[ Pobierz całość w formacie PDF ]

niebezpieczeństwami, ty, moje życie, światło moich oczu!
Jakaś mewa lecąca do brzegu zbliżyła się szerokim łukiem, skrzydła mignęły na tle
nieba i ptak obniżył lot tuż nad głową dziewczyny. Villemo nie bała się, a gdy mewa musnęła
jej ramię, uśmiechnęła się do niej szeroko.
Po chwili ptak zniknął, odleciał w stronę lądu.
ROZDZIAA XII
Pierwszego dnia wszyscy byli w świetnych humorach. Podróż do Norwegii wydawała
się krótka. Niebo wciąż stało nad nimi czyste, czasem tylko pojawiały się lekkie obłoki. Wiatr
sprzyjał żegludze.
Już jednak następnego ranka zaniosło się na deszcz. Wiatr osłabł i statek posuwał się
znacznie wolniej.
Przez tydzień dotarli nie dalej niż do najeżonych skałami i wysepkami wód u
południowych wybrzeży Bohuslan. Padało nieprzerwanie i humory na pokładzie były
minorowe. Ponieważ znajdowali się w granicach wrogiego kraju, nie mieli odwagi schodzić
na ląd po prowiant i wodę do picia. Ludzie zaczynali chorować, coraz częstsze były kradzieże
żywności, której zapasy szybko topniały.
Ludzie Lodu trzymali się na uboczu. Byli jeszcze zdrowi i mieli jedzenie, którym
dzielili się z najbardziej potrzebującymi. Stary Brand decydował o wszystkim i udawał, że nie
dostrzega, iż rodzina martwi się o niego. Co tam! To prawda, że jest stary, ale ma jeszcze w
sobie wiele ognia.
W ponurym nastroju mijali wyspy Vader. Kapitan popadł w depresję i zaczął pić, na
statku w okropnych warunkach leżeli chorzy, a Ludzie Lodu z troską stwierdzali, że Brand
marnieje w oczach. Mattias i Niklas próbowali pomagać chorym, lecz zapas leków był na
wyczerpaniu.
Dwie osoby na pokładzie dręczył jeszcze inny niepokój.
Po trzech tygodniach żeglugi mały stateczek zbliżył się do wysp Koster. Irmelin i
Villemo stały przy relingu i spoglądały na bardzo wolno przesuwający się przed ich oczami
brzeg Bohuslan. Wszystko toczyło się w ślimaczym tempie. Do norweskiej granicy nie było
już wprawdzie daleko, ale przecież potem trzeba będzie jeszcze przepłynąć przez cały
rozległy fiord, by dostać się do Christianii...
- Villemo - rzekła Irmelin cicho. - Boję się. Wydaje mi się, że to się już stało ze mną.
Villemo położyła rękę na jej dłoni.
- Ze mną też. Wiem o tym od kilku dni, ale nie chciałam nic mówić.
- Ja też nie. Zresztą nie jestem jeszcze całkiem pewna.
- A ja jestem. Irmelin... Co my poczniemy?
- Nic. Będziemy po prostu czekać.
Stały w milczeniu.
- Jedna z nas - szepnęła Villemo po chwili.
- Tak. Wiesz, szczerze pragnę, żeby ciebie to ominęło. Ale to nie znaczy, że sama
chciałabym umrzeć. Rozumiesz mnie?
- Oczywiście, że rozumiem! Czuję dokładnie to samo. %7ładna z nas nie żywi przecież
nadziei, że nieszczęście spotka tę drugą.
- To prawda.
Villemo jęknęła żałośnie, jakby dławił ją szloch.
- %7łeby tylko Dominik był ze mną.
- O tak, rozumiem ciÄ™. Ja przynajmniej mam Niklasa przy sobie.
- Czy on wie?
- Tak, wie. Ale postanowiliśmy niczego nie rozgłaszać, dopóki nie wrócimy do domu.
- Boże, czy my kiedykolwiek wrócimy? Jeszcze ten fiord...
