[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Ano spróbuję, chociaż jestem wrażliwy  westchnął staruszek i spojrzał
smutno na swojÄ… chorÄ… nogÄ™.
Uspokojeni mężną decyzją staruszka i pełni dobrych myśli weszliśmy z Cy-
kuckim do domu Karolusa.
Doktor Otrębus skończył właśnie badanie nieprzytomnego plantatora.
 Trzeba mu będzie przepłukać żołądek. Zatrucie  powiedział wstając z ka-
napy.  Pojedzie do szpitala. A to, kto jest?  podszedł do bezwładnego kieszon-
kowca.
 To jest Dariusz Jasnobrzeski, proszę pana  odparłem.  Pan doktor chy-
ba go zna.
 Dariusz Jasnobrzeski?. . . Ach tak. . . przypominam sobie. Ten typ ukradł
mi w jesieni zegarek  oświadczył smętnie Otrębus i z wyraznym wstrętem za-
brał się do badania Dariusza Jasnobrzeskiego. Mimo tego wyraznego wstrętu zba-
dał go jednak tak samo dokładnie jak plantatora.
75
 To samo co poprzedni  orzekł wreszcie, wyjmując słuchawki z uszu 
zatrucie i rączka mu jakoś spuchła.
 Miał wypadek przy pracy.
 Rozumiem  mruknął zgryzliwie doktor Otrębus.  Widzicie, jaki przy-
kry bywa czasem zawód lekarza! Muszę leczyć rękę, która mnie okradła. Czy
w ogóle jest sens leczyć taką rękę?  westchnął ciężko i podszedł do trzeciego
pacjenta, tego który zwisał dramatycznie z fotela.  A tu z kim mam przyjem-
ność?  wziął za puls nieprzytomnego.
 To znachor Karolus  bÄ…knÄ…Å‚em.
Otrębus puścił rękę znachora.
 Nie. Tego już za dużo!  zdenerwował się.  Mam leczyć tego wroga
medycyny?! Za wiele ode mnie żądacie! Niech się sam leczy!
 Znachor to też człowiek  zauważyłem nieśmiało.
 Mój drogi chłopcze, nie rozczulaj mnie!  zagrzmiał Otrębus.
 On bardzo ceni pana doktora.
 Ha! ha!  zaśmiał się szyderczo Otrębus.
 On właśnie kazał pana doktora wezwać. To były jego ostatnie słowa:  spro-
wadzcie doktora Otrębusa .
 To chyba największe wyróżnienie, jakie mnie spotkało w czasie mojej czte-
roletniej praktyki w Niekłaju. Doprawdy jestem dumny  rzekł wciąż zgryzliwie
doktor Otrębus, zabrał się jednak do badania znachora.
 No tak  powiedział wstając  będę go musiał również zabrać do szpitala.
Wierzcie mi, że wolałbym zabrać żmiję. Nie macie pojęcia, ile mnie kosztuje ta
decyzja. Muszę przezwyciężyć poważne wewnętrzne opory.
 To bardzo szlachetnie z pana strony, że zechciał pan przyjść z pomocą
nieszczęśliwemu. . .  chciałem powiedzieć  koledze , ale w porę ugryzłem się
w język.
 Obowiązki lekarza są bardzo ciężkie  dodał ze zrozumieniem Majta. 
Tym bardziej, że to jeszcze nie koniec. . . Musi pan doktor zbadać tych ludzi, co
czekajÄ… na dworze.
 Chłopcy, nie żartujcie ze mnie.
 My nie żartujemy. Niektórzy są naprawdę poważnie chorzy. A z powodu
wypadku znachora zostali pozbawieni opieki lekarskiej.
 Tylko niech pan doktor ich nie spłoszy  powiedziałem.  Oni są w pew-
nym sensie rozpieszczeni przez znachora. . .
 Co?!  nastroszył się doktor Otrębus.
