[ Pobierz całość w formacie PDF ]

obecnym rozwoju wydarzeń, była jedynie kwestią czasu...
Zapadł już zmierzch, gdy Kron skończył pobieżnie relacjonować wydarzenia ostatnich
dni, śledząc przy tym bacznie reakcję rozmówcy. Ten wydawał się całkowicie obojętny,
przynajmniej do czasu, gdy wojownik skończył mówić. Wtedy natychmiast zadał dwa
pytania:
- Co z tymi pismami? Jak chcesz załagodzić sprawę z królem.
- Te dokumenty były bardzo ważne, dzięki nim Menherion mógł szantażować
naprawdę wiele wpływowych osób. Rozesłałem do nich niedawno listy, dając do
zrozumienia, że teraz ja pociągam za sznurki. W razie czego gildie będą po mojej stronie,
zrzeszeni w nich ludzie nie wyjdą na ulice. A biedotą zajmą się strażnicy.
36
- A król?
- Cóż... Jeszcze nie zdecydowałem. Nim zajmiemy się już po twojej nominacji na
nowego arcykapłana. Jutro przyjdziesz do pałacu jako oficjalny spadkobierca, dziś zanocuj
tutaj, albo w jakiejÅ› karczmie.
- Wynajmę sobie pokój, o mnie się nie martw. Powiedz lepiej, szczerze, czego ty
właściwie oczekujesz? Mam cię chronić? Zapewnić bezpieczeństwo od wrogów, których
zrobiłeś sobie przez te tygodnie?
- Masz być tym co król: symbolem. Chcę władzy, prawdziwej. Jestem
głównodowodzącym, ktoś taki jak ja, kto przemierzył życie drogą miecza, nie jest w stanie
osiągnąć więcej. Powinienem się cieszyć, przecież to wspaniałe wyróżnienie, nieprawdaż?
- Tak, ale niezbyt poważane w czasach pokoju.
- Otóż to! Ha! Widzę, że zachowałeś swoją bystrość. Mam pełną władzę nad tym
całym rycerstwem, ale na co mi ona? Nie ma żadnego wroga, nawet na odległych rubieżach
panuje względny spokój. Chodzi mi o szacunek, coś, na co pracowałem przez niemal całe
moje życie. Jestem dobrym dowódcą, kiedy była potrzeba: atakowałem. Unikałem rzezi, nie
byłem zezwierzęconym mordercą jak Uziel. Jednak tutaj, w stolicy, wszyscy widzieli we
mnie tylko chłopca na posyłki Menheriona. Ale to się zmieniło, teraz ja tu rządzę! Myślałem
o stworzeniu porozumienia między tobą, mną i królem. Nasza trójka podejmowałaby decyzje
wspólnie, skończyłaby się era wszechwładzy arcykapłana. Również monarcha musiałby
powstrzymywać swoje ambicje, a obecności przedstawiciela armii stwarzałaby równowagę
dla zwaśnionych od dawna stron.
- Zmiały plan.
- Nierealny. Zrozumiałem to niedawno, kiedy... Próbowałem uspokoić tego głupca,
króla. Swoją drogą, czy to nie zabawne? Monarcha jest żywym symbolem, po wstąpieniu na
tron zaprzestaje się nawet używać jego imienia. Tylko wasza wysokość, panie, mój królu i
tym podobne bzdury. A co on właściwie robi? Nic. Ma wyglądać, pokazuje się go tłumowi
jak kolorową kukłę, a wszystkie sprawy załatwiają jego doradcy, omawiając je wcześniej z
radą doradców. Oni zaś przedstawiają je arcykapłanowi. Zatem po co nam król?
- Co chcesz przez to powiedzieć?  spytał poważnie już zaniepokojony Grif.  To nie
jest takie proste, jak myślisz...
- Ale może być. Co chcę powiedzieć? Jeszcze nie wiem. Przemyślę to przez tą noc.
Chodzi o to, że muszę zachować przynajmniej część przywilejów, jakimi cieszyłem się,
zastępując Menheriona. Nie pomyśl sobie przypadkiem żeby próbować, gdy już zostaniesz
arcykapłanem, jakoś się mnie pozbyć.
- Masz bowiem poparcie setek tysięcy gotowych do walki rycerzy....
- Dokładnie. Nie licząc tych, którzy wystąpili już z królewskiej służby, aby na powrót
stać się wolnymi wojownikami, w najgorszym razie najemnikami. Nie lekceważ mnie...
- Nie mam zamiaru... Niemniej proszę cię, nie działaj pochopnie. Doskonale wiesz,
jakie nastroje panują w mieście.
- Zrobię to, co uznam za słuszne. I liczę, że będziesz mnie wspierać. Nie chowaj do
mnie urazy, wiesz, że dziesięć lat temu nie mogłem postąpić inaczej. Obiecywałem
Menherionowi wierność, nie mogłem złamać obietnicy.
- Obiecywałeś ją też królowi.
- Ta obietnica wygasła z chwilą, gdy stałem się od niego ważniejszy.
- Skoro tak to pojmujesz. Zgoda, będę ci pomagał. A raczej spełniał twoje rozkazy, bo
widzę, że na tym taka współpraca miałaby polegać. Co do spraw z przeszłości... Nie czuję
urazy. W końcu mój ojciec i tak wiedział o wszystkim...
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Nic, zle się wyraziłem.
37
- Musiałem cię wydać. Schwytaliśmy wtedy praktycznie wszystkich spiskowców,
wszyscy mieli ze sobą powiązania. Ty byłeś poza podejrzeniami, a wiedziałem, że brałeś w
tym udział. Byłeś grozny, mogłeś zabić Menheriona.
- Własnego ojca? Owszem, chciałem do tego dopuścić, ale zapewniam cię, że nie
znalazłbym w sobie dość siły, żeby zrobić to własnoręcznie. Skończmy już ten temat, jestem
znużony po podróży.
- Wypocznij zatem. Czekam na ciebie jutro rano.
- Bywaj. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dona35.pev.pl