sprawą leciałem,
tym razem w kierunku otwartej wody, wciąż z brzózką w ręce. Wolne ramię paliło mnie,
jakbym miał kończynę wyrwaną ze stawu.
Tym razem ja plusnąłem, natychmiast jednak zanurkowałem i zawróciłem. Miałem
szczęście. Stromy brzeg kończył się takim samym dnem, więc z dużej głębokości zbliżyłem
się do druhny Jagody. Właśnie wychodziła na ląd i jedna jej noga jeszcze opierała się o
muliste dno. Z radością pociągnąłem ją do siebie. Zanurzeniu ogromnej harcerki towarzyszyła
fontanna wody i burza bąbelków. Czym prędzej wyskoczyłem na twardy grunt, by tam
odeprzeć kolejny atak.
- Fajnie widzieć pana żywego - przywitał mnie Kobra. - Czy pana ubezpieczenie
obejmuje także zderzenie z pociągiem? - zapytał, trwożliwie patrząc w kierunku jeziora.
Druhna Jagoda przypominała teraz wściekłą słowiańską Goplanę. Jej pęd w moim
kierunku rzeczywiście do złudzenia przypominał bieg pociągu ekspresowego.
- Ty! - ryknęła zatrzymując się metr ode mnie.
Sapała i dyszała jak lokomotywa z wiersza Jana Brzechwy. Stałem spięty, gotów na
kolejną rundę zapasów.
- Ty się nigdy nie poddajesz?! - wykrztusiła.
- Nie - rzekłem skromnie. - To jakieś straszliwe nieporozumienie - dodałem
natychmiast, chcąc zakończyć spór.
- Czuję, że wpadliśmy jak śliwka w kompot - przyznał Kobra.
- Zapraszam do mnie, to pożyczę pani suche ubranie - wskazałem swój namiot.
Poetka stojąca na schodach  Muzy" w milczeniu przyglądała się naszemu pochodowi.
Na czele maszerowała człapiąc w mokrych adidasach druhna Jagoda. Za nią ja, również
przemoczony, a na końcu skruszeni harcerze.
- Gdzie jest Kordian? - zapytała mnie gospodyni.
- U archeologów - odpowiedziałem. - Jutro wszystko wyjaśnię.
- Ja myślę - usłyszałem, nim Poetka wykonała w tył zwrot i w powietrzu znowu
zawirowała jej lwia grzywa bujnych włosów.
- Już jakieś dziecko sprowadził pan na złą drogę! - znowu groznie zagrzmiała druhna
Jagoda.
- Spokojnie, zaraz wszystko opowiem - zapewniałem, usłużnie pokazując ścieżkę
prowadzÄ…cÄ… do mojej bazy.
Chwilę trwało, nim rozpaliliśmy ognisko.
- Proszę - podałem druhnie Jagodzie mój dres.
- Nie, dziękuję - stanowczo odmówiła. - Miał pan nam coś wyjaśnić.
- Wiecie, co robić - podałem harcerzom menażkę, kubki, herbatę i cukier.
Sam zamknąłem się w namiocie i założyłem spodnie i ciepłą koszulę. Dres zostawiłem
wojowniczej druhnie. Wyszedłem do harcerzy i usiadłem na ziemi.
-Nie będę z panią palił fajki pokoju, bo z nimi paliłem i nie dotrzymali przysięgi -
wymownie zerknąłem na trójkę młodzieży.
-Co?! - druhna Jagoda pochyliła się w moją stronę. - Namawiał pan harcerzy do
palenia tytoniu?!
- Nic nie paliliśmy! - zapewniła Tola.
- Nawet nie zaciągaliśmy się dymem - potwierdził Kobra.
- Cicho! - druhna Jagoda krzyknęła na podwładnych. - Słucham pana!
- Moje przybycie z nieznanych przyczyn wzbudziło zainteresowanie Toli i jej patrolu -
zacząłem. - Właściwie domyślam się, że napuścił ich na mnie pewien człowiek - tłumaczyłem
siÄ™.
- Wcale nie! - zaprzeczała Tola.
Druhna Jagoda tylko na nią spojrzała i druhowie zamilkli. Postanowiłem pokazać
druhnie Jagodzie moją legitymację służbową. Dokument trochę skruszył mur nieufności
wobec mojej osoby. Potem opowiedziałem krótko o swojej pracy w ministerstwie i misji, jaką
mam do wykonania w tym terenie.
- To trochę dziecinne, żeby dorośli mężczyzni bawili się w poszukiwaczy skarbów i to
w tak komfortowych warunkach - oceniła grozna druhna. - Biwaczek, spacery po Górze
Dylewskiej, podchody. To wypoczynek, nie praca.
- To tylko tak wygląda - skromnie przyznałem jej rację. - Dobro sprawy wymaga, bym
przebywał tu incognito. Niestety, postępowanie pani podopiecznych pomieszało mi szyki.
- Przepraszamy! - rozległ się zgodny trójgłos.
- Nie ma sprawy, powiedzcie mi tylko, co wiecie o panu Robercie? - poprosiłem.
- Namawia pan ich teraz do szpiegowania w drugą stronę? - oburzyła się druhna
Jagoda.
- Druhno - błagalnie złożyłem dłonie - to nie moja wina, że ten pan namieszał w
głowach pani harcerzy. Naopowiadał im bzdur o swojej pracy detektywa, że szuka
tajemniczego osobnika, który chce okraść archeologów w Dylewie. Tymczasem to ja chcę
złapać tego złodzieja!
- Mężczyzni mają zachwianą ocenę priorytetów w życiu - powiedziała druhna Jagoda.
- Wszystkim wam się wydaje, że macie coś z Jamesa Bonda. Co robi teraz pana żona? Bawi
dziecko? Pierze pieluszki?
- Nie mam żony - przyznałem się.
- Stary kawaler! Wszystko jasne! Niedojrzały emocjonalnie osobnik.
Druhna Jagoda wstała, otrzepała mokre spodnie.
- Idziemy! - rozkazała. - A wy - zwróciła się do harcerzy - zostawcie te śledcze bzdury
i tego pana w spokoju. Jasne?!
- Tak jest! - odpowiedział jej chórek.
Harcerze odmaszerowali do swojego obozu. Odgłos przypominający mlaskanie
odmierzał kroki druhny Jagody. Odetchnąłem z ulgą uradowany, że pozbyłem się problemu ze
śledzącymi mnie harcerzami. Miałem nadzieję, że awaria komputera na jakiś czas
zneutralizowała także Roberta. Wyciągnąłem się na chłodnej ziemi opierając się głową o pień [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dona35.pev.pl