 Musi pan być dla nich czuły jak Karolus. Karolus nawet jak szkodził lu-
dziom, to robił to czule. I musi pan każdego pocieszyć. To są przeważnie bardzo
nieszczęśliwi ludzie. Najlepiej gdyby pan mówił do nich  serca złote . . .
Doktor Otrębus poczerwieniał. Już myśleliśmy, że nas oklnie, ale na szczęście
opanował się.
76
 Macie duże wymagania  skrzywił się.  No, ale spróbuję choć raz do-
równać Karolusowi. Wpuszczajcie ich po kolei, tych pieszczochów.
Rzuciliśmy się do drzwi.
 Nie, poczekajcie jeszcze  zatrzymał nas  musimy najpierw wyekspe-
diować do szpitala tych zatrutych. Biegnijcie do ambulansu po nosze, serca złote.
Co ja powiedziałem?!  otrząsł się.  Niesłychana historia!
ROZDZIAA IX
Nazajutrz przekroczyliśmy progi szkoły z minami skazańców. Oblicza nasze
wprawdzie były czyste, bez wysypki, ale wzrok ponury. . . tak, wiedzieliśmy do-
brze, nic już nas nie uratuje. Ten piękny wiosenny dzień będzie dniem naszej
matematycznej klęski.
Przed drzwiami klasy Cykucki nie wytrzymał nerwowo i chciał haniebnie ra-
tować się ucieczką, ale dogoniłem go na schodach.
 Bądz mężczyzną, Cykuś  powiedziałem  to prawda, że wszystko
sprzysięgło się przeciw nam i będziemy rozkwaszeni przez Kwasa; ale za to zrobi-
liśmy coś bardzo ważnego. Uratowaliśmy ludzi od znachora. To chyba jest coś. . .
 Tak, ale nie uratujemy siebie od klasówy  jęknął grobowo Cykucki.
 To nic, teraz będzie nam łatwiej to znieść  powiedziałem.
Niestety, Cykuś nie był o tym przekonany. Tym większe więc należy mu się
uznanie, że zdołał przezwyciężyć wewnętrzne opory, podobnie jak Otrębus ba-
dający znachora, i pozwolił zaprowadzić się do klasy, wykazując dużą odwagę
cywilnÄ….
Los nam oszczędził przynajmniej mąk oczekiwania, bo lekcja matematyki by-
ła pierwsza. Kwas zjawił się punktualnie i podyktował nam bez zbędnej zwłoki
trzy arcyprzyjemne zadanka: jedno o pociÄ…gach jadÄ…cych naprzeciwko siebie, dru-
gie o samochodzie ścigającym rowerzystę, a trzecie o złośliwym rolniku, któremu,
na naszą zgubę, zachciało się obsiewać część pola bobem, drugą część peluszką,
a resztÄ™ pasternakiem.
W klasie zapanowała iście kosmiczna cisza. A potem zamiast skrzypienia piór
rozległ się szelest papieru. To drugoroczny Dendroń z ostatniej ławki wyciągnął
plik ściągaczek i chciał je puścić w obieg po klasie. Niestety, nie docenił słuchu
pana Kwasa. Pan Kwas kiwnął na niego palcem i kazał mu podejść do tablicy.
Dendroń zręcznym ruchem wsunął ściągaczki do pantofla, ale okazało się, że nie
docenił tym razem wzroku pana Kwasa. Pan Kwas kazał mu zdjąć pantofel i wy-
łuskał z niego dowód przestępstwa, czyli corpus delicti w całej okazałości.
 Dziękuję, Dendroń, z tobą już sprawa załatwiona. Szybko i bezboleśnie.
Możesz pójść pobrykać na korytarz.
Dendroń czerwony jak pomidor wyszedł z klasy.
78
Pan Kwas obszedł wszystkie ławki i kazał pokazywać ręce, gdyż jak słusz-
nie przypuszczał, niektórzy chłopcy mieli na dłoniach wypisane matematyczne
wzory. Tym nieszczęśnikom polecił umyć ręce w umywalni. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dona35.pev.pl