[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Nie. To drzewo muszę zawiezć na miejsce.
 To idz. Tylko uważaj, bo cię może skląć.
 Za co?
 Jak już tak chcesz wiedzieć, to ci powiem. Niemców nie lubi. Dziwisz się?
Hilda nie odpowiada. Ustawia na wagonik garnek z zupą, kładzie obok kromkę chleba i
zaczyna pchać.
 Poradzisz bez konia?
 PoradzÄ™.
 Więc prosto, a potem trochę w lewo. Szyny cię zaprowadzą.
 %7łal panu konia, tak?  pierona z babami!  stary wpada we wściekłość.  Czemuś od ra-
zu nie powiedziała, że chcesz z koniem?  odwraca się. Bury!
 A Gucka by pan nie dał?
 Donnerwetter, takie zamieszanie, jakby królowa jaka przyjechała. Sam z tym pójdę.
 Nie.
 To Gucka ci nie dam  duży, ciemny koń jest już tuż przy nich.  Idziesz z Burym czy
nie? Też dobry koń.
 IdÄ™.
 I nie śmiej się, bo nie ma z czego. Chyba z własnej głupoty. I uważaj!  mamrocze jesz-
cze stary, przypinajÄ…c linkÄ™ konia do zaczepu wagonika.  Wio!  ruszajÄ….
Hilda dochodzi ze swoim zaprzęgiem do miejsca, gdzie rozwidlają się trzy korytarze. Za-
stanawia się chwilę, po czym zostawiwszy wagonik z koniem w ciemnościach, rusza niezde-
cydowanie przed siebie jedną z odnóg.
Krąg żółtego światła, płynący z karbidówki, którą niesie, sięga nie dalej niż na pięć kro-
ków. Korytarz obniża się i dziewczyna zawraca. Wchodzi w sąsiedni korytarz. Posuwa się
środkiem wąskich torów.
Po przebyciu kilkunastu metrów zaczyna kaszleć. Opiera się o wilgotną ścianę. Dyszy.
Szelest spadających kropli potężnieje w jej uszach, przeradzając się w potężny szum. Ca-
łym wysiłkiem woli zmusza się do biegu. Potyka się i pada, wypuszczając karbidówkę z dło-
ni. Zwiatło miga jeszcze chwilę, po czym gaśnie. Leżąca próbuje podnieść się, unosi tylko
głowę. Z wolna traci przytomność.
Dociera do mej jakieś miarowe dudnienie. Gdzieś z boku pojawia się światło. Duży cień
przybliża się.
 Bulla!... Klemens!
Głos jest wyrazny i coraz bliższy. Nie ma sił odpowiedzieć.
Piotr podbiega, przyklęka. Spogląda zdumiony, podnosi ją za ramiona i sadza, opierając
plecami o ciemną ścianę.
 Lepiej?
 Dobrze  Hilda patrzy z bliska na jego twarz.
 Tam!  jeniec obejmuje jÄ… ramieniem i prowadzi. PodchodzÄ… do wagonika ze stojÄ…cym
koniem.
 Dziękuję  szepce dziewczyna.
108
 Tu jest kawa... Napij... Niech siÄ™ pani napije  Amerykanin podaje jej garnek. Hilda
upija Å‚yk.
 Ona jest... dla pana  mówi szeptem.
 Bóg zapłać  mężczyzna manipuluje przy lampie Hildy. Zapala ją. Spogląda na twarz
dziewczyny.  No jak?
 Zupełnie dobrze.
 Jeśli zupełnie dobrze, to mogę z panią pogadać. Czego pani tu szuka, do jasnej cholery?!
 Poszłam sobie na..  Hilda zaczerpuje tchu  ...spacer.
 Zastanawiam się, czy jest pani naprawdę taka głupia, jak wygląda.
 Dziękuję.
 Nie ma za co.
 Zaraz widać, że pan dawno nie rozmawiał z kobietą.
 Ja z panią w ogóle nie chcę rozmawiać! Co pani tu robi?! Kto panią przysłał?
 Jeśli panu teraz odpowiem, to to będzie rozmowa.
 Dalej, niech pani mówi!
 A więc będziemy rozmawiali?...
 Idiotka! Niech się pani wreszcie przestanie zgrywać! Tu wszędzie gaz! Gdybym przy-
szedł trochę pózniej... Bulla pani pozwolił tu iść?
 Powiedział, że niedaleko.
 Stary cymbał! Pogadam z nim.
 Przykro mi, że pana zdenerwowałam.
 Jeśli pani nie przestanie pleść bzdur, to...
 To co?
 Tu nie salon! Gadaj, kto cię przysłał!
 %7łe nie salon, stwierdzam od razu. Chociaż...  Hilda rozgląda się jak gdyby z namysłem.
 Kobieto...  wzdycha Piotr.
 Zauważył pan?...  poprawia włosy i dodaje innym tonem.  Będę od tej pory woziła
wam jedzenie i te stemple.
 Sama?
 Sama.
 I będzie pani ładować to wszystko tam, na górze?
