[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mecenas Harasimowicz. - W tym jednym wypadku chciałbym otrzymać nieco więcej, z
uwagi na stopień skomplikowania sprawy i konieczność odbycia, jak sądzę, kilku dłuższych
podróży. Jeśli to pani odpowiada, możemy umowę podpisać i natychmiast przystępuję do
działania.
- Dwanaście procent? - zaproponowała panna Wiklińska.
- Raczej piętnaście - mecenas postukał palcem w papiery. - Oczywiście płatne dopiero
wówczas, gdy zdobędziemy te środki. Tymczasem gotów jestem rozpocząć pracę za
symbolicznÄ… zaliczkÄ™.
Raz jeszcze obejrzał wszystkie przedstawione dokumenty.
- Sprawa jest obiecująca - powtórzył.
Zrobił kilka odpisów i notatek na swoje potrzeby, panna Wiklińska nie zgodziła się
bowiem na pozostawienie oryginałów dokumentów w kancelarii.
- To nawet rozsądne - pochwalił adwokat, czym dodatkowo podbił serce klientki. -
Cieszę się w mieście dobrą opinią, proszę zapytać, kogo pani chce, ale rozumiem ostrożność.
Przecież wcale się nie znamy i choć jestem adwokatem, człowiekiem zaufania publicznego,
będzie lepiej, gdy sama pani zechce mnie nim obdarzyć, a nie zdawać się tylko na mój zawód
i ludzkie języki.
Panna Wiklińska była, przynajmniej w swoim mniemaniu, bardzo ostrożna. Wcale nie
powiedziała adwokatowi wszystkiego i pokazała mu tylko niektóre dokumenty. Zamierzała
przeprowadzić opracowany wcześniej plan, do którego nie potrzebowała wspólników, a
jedynie wykonawców. Takim wykonawcą miał być mecenas Harasimowicz. Zgodziła się
więc na jego warunki, pewna, że prawnik nie podejrzewa nawet, jaka jest prawdziwa istota
sprawy.
Mecenas Harasimowicz odprowadził klientkę do drzwi, życzył dobrej nocy i obiecał,
że następnego popołudnia przyjdzie do hotelu, by złożyć sprawozdanie z podjętych kroków.
- Spokojnej nocy, szanowna pani - kłaniał się i pocałował pannę Janinę w rękę. -
Spokojnej nocy. Nie ma żadnych powodów do obaw.
Sam miał widać jakieś powody, ponieważ nie poszedł do domu, choć minęły już
godziny przyjmowania interesantów. Wrócił do gabinetu, nalał sobie duży kieliszek porto, z
przeszklonej szafy wyjął kilka tomów różnej wielkości i grubości i złożył je na stoliku. Po
czym po czym usiadł w fotelu i zaczął przeglądać kalendarze, książki adresowe i tym
podobne wydawnictwa, opublikowane w kilku językach. Co jakiś czas kreślił na kartce
papieru krótką notatkę: nazwisko, adres i numer telefonu. Kilkakrotnie wracał do szafy z
książkami, szukając w niej wydawnictw sprzed kilku lat, upchniętych gdzieś w kąt,
schowanych za rzędami książek prawniczych w drogich, luksusowych oprawach.
Około godziny ósmej odbył dwie rozmowy telefoniczne, obie po niemiecku, a gdy
odkładał słuchawkę, jego mina wyrażała zadowolenie.
- Mam cię, paniusiu! - mruknął z uśmiechem.
- Nie uda ci się zapędzić mnie w kozi róg. Jeśli zamierzasz zgarnąć tak wielką furę
pieniędzy, będziesz musiała się podzielić. Piętnaście procent to możesz dać swojemu
służącemu. Pomogę ci rozwiązać zagadkę, ale będzie cię to kosztowało połowę
spodziewanych zysków. Więc nie mniej, niż sto tysięcy rubli, moja droga. Nie mniej, niż sto
tysięcy!
Mecenas Harasimowicz zadzwonił na woznego, kazał sobie natychmiast podać
parasol, kalosze i przywołać dorożkę. Wyszedł pospiesznie, zapowiadając, że niedługo wróci,
ponieważ zamierza pracować do pózna.
Zanim wyszedł, włożył do kieszeni płaszcza naładowany rewolwer.
DOBRE NOWINY
Stosunki towarzyskie między Michałem Kalinowskim a Jackiem Nowackim z
Topolan zostały nawiązane ponownie w wyniku pewnego spotkania na ulicy Tykockiej w
Białymstoku.
Na miasto spadł nagle ulewny deszcz i pan Michał schronił się w bramie kamienicy,
gdzie swoje powszechnie znane atelier miał fotograf Szymborski. Stało tu już kilka osób,
oglądając gablotę z nowymi zdjęciami, jakie fotograf wystawił tego ranka. Uwagę zwracały
duże fotografie z uroczystości ślubnej - panna młoda w długiej białej sukni, elegancko ubrani
goście, pięknie wystrojone dzieci. Wyraznie było też widać udekorowane kwiatami stoły,
wykwintnÄ… zastawÄ™.
Dwie młode panny, ze stroju wyglądające na pracownice biurowe, chichotały przed
gablotą, omawiając szczegóły mody i zastanawiając się, czy ich własne śluby będą tak
pięknie wyglądały.
- Ja też zamówię pana Szymborskiego - mówiła jedna. - Ty zobacz, jakie to dokładne
te zdjęcia! I jakie duże!
- Pewnie - odpowiedziała druga. - Pamiątka na całe życie.
Szczególnie podobały się fotografie podretuszowane na kolorowo. Suknie druhen
były różowe, kwiaty przy nich białe, a róże na kapeluszach czerwone.
- To chyba bardzo drogie - westchnęła jedna z dziewcząt. - Ale koniecznie muszę
mieć tak samo.
- Pewnie - powtórzyła ta druga. - A zapłaci pan młody!
Stojący obok mężczyzna w szerokim kapeluszu odwrócił się od gabloty i ukłonił [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dona35.pev.pl