- Nie martw się - uspokajała ją Irmelin. - Jak tylko znajdziemy się na norweskiej
ziemi, będzie można zejść na ląd, nabrać świeżej wody i zadbać o chorych. Potem ruszymy
dalej w lepszych nastrojach.
- Oczywiście - zgodziła się Villemo. - Nie pomyślałam o tym.
O wydarzeniach wojennych pasażerowie statku nie mieli pojęcia. Nie wiedzieli, że
Duńczycy uderzyli na Halmstad, lecz zostali odparci, nie domyślali się, co porabia Dominik
ani że oddziały norweskie grabią i palą Bohuslan i Vastergotland.
%7Å‚eglowali coraz bardziej sfatygowanym statkiem, pokonujÄ…c siedem mil morskich
dziennie w nadziei, że jednak w końcu kiedyś dotrą do Norwegii.
Pewnego wieczora na horyzoncie pojawił się jakiś obcy statek, zmierzający prosto na
nich.
W ciągu tej przedłużającej się podróży widzieli wiele statków i łodzi. Okręty wojenne
szły z Norwegii na południe, często przepływały obok łodzie rybackie i kutry transportowe.
Ten jednak wyglądał zupełnie inaczej.
Nie tylko kierował się, najwyrazniej celowo, wprost na nich, lecz na szczycie jego
masztu powiewała grozna flaga.
- To pirat - powiedział Kaleb niespokojnie. - Nic dobrego nam to nie wróży.
- Czy nie dość już przeżyliśmy? - lamentowała Eli, która podobnie jak większość
pasażerów miała kłopoty z żołądkiem. Hilda także chorowała i Brand. Pozostali jakoś się
jeszcze trzymali.
Kaleb wydawał polecenia paniom.
- Jesteście zbyt dobrze ubrane, by udawać biedne. Ukryjcie część wartościowych
rzeczy gdzieś tutaj, w zakamarkach na pokładzie! Co nieco jednak zachowajcie, trzeba im coś
dać, żeby sami nie szukali.
Uznali, że to rozsądne wyjście. Mężczyzni podzielili pieniądze, część zamierzali
ukryć, a częścią uspokoić piratów.
- Czy oni są niebezpieczni? - pytała Villemo.
- W każdym razie nie należy ich lekceważyć - odparł Kaleb. - Mogą sobie poczynać
dosyć ostro, jeżeli im się tak spodoba, ale przede wszystkim interesują ich łupy.
Okolica była znana z piractwa i wszelkiego rodzaju napadów. Właściwie rozbójnicy
działali prawie legalnie, rabowali obce statki i przysparzali państwu ogromnych bogactw.
Obowiązywały jednak pewne reguły, których powinni byli przestrzegać. Kaleb nie miał
pewności, czy rzeczywiście zawsze się do nich stosują.
Starał się mieć żonę i córkę jak najbliżej siebie, sprawdził czy pistolet jest
naładowany...
Statek rozbójników był większy niż ich własny, Szedł prosto na nich i robił upiorne
wrażenie jak straszny statek-widmo: brunatny, pociemniały... W końcu otarł się o kuter tak, że
ten zakołysał się niebezpiecznie. Wkrótce obie jednostki znalazły się obok siebie burta przy
burcie.
Pasażerowie byli przerażeni. Villemo widziała piratów wbiegających na pokład,
słyszała krzyki i przekleństwa, lecz nie miała czasu na nic innego, jak tylko by przygotować
się do spotkania z czterema drabami, zbliżającymi się do Ludzi Lodu.
Wszyscy członkowie jej rodziny stali na dziobie statku i milczeli, choć wewnętrznie
pewnie drżeli z niepokoju.
Resztę pasażerów piraci zebrali na górnym pokładzie. Kapitan, ledwie trzymający się
na nogach od nadmiaru alkoholu, stał wraz z całą załogą przy relingu, pilnowany przez
napastników.
Wkrótce ukazał się kapitan rozbójników. Był jaskrawo ubrany, w kapeluszu z [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dona35.pev.pl