Potakuje ruchem głowy.
  Wyróżnili panią... Za co?
 Sabotaż.
 Aadnie. Co pani zrobiła?
 Przesłuchanie?
 Jak pani nie chce, to niech pani nie mówi. Pani jest Niemką?
 CholernÄ…. Niech pan je, bo wystygnie.
 Ja jestem Amerykanin.
 Wiem. No i co z tego?
 Dużo. Diabelnie dużo.
 Widziałam już pana na górze, po wypadku.
 Aha, to pani z tą herbatą. Pamiętam.
 Niech pan je!
 Zaraz. Kto pani kazał wozić tutaj te stemple?
 Hartmann.
 Bydlę. A co słychać? Jakie wiadomości?
 Nie rozumiem.
 Jest wojna, nie?
 Ach, na frontach. Wszystko w porzÄ…dku.
109
 Dla kogo?
 Można tu palić?  Hilda wyjmuje paczkę z papierosami. Pstryka w nią palcem.
 Tutaj nie  Amerykanin bierze łyżkę.  Czy to prawda z tym pani sabotażem?
 Nie, nieprawda. Wysłali mnie tu na odpoczynek.
 Mogli panią wysłać z innego powodu.
 Rozumiem.
 Zwietnie. Pojętna pani jest.
 Niech pan je!  Hilda podaje mu garnek z zupÄ…. Piotr zabiera siÄ™ do jedzenia. Podsuwa
garnek w jej kierunku.
 Są dwie łyżki.
 Nie, dziękuję.
 O, jak grzecznie! Mamusia włożyła wiele starań w pani wychowanie. A może BDM?
 Nie byłam w BDM.
 Więc jednak mamusia.
 Niech pan nie kpi.
 Dlaczego? Wcale nie kpię. Jesteście bardzo wykształconym narodem. Uczycie się grać
na fortepianie, studiujecie malarstwo, biologię... To, że zabijacie, to tylko wyładowywanie
nadmiaru energii. Niech mi pani pokaże swoją rękę!
Hilda podaje mu rękę niezdecydowana.
 Tak. Zniszczona, ale palce długie, kształtne... Uczyła się pani grać na fortepianie?
 Kiedy... ja...  po chwili wahania, Hilda decyduje się nagle.  Uczyłam.
 No jasne. Cichy, spokojny dom z białymi firankami w oknach i zapach kawy. Ogródek,
kwiatki...
 Za dużo pan mówi. Proszę jeść!
 Słusznie  Piotr je przez chwilę w milczeniu.  A co wyrwało panią z tego spokojnego
domu? Dziewczyna zmienia siÄ™ na twarzy. Milczy.
 No, zastanawiam się, kto mógł panią zmusić do oderwania się od tej idylli. No?
 Przyszli po mnie i...
 Kto? Do takiej dziewczyny to może przychodzić listonosz z listem od chłopaka, dostaw-
ca mleka, facet z pralni... No, kto jeszcze?...
 Gestapo.
 Po paniÄ…?  Piotr spoglÄ…da z niedowierzaniem.
 Nie. Zabrali moich... rodziców. I ja potem...
 Przepraszam.
 Za co?
 Za te wszystkie pytania. Nie znałem w życiu wiele kobiet. Musiałem zarabiać. Uczyłem
się, studiowałem... pomagałem bratu, który jest... po heine. Czasu nie było... A już tutaj...
Jestem trochę zakonnik. Właściwie byłem taki przez całe życie. Jaka pogoda tam, na górze?
 Było słońce, ale takie jakieś...
 Zamglone?
 Nie. Wiatr nawiewał chmury...
 ...i one przesuwały się po słońcu. Wiem. Jaki wiatr?
 Nie rozumiem.
 Jest wiele wiatrów. Są wilgotne albo suche. Miękkie, słabe, idące tuż nad ziemią. Są ta-
kie jak tchnienie lub też wściekłe, szalone, atakujące człowieka ze wszystkich stron. Mówi
pani, że wiatr nawiewał chmury na słońce. Więc musiał dąć wysoko. Tylko skąd? Ze wscho-
du? Z zachodu?...
 Nie wiem. Nie pamiętam. Strącał liście z drzew. Gdzie się pan tak dobrze nauczył po
niemiecku?
110
 Bona, studia... Więc jesień. Wszystko zmienia kolor. Buki na stokach gór zaczynają pło-
nąć... W parkach dzieci zbierają kasztany i kolorowe liście... Widziała pani konie?
 Tak. Biedne.
 Biedne? Nie wiedzą, co to wolność, więc nie czują jej braku. Wy, Niemcy...
 Niech pan skończy!
 Już nic  Piotr nasłuchuje.  Uwaga! Szybko!  nagle podrywa się i ująwszy konia przy
pysku za uzdę prowadzi go przed siebie z pośpiechem. Hilda biegnie tuż obok niego.
Głuchy dudniący pogłos narasta. Dzwięk ten staje się coraz potężniejszy. Korytarz, którym [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dona35.pev.pl